Tomasz Stamirowski, jeden z członków Stowarzyszenia RTS Widzew, chce przejąć spółkę, do której należy drużyna piłkarska. Innych poważnych ofert nie ma.
Stamirowski został członkiem SRTS Widzew po reaktywacji, a w czerwcu 2018 roku był nawet prezesem stowarzyszenia. Wszystko wskazuje, że we wtorek przejmie większościowy pakiet akcji widzewskiej spółki, a konkretnie 79 proc. Jak się dowiadujemy, oferta Stamirowskiego jest dziś jedyną poważną i większość członków SRTS gotowa jest ją zaakceptować.
Skąd Stamirowski, partner zarządzający w funduszu Avallon, wziął się w Widzewie? – Tak jak chyba dla większości osób ze Stowarzyszenia, dla mnie działalność w jego ramach jest spłatą długu emocjonalnego związanego zarówno z Widzewem, jak i z Łodzią. Jestem kibicem Widzewa od blisko 40 lat i w związku z tym przeżyłem wiele szczęśliwych chwil oraz sportowych emocji – mówił trzy lata temu.
Według naszych informacji, Stamirowski zadeklarował zainwestowanie w klub 14 mln zł w ciągu pięciu lat. Na początek zapowiedział wpłacenie 2 mln zł. To tyle, ile wyniosła strata spółki za poprzedni rok. Za sprawy sportowe ma odpowiadać Łukasz Masłowski, który pełnił już tę funkcję dwa lata temu. Nie udało się wówczas awansować do pierwszej ligi, co zaowocowało zmianą władzy. Gdy prezesem została Martyna Pajączek, Masłowski odszedł.
– Jeśli Tomasz Stamirowski chce zainwestować swoje pieniądze, ma prawo dobrać sobie współpracowników, nawet gdy wywołują kontrowersje, jak Masłowski – mówi nam jeden członków SRTS Widzew.
Najważniejsze jest jednak to, że dla Stamirowskiego nie ma dziś poważnej alternatywy, a dotychczasowa formuła się wyczerpała. Owszem, od kilku miesięcy pojawiają się pogłoski o zainteresowaniu potencjalnych inwestorów, lecz konkretów nie ma. Była propozycja Moisesa Israela Garzona, hiszpańskiego prawnika, lecz po jej dokładnym sprawdzeniu okazało się, że była nie do przyjęcia. Stał za nią bowiem tajemniczy kapitał z Ekwadoru, a potencjalny właściciel chciał zmiany statutu spółki, by nie była non profit, jak jest obecnie.
Następnie były oferty od równie tajemniczych inwestorów z Belgii, Szwajcarii, Austrii i Polski. Żadna nie wyszła poza wstępne zainteresowanie. Pojawili się też tajemniczy Włosi (w internecie pisano, że zaangażowany w to był Ugo Ukah), lecz propozycja była mało konkretna. Zresztą nie było wiadomo, kto naprawdę za tym stał, bo ślady wiodły z Modeny do Sassuolo.
Ostatnimi chętnymi byli ludzie z Warszawy, reprezentowani przez Macieja Terleckiego. Pisała o tym “Gazeta Wyborcza”, a my dowiedzieliśmy się, jakie były szczegóły. A mianowicie, Widzew miałby kupić teren po EC2 przy al. Politechniki, a następnie odsprzedać go “inwestorom”. Różnicę mógłby zachować dla siebie. – Trudno coś takiego traktować poważnie – usłyszeliśmy w klubie.
Pojawiły się też pogłoski, że nowym prezesem Widzewa miałby został Jacek Kruszewski, do lipca ubiegłego roku kierujący Wisłą Płock. Wywołało to sprzeciw kibiców. Ludzie z otoczenia Stamirowskiego dementują jednak tę informację.