Porażka Widzewa z Wartą Poznań nie jest żadną niespodziankę. Większą niespodzianką byłaby pewna wygrana czerwono-biało-czerwonych.
Porażka 0:2 z Wartą Poznań boli, tak jak boli każda przegrana. Nie była to jednak porażka przypadkowa, np. po stracie gola w doliczonym czasie gry, co już się także w Sercu Łodzi zdarzało. Taka przegrana musiała w końcu przyjść i w tym spotkaniu drużyna trenera Janusza Niedźwiedzia na nią po sportowemu zasłużyła.
Zarówno prezes Mateusz Dróżdż, jak i trener Niedźwiedź mówili, że wynik drużyny jest ponad stan. I mieli rację. Chodzi oczywiście o miejsce na podium i zerkanie w stronę europejskich pucharów.
CZYTAJ TEŻ: Widzew czeka kolejna kadrowa rewolucja?
Nie jest to miejsce niezasłużone (bo drużyna je wywalczyła), ale rzeczywiście patrząc na kadrę zespołu, nikt nie miałby pretensji, gdyby była w środku tabeli. Może zresztą tam jeszcze być, bo różnice punktowe nie są duże. W sobotę czołowa drużyna ligi Widzew grała z zespołem środka Wartą, a przecież dzieliła ich różnica tylko 6 punktów. Po wygranej poznaniaków, Warta ma już tylko trzy oczka straty, a jeszcze przed nią zaległy mecz. Jeśli w środę wygra z Wisłą Płock, to nawet wyprzedzi łódzki zespół.
Widzew, chociaż od dawna utrzymuje się w górnej części tabeli, to wcale nie należy do najsilniejszych zespołów ligi. Z dziesięciu ostatnich spotkań wygrał tylko trzy razy. Dwa z tych meczów – z Koroną Kielce i Śląskiem Wrocław – wygrał w ostatnich akcjach. Z Pogonią Szczecin i Legii Warszawa gonił wynik i udało się zremisować. Gdy przegrywał, to pewnie, rywal nie dawał mu żadnych szans. Tak było w pojedynkach z Górnikiem Zabrze, Radomiakiem i właściwie teraz z Wartą.
Łódzkiej drużynie od dawna brakuje za to takiego zwycięstwa – ostatnie miało miejsce w połowie października z Zagłębiem Lubin. Chodzi o wygraną po pełnej dominacji z kilkoma golami. Pewnego i bezdyskusyjnego. Gdyby wziąć pod uwagę tylko ostatnich 10 kolejek, to Widzew byłby dopiero 11! Dlatego trzeba docenić to, że Widzew uzbierał tyle punktów i tak długo utrzymuje się na górze tabeli.
Skupmy się tylko na meczu z Wartą i na siódmej porażce w tym sezonie. Dlaczego Widzew go przegrał? Bo Warta jest w formie. Przed meczem w Łodzi poznaniacy zremisowali z Rakowem Częstochowa i Miedzią Legnica, przegrali z Pogonią Szczecin i wysoko wygrali z Koroną Kielce. Wygląda na typowy zespół grający w kratkę. Ale przed sobotnim meczem przestrzegaliśmy, że Warta będzie bardzo groźnym, może nawet najgroźniejszym rywalem Widzewa tej wiosny. Na boisku się to potwierdziło. Warta robi postępy widoczne gołym okiem. Spójrzmy jeszcze na statystyki i znów weźmy ostatnie dziesięć meczów. Zespół trenera Dawida Szulczka to czołówka ligi. Więcej punktów w tym okresie zdobyły tylko Legia i Raków.
Bo Warta wie, jak grać na wyjazdach. Znów spójrzmy na liczby. To druga najlepsza wyjazdowa drużyna całej ligi po Rakowie. Drużyna z Częstochowy na boiskach rywali wywalczyła 24 punkty, a Warta tylko o 2 mniej. Z kolei Widzew w Sercu Łodzi ma problemy. W tym roku dwa razy zremisował i raz – rzutem na taśmę – wygrał. U siebie przegrał w tym sezonie więcej meczów, niż na stadionach rywali.
