Niby człowiek wiedział, ale łudził się, że może w Poznaniu uda się uniknąć porażki z liderem ligi Lechem. Zabrakło wielu rzeczy, a przede wszystkim jakości.
Jak zawsze wśród kibiców byli optymiści, bo kibic wierzy bez względu na okoliczności. Tym bardziej że był to pierwszy mecz nowego roku. Wielu fanów Widzewa zapomniało już, jak drużyna grała jesienią, jak punktowała.
Ale realnie patrząc, Widzew miałby szanse na korzystny wynik w Poznaniu (choćby remis) chyba tylko wtedy, gdyby swojego dnia nie miał Lech. Ale miał i skończyło się dla łodzian źle, wręcz fatalnie, bo to najwyższa porażka w tym sezonie. W tych rozgrywkach Widzew nie stracił jeszcze czterech goli, nie przegrał różnicą trzech. Wcześniej drużynie prowadzonej przez Daniela Myśliwca (a było ich 52) zdarzyło się tylko raz, gdy w grudniu 2023 roku Radomiak zwyciężył 3:0.
A przecież miało być lepiej. W ogóle po zimie, bo zespół miał się dobrze przygotowań, a przede wszystkim wzmocnić. Szefowie klubu zapewniali kilkakrotnie, że transfery będą, bo muszą być. – Wychodzę z założenia, że zespół potrzebuje nowych bodźców. Żeby się rozwijać, trzeba pewne rzeczy zmieniać. Co do formacji, to rozmawialiśmy, że w każdej takie wzmocnienia trzeba poczynić – mówił dyrektor sportowy Tomasz Wichniarek przy okazji stwierdzając, że na radarze jest m.in. dwóch piłkarzy z PKO Ekstraklasy. To gdzie oni są?
Widzew miał też być lepszy jako drużyny, nawet bez wzmocnień. Na konferencji przed Lechem trener Myśliwiec – a znał już wtedy kłopoty kadrowe – że zespół pracował nad różnymi elementami, że usprawnił pewne rzeczy w funkcjonowaniu drużyny, choćby mechanizmy w polu karnym. – Chcemy, by piłkarze nie mieli wątpliwości, jak zachować się, by zniwelować atuty przeciwnika – mówił. Dlaczego więc w Poznaniu widzewiacy atakowali na raz, źle się ustawiali, wyglądali na zagubionych?
Przed meczem wybuchła mała aferka, bo jeden z dziennikarzy zdradził, że Widzew zmieni ustawienie z 4-3-3 na 3-5-2. Lech się na to przygotował. – Chcieliśmy zaskoczyć rywala, jednak ten nie był zaskoczony tym, że pierwszy raz zagraliśmy tak drastycznie zmienionym ustawieniem. Było widać, że Lech jest przygotowany na nasze zmiany. Jak widać, to albo nie był dobry pomysł, albo nie był tak zaskakujący. Z tego właśnie powodu przeciwnik okazał się lepszy, stworzył więcej sytuacji, zdobył więcej bramek i odniósł zasłużone zwycięstwo – mówił po porażce z Kolejorzem szkoleniowiec Widzewa.
Skoro rywale dowiedzieli się wcześniej, że Widzew szykuje duże zmiany w ustawieniu, to może trzeba było zmienić je jeszcze raz? I jednak zaskoczyć? Zmieniać można nawet w trakcie gry. Piłka nożna to trochę szachy, a przecież Myśliwiec w nie grywa.
W nowym ustawieniu – w erze tego trenera drużyna jeszcze tak nie grała – widzewiacy wyglądali na zagubionych, otwarte były skrzydła. W środku też był chaos. A z przodu? Środek wygrali lechici, a dwóch widzewskich napastników czekało na piłkę, której się nie doczekało. Trudno, by byli groźni dla rywali, skoro piłka najczęściej była na połowie łodzian.
Tak naprawdę jednak Widzew nie przegrał przez zmianę ustawienia. W swoim typowym też by zapewne przegrał. Bo przegrał głównie jakością. Miał lepszych twardych i dobrze ustawiających się obrońców, miał lepszych pomocników, bardziej kreatywnych od widzewiaków. Przede wszystkim miał indywidualności i one wygrały ten mecz. Alfonso Sousa i Mikael Ishak strzelili po dwa gole, mieli kolejne szanse. Byli szybsi, odważniejsi, byli po prostu lepszymi piłkarzami: lepiej prowadzili piłkę, lepiej nią operowali, lepiej strzelali. To była jakość, jakiej w Widzewie nie ma i nie będzie, jeśli jego szefowie nie sięgną głębiej do kieszeni, nie będą mieli lepszego rozeznania i nie będą odważniejsi. Potrzeba lepszych piłkarzy. W tym składzie czerwono-biało-czerwoni pozostaną średniakiem, a niestety może być tak, że i słabeuszem.
W Poznaniu Widzew dostał obuchem w głowę. Może to przebudzi, kogo trzeba?