Poprzedni sezon był dla Widzewa dobry, ale trudno będzie chyba znaleźć kogoś, kto zdecyduje się długo te rozgrywki wspominać. Moim zdaniem ten nadchodzący – bo przecież dla łodzian rozpocznie się dopiero w poniedziałek – będzie podobny: jeśli nazwiemy go za 10 miesięcy solidnym, będzie to powód do dumy trenera Daniela Myśliwca i jego podopiecznych. Znów nie należy oczekiwać niezapomnianych rozgrywek jako całości, a raczej wierzyć, że będzie to sezon bogaty w niezapomniane momenty.
Od czasu reaktywacji minęło już 9 lat, a w każdym z ośmiu sezonów kibice Widzewa mogli patrzeć na tabele kolejnych lig ze świadomością, że ich klub jest wyżej niż był przed rokiem. Taką serię ciągłych postępów łodzianie mieli wcześniej tylko raz w swojej historii a jej zwieńczeniem było wicemistrzostwo Polski w 1977 roku i późniejsza pucharowa rywalizacja z Manchesterem City i PSV Eindhoven.
Tyle suchych liczb i statystyk, o których można łatwo zapomnieć, bo 5. miejsce w II lidze w sezonie 2018/2019, czy 9. lokata w I lidze dwa lata później, które obiektywnie oznaczały progres – mówimy wszak o beniaminku – nikogo, bez awansu, cieszyć nie mogły. Warto o tym pamiętać i uświadomić sobie, że te osiem kolejnych sezonów to powolne podnoszenie niezwykle nisko zawieszonej na starcie poprzeczki.
Dla wielu fanów zbyt powolne, ale pewnych ograniczeń Widzew nie obejdzie. Jest jak solidny skoczek wzwyż, który co roku zbiera owoce ciężkich treningów i poprawia o 3 centymetry wynik życiowy, zbliżając się do czołówki, ale nie ma budżetu i możliwości, by nagle zaskoczyć świat, przygotować formę życia na igrzyska olimpijskie i poprawić swój rekord o 20 centymetrów. Dlatego właśnie znów oczekuję sezonu niezapomnianych momentów a nie niezapomnianego sezonu. I poprawy 9. miejsca – wciąż najlepszego, jakie w tym wieku zajmował Widzew i na którym kończył też nijakie sezony 2002/2003 oraz 2010/2011.
Pisząc na początku o „sezonie momentów” mam na myśli pojedyncze mecze, które pamięta się najbardziej po przeciętnych rozgrywkach, nie zakończonych z trofeum bądź awansem do pucharów. Rozgrywki 2023/2024 niewątpliwie takie były, kibice Widzewa mieli się z czego cieszyć. Dwie wygrane w derbach, pokonane po wieloletniej przerwie Legia i Górnik, zwycięstwo w Poznaniu, czy rekordowy wyjazd na Stadion Śląski to są te chwile, na które warto czekać chodząc na stadion. Równocześniej mocno przeżywając a potem wymazując z pamięci takie spotkania, jak na przykład z Wartą lub Radomiakiem. Mam wrażenie, że i w tym sezonie podobne się zdarzą, bo Widzew to co najwyżej solidny ligowy średniak, który z racji swej historii chciałby bić się o puchary. Większe jest jednak prawdopodobieństwo, że będzie walczył o utrzymanie niż miejsce w Europie. I nie jest to tylko moje zdanie, a także bukmacherów, u których Widzew ma molekularne (uwielbiam ten przymiotnik z Wiedźmina Andrzeja Sapkowskiego) szanse na czołówkę, a bliskie 10 procent na to, by pożegnać się z Ekstraklasą.
Widzew ma jednak swoje atuty i nie mówię tu tylko o kibicach. Daniel Myśliwiec poznał Ekstraklasę, a jego zespół powinien punktować lepiej niż w poprzednim sezonie. Bez Bartka Pawłowskiego jedenastka jest na pewno słabsza, ale Sebastian Kerk w formie jest w stanie kapitana i lidera środka pola zastąpić. Oby tylko był zdrowy – wtedy wierzę, że będzie w stanie spłacić zaciągnięty przez ostatnie miesiące na L4 dług zaufania. Zwłaszcza jesienią jego wysoka forma będzie bardzo potrzebna, wszak odchodzący Jordi Sanchez i wspomniany Pawłowski zapewnili w sumie 16 goli i 8 asyst. Tę wyrwę liczbową trzeba będzie szybko zasypać a ciężar pracy rozłożyć na wiele osób.
Żałuję bardzo Dominika Kuna, piłkarza z widzewskim sercem i talentem do strzelania najważniejszych goli, ale wierzę, że już niebawem zaufanie łódzkich fanów zdobędzie Jakub Łukowski. Wiele obiecuję też sobie po Samuelu Kozlovskim, który wydaje się mieć wszystko, by stać się czołowym lewym obrońcą ligi – stabilnym w defensywie i dorzucającym wiele dobrego w ofensywie.
To wszystko nie zmienia jednak faktu, że oczekuję sezonu trudnego – nie tylko dla dziennikarzy pełnych pokus, by na różne sposoby, ocierające się o grafomanię wplatać w tytuły nazwisko „Gong” – ale przede wszystkim dla piłkarzy. Patrząc na Ekstraklasę nie jest łatwo wytypować kandydatów do spadku. Nawet beniaminkowie mają solidne podstawy, by myśleć o rozgoszczeniu się w gronie najlepszych na dłużej.
Reklama
W ankiecie trenerskiej w Skarbie Kibica, tradycyjnym dodatku do “Przeglądu Sportowego” trener Daniel Myśliwiec jako największy atut Widzewa wskazał odwagę. By nie być gołosłownym, poszedł za ciosem i poproszony o wytypowanie mistrza Polski nie szukał go w dwójce Legia – Raków (ja właśnie tak bym typował), tylko wymienił nazwę klubu, w którym pracuje i za którego wyniki odpowiada. Odpowiada już w stu procentach, bo przecież w poprzednich rozgrywkach mógł szukać usprawiedliwień i tłumaczyć się faktem przejęcia zespołu w trakcie sezonu.
Te rozgrywki także dla szkoleniowca Widzewa będą swoistym testem i kolejną weryfikacją, ale on sobie z tego doskonale zdaje sprawę. I patrzy w przyszłość ze spokojem i uśmiechem, co dobrze rokuje na ten sezon. Tu jednak przypomnę po raz kolejny – dla mnie „dobrze” to będzie w tym sezonie w górnej połówce tabeli. Tylko tyle i aż tyle. Warto bowiem mierzyć siły na zamiary, by wiosną nie być boleśnie ogłuszonym słabszymi wynikami, a miło zaskoczonym miejscem i grą lepszymi niż wszyscy zakładali.
PS. Nie zabijajcie posłańca, proszę. Wiem, że każdemu kibicowi serce podpowiada chęć gry o puchary, ale naprawdę trudno mi wyobrazić sobie, by Widzew miał szansę włączyć się do walki o Europę na ścieżce ligowej. Raków, Legia, Lech, Pogoń, oraz broniąca tytułu Jagiellonia wydają się poza zasięgiem, zdziwiony będę, jeśli blisko czołówki nie znajdzie się Piast. Pozostaje jeszcze oczywiście ścieżka pucharowa, przez Stadion Narodowy 2 maja, z której tak nieszczęśliwie zepchnięto Widzew w poprzednim sezonie. Gdyby udało się ustabilizować sytuację ligową, walka o Puchar Polski może być pasjonująca.