Bo Warta ma dobrego trenera, który zna się na robocie. – Na wyjazdach jest tak, że jak my idziemy do pressingu, rywalowi się gra nie układa, to rywal zaczyna się denerwować, bo przecież wstyd z taką Wartą przed własnymi kibicami mieć problemy i uważam, że w Grodzisku nasi przeciwnicy grają spokojniej, a u siebie tak nie grają – powiedział po zwycięstwie. I przed meczem i po nim nie ukrywał, że zna sposób gry drużyn trenera Niedźwiedzia, z którym rywalizował jeszcze w 2. lidze. – Wiedzieliśmy w jaki sposób Widzew buduje swoje ataki. Wiemy, że jak Widzew już jest z piłką w strefie środkowej, to bardzo dobrze potrafią operować, dobrze łapią zejście w takie półprzestrzenie. Ci zawodnicy to czują, ustawiają się bokiem. Widać, że trener Niedźwiedź wprowadził dużo elementów, które miał w swoich poprzednich klubach. Chyba wszyscy piłkarze Widzewa zrobili progres. Jeśli do Widzewa podchodzi się wysokim pressingiem, to wygląda to dobrze. Jedyne problemy jakie mieliśmy, to gdy pressowaliśmy Ravasa, bo on nie panikował w tej pierwszej połowie. Dobrze rozgrywał i to był początek, kiedy zaczynały się jakieś akcje, które Widzew sobie stworzył w pierwszej połowie – tłumaczył. Szulczek z Niedźwiedziem do tej pory nie zwyciężył, ale nauka nie poszła w las i tym razem go przechytrzył.
Bo Widzew był nieskuteczny. Pamiętamy dobrze początek wiosny i niewiarygodne wręcz pudła widzewiaków. Później było lepiej, ale w ostatnią sobotę znów zawiodła skuteczność. Widzew wcale nie musiał tego meczu przegrać, gdyby do bramki rywali trafili Kristoffer Normann Hansen (co najmniej dwa razy), Ernest Terpiłowski, Łukasz Zjawiński i Juljan Shehu. Oni zawalili, a Bartłomiejowi Pawłowskiemu zabrakło szczęścia, bo z rzutu wolnego trafił w poprzeczkę.
Widzew przegrał, bo ma za krótką kołdrę, czyli brakuje mu co najmniej dwóch piłkarzy grającym na wyższym poziomie. Gdy ktoś wypada ze składu, to robi się kłopot. A tak było teraz, bo przecież wystąpić nie mogli Jordi Sanchez, Fabio Nunes i Mato Milos (trzech piłkarzy pierwszego składu!), a w dodatku nie w pełni gotowy był pierwszy zmiennik Chorwata, czyli Paweł Zieliński. I od razu było to widać, bo Terpiłowski nie sprawdził się na prawym wahadle, a zmiennik Jordiego w ataku, czyli Zjawiński, kompletnie zawiódł. Gdyby Widzew miał w kadrze jeszcze jednego dobrego napastnika, to może miałby kilka punktów więcej.
CZYTAJ TEŻ: Zjawa czy napastnik? Kto był w ataku Widzewa?
Zawiódł też kompletnie Juliusz Letniowski, który stracił zasłużenie miejsce w składzie, a po wejściu na boisku popełnił fatalny błąd, który kosztował zespół stratę drugiego gola. Widzew przegrał, bo zimą nie sprowadził lepszego środkowego pomocnika.
Jest jeszcze jedna teoria, którą głosi prezes Mateusz Dróżdż – Widzew nie umie grać po klasykach. Po wygranej w ubiegłym sezonie w derbach Łodzi czerwono-biało-czerwoni przegrali u siebie z Resovią aż 1:4. Teraz, po meczu z Legią, dali się pokonać Warcie. Może coś w tym jest, że po wielkim sprężeniu przychodzi rozprężenie, ale to chyba tylko przypadek.
Widzew, jeśli chodzi o kadrę i potencjał, t drużyna środka tabeli, ale dzięki determinacji i walce do końca potrafi trzymać się górnej części stawki. I dlatego kibicujemy tej drużyny i nie mamy pretensji za takie porażki, jak ta z Wartą.