Awansować do ekstraklasy to duża sztuka. Ale jeszcze większa się w niej utrzymać. Ale można to zrobić. A nawet coś więcej.
Widzew walczy o awans do PKO Ekstraklasy. Jest na dobrej drodze, bo zajmuje drugie miejsce w tabeli. Ale ma dużą konkurencję, bo po jesiennej fazie rozgrywek szansę na to, by o ten awans walczyć na nawet jedenaście innych drużyn. Jest wśród nich ŁKS, który co prawda jest na dziewiątej pozycji, ale do strefy barażowej traci tylko punkt i jeszcze ma jeden mecz rozegrany mniej.
Oczywiście największe szanse, by dołączyć do piłkarskiej elity w Polsce mają Miedź Legnica i Widzew, ale przykład z poprzedniego sezonu Górnika Łęczna pokazał, że naprawdę wszyscy są jeszcze w grze. Zespół trenera Kamila Kieresia skończył przecież zasadniczą część rozgrywek na szóstym miejscu, a wygrał oba barażowe mecze – m.in. finał na stadionie ŁKS-u – i awansował.
Awans to oczywiście wspaniała sprawa dla klubu i jego kibiców. Ale świętowanie się kończy i trzeba było zderzyć się z rzeczywistością, czyli ekstraklasą. Ostatnie lata pokazały, że przeskok jest ogromny. Z poprzedniego sezonu w Fortuna 1. Lidze pamiętamy Bruk-Bet Termalikę Nieciecza, która bardzo długo było poza zasięgiem rywali. Dopiero później złapała zadyszkę, ale miała tak dużą przewagę, że do PKO Ekstraklasy awansowała bezpośrednio. Dzisiaj jest na ostatnim w tabeli. W 17. meczach zdobyła tylko 12 punktów. Wygrała tylko dwa mecze. Trener Mariusz Lewandowski, tak chwalony w poprzednim sezonie, już nie pracuje z drużyną z Niecieczy, bo został zwolniony. Od bohatera do zera w kilka miesięcy.
Tuż nad Bruk-Betem jest, a jakże, wspominany już wcześniej Górnik Łęczna. Zespół trenera Kieresia uzbierał 15 punktów (3 wygrane). Trener pracuje dalej z zespołem, ale o to że „dociągnie” do końca sezonu lepiej się nie zakładać.
Ostatni beniaminek to Radomiak, który na szczęście jest przykładem tego, że drużyna, która awansuje może sobie poradzić w ekstraklasie. W Radomiu już długo budują zespół, robią to z głową i na spokojnie, ale wiedzą też, że wzmacniać się trzeba (o tym poniżej). Świetną robotę wykonuje trener Dariusz Banasik i Radomiak po jesieni jest na piątym miejscu tracąc tylko punkt do pucharów. Czyli jednak się da.
To jednak wyjątek potwierdzający regułę, że przeskok z drugiego poziomu rozgrywek na pierwszy jest ogromny. W poprzednim sezonie z PKO Ekstraklasy spadło Podbeskidzie Bielsko-Biała, czyli beniaminek. Drugi, czyli Stal Mielec, nie spadł tylko dlatego, że wtedy z ligi leciała tylko jedna drużyna. Stal była przedostatnia, przed Podbeskidziem.
Jeszcze sezon wcześniej z elitą pożegnał się ŁKS, czyli beniaminek. Drużyna z al. Unii zdecydowanie odstawała wtedy od reszty. Ligę skończyła na ostatnim miejscu z 24 punktami. Kolejna Korona Kielce miała aż 11 oczek więcej, a do bezpiecznego miejsca brakowało ich ŁKS-owi aż 21! Przepaść ogromna. Lepiej poradził sobie Raków Częstochowa, czyli drugi z beniaminków, czyli zespół budowany tak jak Radomiak, spokojnie i mądrze. Zespół trenera Marka Papszuna skończył ligę na 10. miejscu. W kolejnych latach Raków wspinał się wyżej.
