Ku przestrodze i ku nadziei. Ani Widzew nie awansował jeszcze do ekstraklasy, ani ŁKS nie stracił jeszcze szans na powrót do niej. Niedawna historia pokazuje, że wszystko może się jeszcze odwrócić.
„Premiera jak marzenia”, „Na tablicy 3:0 się świeci!”, „Derby są nasze! ŁKS królem Łodzi”, „Załatwili sprawę przed przerwą”, „Kto tak pięknie gra? Kolejne pewne zwycięstwo ŁKS”, „Trwa świetna seria piłkarzy ŁKS”, „Nie ma mocnych na ŁKS. Kolejna wygrana do kolekcji” – pamiętacie te tytuły? Dziennikarze i kibice rozpływali się w zachwytach, bo drużyna z al. Unii ogrywała rywala za rywalem. Naprawdę nie było na nią mocnych – w Łodzi i na wyjazdach. ŁKS trenera Wojciecha Stawowego zaczął rozgrywki Fortuna 1. Ligi od siedmiu kolejnych wygranych (plus jedno w Pucharze Polski ze Śląskiem Wrocław) i serii dwunastu meczów bez porażki. Mowa oczywiście o sezonie 2020/2021 równo rok temu.
***
Po 13. kolejkach Fortuna 1. Ligi ŁKS miał na koncie 32 punkty. Bilans: 10 zwycięstw, 2 remisy i 1 porażka. Straconych goli? 9. Zespół z al. Unii był wtedy oczywiście na miejscu dającym awans do PKO Ekstraklasy i wyprzedzał kolejną w tabeli drużynę o 7 punktów. Przypomina wam to coś?
Widzew! Po 13. kolejkach tego sezonu ma 32 punkty. Bilans: 10 zwycięstw, 2 remisy i 1 porażka. Straconych goli? 9. Zespół z al. Piłsudskiego wyprzedza kolejny zespół o 5 punktów (do wczoraj też było 7, ale Miedź Legnica wygrała zaległy mecz z Resovią). Trenerzy i piłkarze zbierają jak najbardziej słuszne pochwały i gratulacje.
Oczywiście zmienili się rywale, z którymi na przestrzeni roku rywalizowały łódzkie drużyny, chociaż kilku oczywiście się powtarza. Jedyną porażkę Widzew poniósł z Arką Gdynia, a ŁKS z Radomiakiem, który jest już w ekstraklasie.
Co ciekawe, drużyna trenera Wojciecha Stawowego była lepsza od zespołu Janusz Niedźwiedzia pod względem zdobytych goli. ŁKS strzelił ich w 13. kolejkach 33 (był najskuteczniejsi w lidze), a Widzew – 29 (teraz też nikt nie zdobył więcej bramek). I ważne – ŁKS nie był wtedy liderem Fortuna 1. Ligi. Jeszcze lepiej rozgrywki zaczęła Bruk-Bet Termalica Nieciecza, która miała 34 punkty. Widzewowi szło wtedy mocno średnio, bo zajmował dopiero 11. miejsce z 16 punktami na koncie, czyli o połowę mniej niż obecnie.
WYGRAJ Z BETFAN W DERBACH ŁODZI
Dokładnie rok temu pochwały zbierali nie tylko trenerzy i piłkarze ŁKS-u, ale też jego szefowie: prezes Tomasz Salski i dyrektor sportowy Krzysztof Przytuła. Za zarządzanie klubem, za transfery. Teraz – co zrozumiałe – swój czas mają działacze Widzewa.
Dlaczego o tym piszemy? Ku przestrodze i ku nadziei. Dla Widzewa ku przestrodze – liga się jeszcze nie skończyła, do rozstrzygnięć daleko. Rok temu seria ŁKS-u została przerwana i potem było już tylko gorzej. Zaczęli go wyprzedzać rywale, przewaga stopniała, a potem już przy al. Unii musieli patrzeć w górę tabeli i liczyć straty. Pracę zaczęli tracić trenerzy, a działacze dobrą prasę. Awansu też nie było, bo ŁKS przegrał w finale barażu z Górnikiem Łęczna, który rok temu po 13. kolejkach tracił do lidera aż 9 punktów, a rozgrywki zakończyła dopiero na 6. miejscu. To ku nadziei dla ŁKS-u.
Oczywiście, szczególnie w piłce nożnej, historia nie musi się powtarzać, więc nie chodzi o to, że teraz przed Widzewem gorszy okres, a może i kłopoty w przyszłości. Równie dobrze drużyna trenera Niedźwiedzia może wygrać wszystkie mecze do końca sezonu. To sport.
Reklama
Na szczęście przy al. Piłsudskiego wydają się to wszystko wiedzieć, bo niedawno mówił o tym (po 11. kolejce) prezes Mateusz Dróżdż. – Proszę sprawdzić, gdzie jest lider po 11 kolejkach z zeszłego sezonu i jakie ma problemy organizacyjne – mówił w jednym z wywiadów, co niektórym się nie spodobało, bo odebrali to jako minimalistyczne podejście i przygotowywanie sobie alibi w razie niepowodzenia. Ale na pewno nie o to prezesowi przecież chodziło, co później wyjaśniał. Na pewno droga do ekstraklasy jest jeszcze długa.
Historia ŁKS-u sprzed roku pokazuje, że Widzew nie może się jeszcze cieszyć z awansu i że ŁKS też wciąż ma szanse, by do PKO Ekstraklasy wrócić (ma teraz tyle samo punktów do szósta Arka Gdynia). W derbach tym bardziej opłaca się walczyć o zwycięstwo, bo każdy punkt może okazać się na wagę złota.
Na koniec najważniejsze – Widzew i ŁKS wciąż mogą wejść do ekstraklasy ramię w ramię. Już kiedyś się to udało. W 2006 roku czerwono-biało-czerwoni wygrali ówczesną drugą ligę, a biało-czerwono-biali byli drudzy. Oba mecze derbowe były w tamtym sezonie niezwykle ciekawe. Taki scenariusz wyjątkowo nam pasuje.