Chciałem napisać pozytywnie o Widzewie. Szukałem dobrych meczów, radosnych chwil, powodów do optymizmu.
Pierwszy, jaki mi się nasunął, to znakomity klip promujący nowe koszulki. Widzew ogólnie jest dobry w klipy i szeroko pojęte internety, ale ten był/jest wybitny. Prosty, szczery, chwytający za serce. Jeśli ktoś zastanawiał się, czy kupić sobie nową koszulkę, zapewne od razu pobiegł do sklepu lub zamówił w e-sklepie. A jeśli nie miał takich planów, to na pewno o tym pomyślał!
Koszulka jest poświęcona kibicom, którzy niezmiennie są pozytywni i nastrajają optymistycznie. Frekwencja jest znakomita, choć panuje opinia, że polski kibic jest kibicem sukcesu. Ale Widzew jest wyjątkiem, choć gra drużyny nie zachęca do przychodzenia na stadion. Przeciwnie, ale o tym później… Przez lata, w trudnych momentach, kibice na stadionie, rzadko zapełniającym się, śpiewali po porażkach “Widzew to my”. Przyznam, że się z tym nie zgadzałem. Teraz przyznaję, że Widzew to przede wszystkim jego niesamowici kibice, których zazdroszczą w większości klubów w Polsce.
Jeśli szukać pozytywów, to na pewno w zarządzaniu. Widzew ma właściciela, może nie wymarzonego przez część kibiców szejka ze współczesnej “Księgi Tysiąca i Jednej Nocy”, ale oddanego klubowi, który wyłożył własne pieniądze na jego działalność, nie mając żadnej pewności, że biznes się opłaci. Bo w naszej szerokości i długości geograficznej na sporcie się traci, i to dużo, a zarabia rzadko.
FELIETON: Czy Widzew zbliża się do sufitu?
Kolejny plus to, że magiczne struktury klubowe podobno działają coraz lepiej, coraz rzadziej słychać nawet narzekania na sklep (patrz – nowe koszulki). Latem udało się nawet zarobić trochę na transferach. No i mityczny ośrodek treningowy widać już na horyzoncie.
Czego więc brakuje? Najważniejszego, czyli wyników. Nawet najlepszy doping, najlepsze spoty i sprawnie działające struktury nie sprawią, że słabi piłkarze zmienią się choćby w solidnych.
Niestety, sportowo Widzew się nie rozwija. To zaskakujące, bo latem trener dostał doświadczonego bramkarza, dwóch bocznych obrońców, stopera, dwóch bocznych pomocników, po sprzedaży Sancheza, napastnika. To nie koniec, bo wiecznie kontuzjowany Kerk zaczął spełniać nadzieje. Jaki jest efekt? Żaden. Bo wtedy i teraz drużyna była na ósmym miejscu w tabeli, dziś ma o punkt więcej, wówczas i teraz strzeliła 17 goli, a przed rokiem straciła 18, czyli o jednego więcej. To najlepszy dowód na stagnację, a nawet regres, biorąc pod uwagę wymienione wyżej okoliczności. Marzenia o dołączeniu do ligowej czołówki, prysły szybko.
Nie widać też nikogo, kogo można by wkrótce sprzedać, a młodzi piłkarze nie tylko się nie rozwinęli, ale cofnęli. Cybulski, który ma potencjał, ostatnio sprawia wrażenie, jakby bał się gry; Klimek na początku sezonu dowiedział się, że najlepiej by było, gdyby znalazł sobie inny klub, został zatopiony. Łukowski, który kilka punktów zapewnił, zniknął zupełnie, a o Diliberto i Nunezie słuch zaginął, a Hamulić i Hajrizi nie mogą doczekać się prawdziwej szansy. Owszem, pojawiają się na chwilę, czasami zawodzą (Hajrizi z Jagiellonią), ale szansy na poprawę nie dostają, w przeciwieństwie do innych kolegów z zespołu, którzy kredyt zaufania mają ogromny.
Piszę o Widzewie od 1993 roku i – naprawdę – pierwszy raz mam wrażenie, że na kolejne mecze nie wychodzą najlepsi. Nigdy nie zarzucałem trenerom, że wystawili zły skład, bo mam zasadę, że jeśli nie oglądałem wszystkich treningów i nie znam dokładnych założeń taktycznych, to nie mam podstaw do krytyki. Ale patrząc na “popisy” niektórych graczy (piłkarzami ich nie nazwę), zacząłem tęsknić na Nunezem, który irytował mnie nonszalancją, ale przynajmniej potrafił wygrać pojedynek jeden na jednego i stworzyć kolegom dwie, trzy okazje. Wspomniany wyżej Hajrizi prawdopodobnie uratował wygraną – bardzo szczęśliwą – z Motorem w Lublinie, za co w nagrodę nie znalazł się w kadrze na Górnika Zabrze. To nie sprzyja budowaniu atmosfery.
Na koniec najważniejsze, kuriozum, z jakim w niedzielę spotkałem się pierwszy raz w życiu. Byłem tak zaskoczony, że spytałem kilku byłych piłkarzy, reprezentantów Polski, nie tylko z Widzewa. Pomyślałem, że być może są nowe trendy i coś mi umknęło… Trener po meczu stwierdził, że spodziewał się przegranej z Górnikiem, bo widział, że w tygodniu drużyna źle trenowała! Wszyscy moi rozmówcy byli równie zaskoczeni jak ja. Albo Myśliwiec jest wizjonerem i uznał, że to może pobudzić jego podopiecznych, albo stracił zupełnie kontrolę nad drużyną. W mojej mini sondzie przeważała ta druga opcja!
Dlatego, niestety, ten felieton nie zakończy się optymistycznym przesłaniem. Ale nie ma ludzi nieomylnych…