Widzew znów ma problem z minutami młodzieżowców. Sytuację będzie musiał naprawić nowy trener drużyny.
Kolejny już sezon w PKO Ekstraklasie obowiązuje przepis o młodzieżowcu. Wcześniej w składzie każdej drużyny przez cały czas trwania meczu musiał być młody polski zawodnik, od poprzedniego sezonu młodzieżowcy w całym sezonie muszą rozegrać 3000 minut. Jeśli tak się nie stanie, to klub zapłaci karę, nawet 3 miliony złotych. W poprzednich rozgrywkach wymogu nie spełnił mistrz Polski Raków Częstochowa. Widzew zrobił to w ostatniej chwili i płacić nie musiał.
CZYTAJ TEŻ: Cel nowego trenera Widzewa? “Wygrana w każdym meczu”
W tym sezonie status młodzieżowca należy się graczom z polskim obywatelstwem, którzy w roku kalendarzowym, w którym następuje zakończenie rozgrywek, kończą 22. rok życia oraz młodszym (w tym sezonie rocznik 2002 i młodsi).
W tym sezonie w Widzewie będzie z tym chyba jeszcze większy problem, bo Janusz Niedźwiedź, którego od wtorku w klubie już nie ma, stawiał na młodych jeszcze mniej chętnie niż w rozgrywkach 2022/2023. Na inaugurację, w spotkaniu z Puszczą Niepołomice, w składzie nie było wręcz żadnego młodzieżowca. Potem Niedźwiedź zaczął dawać szansę Filipowi Przybyłkowi. Po kolejnych spotkaniach do ogólnej puli mógł sobie dopisać kolejno: 62, 90, 66, 90, 45 i ostatnio z Legią Warszawa kolejne 45 minut. W sumie daje to 398 minut. A przypomnijmy, że maksymalnie w jednym meczu można uzbierać 270 minut, np. w przypadku gry trzech młodzieżowców od pierwszej do ostatniej minuty. Już więc na półmetku rozgrywek, a nawet wcześniej, można załatwić sprawę. Dziesięć meczów z trzema młodymi graczami to 2700 minut.
Widzew póki co wypełnił niewiele ponad 13 procent limitu. Żeby odrobić straty, zakładając, że do końca rozgrywek w jednym meczu młodzieżowiec czy młodzieżowcy, będą na boisku przez 90 minut, do odrobienia na tym etapie rozgrywek jest 170 minut. Oczywiście jest to do zrobienia, bo sezon jest jeszcze długi.
Ale są jeszcze gorsi od Widzewa. To Legia (13 procent), Radomiak (12) oraz Raków (6,1). Na drugim biegunie są Zagłębie Lubin oraz Piast Gliwice, które wypełniły już niemal połowę limitu.
W klubie zdają sobie sprawę z problemu. – Zdajemy sobie sprawę z tego, że tych rozegranych minut jest mniej niż powinno być. Musimy mieć długoterminowy plan na to, jak zrealizować ten wymóg, bo jako klub nie chcemy płacić kary – mówił w środę wiceprezes Widzewa Maciej Szymański, po czym dodał: – Pół żartem, pół serio powiem, że jeśli ktoś poszukuje szantażysty, to ja jestem słabą osobą, bo tylko w dwóch z siedmiu meczach młodzieżowcy rozegrali po 90 minut, więc moja skuteczność jest niewielka. Oczywiście, wszystkie te rzeczy były ustalone z trenerem Niedźwiedziem, przyjmowaliśmy to ze zrozumieniem i tu wracam do kwestii szacunku do zawodników, trenerów oraz wszystkich pracowników.
Kto może odrabiać te straty i zaliczać kolejne minuty? W tej chwili wykluczona jest gra kontuzjowanych Jana Krzywańskiego i Filipa Przybułka. Zresztą ten pierwszy musiałby stanąć na głowie, by wygrać rywalizację z Henrichem Ravasem. Do gry pozostają więc Antoni Klimek oraz Dawid Tkacz, który przeciwko Legii zadebiutował w oficjalnym meczu Widzewa i w pierwszym składzie. W kadrze są jeszcze młodzi gracze z Akademii Widzewa. Niewykluczone, że potencjał któregoś z nich dostrzeże nowy trener Daniel Myśliwiec.
Nowy szkoleniowiec łódzkiej drużyny nie wydaje się przerażony, a nawet zaniepokojony sytuacją, jaką zastał. Ma zadanie do wykonania i zapewnia, że je wykona. – Nie traktuję tego w kategorii problemu, bo nie powiem, że to problem. Dostałem wytyczne – jako klub chcemy spełnić ten limit, jesteśmy na musiku i jak muszę sprawić, by on szybko zniknął. To jak to zrobimy, to moje kompetencje. To nie problem, to wyzwanie – powiedział.