Zimowe okienko transferowe w Polsce nieubłaganie się kończy. To czas, w którym łódzkie kluby miały się wzmocnić, by wiosną prezentować się lepiej niż jesienią. Zamiast tego ŁKS i Widzew stracili najlepszych napastników. Obaj piłkarze wybrali grę w Niemczech.
Wszyscy dyrektorzy sportowi powtarzają, że zimowe okienko transferowe jest trudniejsze od letniego. Głównym problemem jest fakt, że zdecydowana większość zawodników ma ważne kontrakty, co oznacza, że trzeba liczyć na rozwiązanie kontraktu piłkarzy za porozumieniem stron (co raczej dotyczy słabych zawodników), lub zapłacić ich obecnym klubom. Latem sytuacja jest inna, można więcej pieniędzy zaproponować samemu piłkarzowi – czy to w comiesięcznym wynagrodzeniu, czy jednorazowo przy podpisie.
To jednak nie odstrasza innych od wyciągania piłkarzy z polskich klubów. To portal „Łódzki Sport”, więc weźmiemy pod lupę Widzew i ŁKS, z których odeszli bramkostrzelni napastnicy: Imad Rondić i Stefan Feiertag.
„Napastników szuka się zawsze”.
„Najtrudniej znaleźć dobrego napastnika”.
„Za bramkostrzelnego napastnika trzeba dużo zapłacić”.
To tylko kilka ze stwierdzeń, które przewijają się w narracji polskich klubów. Ale ponownie – niestety za granicą są kluby, dla których nie jest problemem wyciągać takich graczy. Najbardziej uwiera mnie fakt, że Rondić i Feiertag bardzo chcieli opuścić łódzkie kluby na rzecz niemieckich, występujących w niższych ligach.
Jak to świadczy o polskiej piłce, skoro transfer z ekstraklasy do 2. Bundesligi jest uznawany za milowy krok w rozwoju zawodnika, a przejście z pierwszej ligi do 3. Bundesligi to „spełnienie marzeń”? Nie przesadzam. Sami piłkarze są zachwyceni takimi transferami.
– Dla mnie gra dla niemieckiego klubu z takimi tradycjami to spełnienie marzeń. Tym bardziej, że mamy szansę na awans do drugiej Bundesligi – mówił Feiertag po podpisaniu kontraktu z 1. FC Saarbrucken.
– Jestem naprawdę szczęśliwy, że jestem teraz w FC Koeln. Gdy tylko dowiedziałem się o zainteresowaniu, nie miałem żadnych wątpliwości, nie wahałem się ani chwili – podkreślił Imad Rondić.
W przypadku Rondicia mówimy nie tylko o awansie sportowym, ale i finansowym. Z tego co usłyszeliśmy, zawodnik może liczyć na nawet cztery razy większe zarobki niż w Widzewie. Same decyzje piłkarzy nie mogą więc dziwić. Martwi za to kondycja polskich klubów.
Tak się złożyło, że ostatnio wywiadu w FootTrucku udzielił Łukasz Masłowski, dyrektor sportowy Jagiellonii. Chociaż nie wprost, to potwierdził, że europejska piłka kompletnie nam odjechała. Jak inaczej interpretować takie słowa, wypowiedziane przez mistrza Polski?
– Na dzisiaj to znak firmowy Jagiellonii – szukasz piłkarzy, którzy mają swoje problemy. Chciałbym, żeby to się z czasem zmieniało, ale tak jest – zdradził Masłowski.
Czołowych polskich klubów nie stać dzisiaj na piłkarzy, którzy wyróżniają się w ekstraklasie. Przez to mnóstwo utalentowanych nastolatków ucieka za granicę, by tam spróbować swoich sił. Dla włoskich, niemieckich, chorwackich, belgijskich, norweskich, duńskich czy nawet czeskich klubów zapłacenie miliona euro za potencjał młodego piłkarza to nic szczególnego. W Polsce za milion euro chcemy mieć ogranego zawodnika prezentującego wysoki poziom sportowy. Tak się nie da. Finansowo i co za tym idzie sportowo Europa nam uciekła. Nie może być inaczej, skoro gwiazdami ekstraklasy są zawodnicy z drugiej czy trzeciej ligi hiszpańskiej.
Jeśli w polskich klubach nie pojawią się większe pieniądze, które będą później rozsądnie(!) inwestowane i wydawane, to dystans między nami a europejskimi średniakami będzie się co pół roku (czyli co okienko transferowe) zwiększał. O grze w Lidze Mistrzów pozostanie nam tylko marzyć, a za niesamowity sukces będziemy uznawać wygrane w Lidze Konferencji Europy. Smutne to, ale prawdziwe.
ŁKS ŁódźPKO Ekstraklasatransfery ŁKStransfery WidzewWidzew Łódź