W sezonie 2017/2018 awanse wywalczyły Miedź Legnica i Zagłębie Sosnowiec. Rok później z ekstraklasy spadły… Miedź i Zagłębie, chociaż zespół z Legnicy walczył do końca. Zagłębie odstawało bardzo.
Cofnijmy się jeszcze dalej. Sezon 2016/2017 to wielka chwila w historii Sandecji Nowy Sącz, która wygrała 1. ligę i po raz pierwszy w historii awansowała do ekstraklasy. Trenera Radosława Mroczkowskiego podrzucano do góry. Ale jak mawia jego kolega Michał Probierz: „Podrzucali, podrzucali, ale zapomnieli złapać”. Rok później Sandecja pożegnała się z elitą, skończyła ligę na ostatnim miejscu. Rozgrywki kończył jednak już zupełnie inny trener, bo Mroczkowskiego nie złapano. Utrzymał się za to drugi beniaminek Górnik Zabrze. Był wysoko – na czwartym miejscu.
O przeskok z pierwszej ligi do ekstraklasy pytamy właśnie trenera Mroczkowskiego. – Mogę to potwierdzić. Przeskok rzeczywiście jest duży, a wiąże się to z pieniędzmi. Nie wszystkie kluby, które awansują, mają je, by odpowiednio wzmocnić zespół, by dokonać od razy trafnych transferów. A to konieczne – uważa. – I przeważnie to źle się kończy, co widać w ostatnich latach i teraz. W Radomiaku zrobili po awansie naprawdę dobre transfery. Obudowali pierwszoligowy skład solidnymi piłkarzami i są efekty. Bez tego nie ma szans.
Mroczkowski wspomina o wielu właścicielach klubów, którzy po awansach myślą, że mają już bardzo dobrą drużynę, bo przecież wygrali ligę, i chcą sprawdzić, jak poradzi sobie w ekstraklasie. – Czekają zbyt długo i taka drużyna płaci frycowe. Już na początku rozgrywek gubi się cenne punkty, co potem okazuje się bardzo kosztowne – mówi.
Według Mroczkowskiego takie klubu jak Miedź, Widzew, czy inne które myślą o awansie, już tej zimy powinni solidnie się wzmocnić.
– Zimowe okienko jest trudne, ale naprawdę ważne. Trzeba sprowadzać piłkarzy już na miarę ekstraklasy, by byli realnymi wzmocnieniami już po awansie. Ustalone są już też warunki finansowe. Kluczowe będzie oczywiście okno letnie, ale najpierw tę ekstraklasę trzeba przecież wywalczyć i mieć już trzon drużyny.
Radosław MroczkowskiReklama
I dodaje: – Przykładów klubów, którzy wprowadzają piłkarzy do najwyżej klasy przez kilka niższych lig nie ma wiele. To raczej wyjątki. Ci, którzy chcą coś znaczyć, albo po prostu od razu nie spadać z ekstraklasy, muszą się wzmacniać piłkarzami o większym potencjale.
W Widzewie wydają się to wiedzieć, bo klub zapowiada zimowe transfery, co najmniej dwa, a pewnie będzie ich więcej. Z kolei Tomasz Salski, prezes ŁKS-u uważa, że kadra zespołu jest na tyle silna, że nie potrzebuje wzmocnień. Zapewne wpływ na to ma też fakt, że rok temu przeszarżował i zimą zaszalał na rynku transferowym, co odbija się czkawką do dzisiaj.
Na pewno i przy al. Piłsudskiego 138 i przy al. Unii 2 powinni być bardziej cierpliwi i pozwolić trenerom (mądrym) budować drużyny. W mijającym roku Widzew prowadziło trzech trenerów. ŁKS o jednego więcej.
Dariusz Banasik pracuje w Radomiaku od czerwca 2018 roku. Marek Papszun w Rakowie od kwietnia 2016 roku.