Zwycięstwo Widzewa nad Lechem jest pierwszym zwycięstwem łodzian nad drużyną z TOP-u od czasu powrotu do Ekstraklasy.
To był piękny wieczór dla wszystkich kibiców Widzewa. Czerwono-biało-czerwoni zwyciężyli w starciu z Lechem 3:1, choć zdecydowanym faworytem był “Kolejorz”. Wygrana nad poznaniakami to dla łodzian wyjątkową rzecz. Nie chodzi nawet o sam fakt pokonania rywala, z którym rywalizacja od lat budziła duże emocje wśród kibiców. To pierwsze zwyciestwo RTS-u nad przeciwnikiem z czołówki od czasu powrotu do Ekstraklasy. Nawet w poprzednim sezonie gdy łodzianie przez długi czas sami byli w czubie tabeli, nie potrafili ograć klubu z tzw. TOP4.
ZOBACZ TAKŻE>>>Jordi Sanchez: “Rodzina uratowała mi d…”
Legia, Raków, Lech i Pogoń – to kluby, które w ostatnich latach wiodą prym w naszym kraju nie tylko pod kątem sportowym, ale również finansowym. W trakcie zeszłorocznej kampanii widzewiacy dwukrotnie musieli uznać wyższość “Kolejorza”, po razie przegrali z Legią, Rakowem i Pogonią. Z tymi zespołami Widzew także remisował. I za każdym razem ten zdobyty punkt traktowany był jako wielki sukces. Nie ma w tym nic złego, bowiem każdy zdaje sobie sprawę na jakim etapie budowy jest aktualnie RTS. Gdyby wczorajszy pojedynek zakończył się remisem to prawdopodobnie nadal chwalilibyśmy podopiecznych Daniela Myśliwca. Zwycięstwo pokazuje jednak, że łodzianie stale się rozwijają. Wygrana przy Bułgarskiej nie była wynikiem szczęścia widzewiaków czy pecha ekipy Johna van den Broma. RTS był po prostu zespołem lepszym i choć miał momenty gdy był zepchnięty do głębokiej defensywy to trzeba przyznać, że bronił się niezwykle umiejętnie.
Widzewiacy na murawę przy Bułgarskiej wyszli bez kompleksów i to przyniosło efekty. W realizacji planu nie przeszkodził im zmarnowany rzut karny w wykonaniu Jordiego Sancheza na samym początku gry. Z kolei po strzelonej bramce nie było cofnięcia się, a wręcz zaczęły się poszukiwania kolejnego gola. Jednak chyba największe wrażenie robi reakcja na wyrównujące trafienie Lecha. Była 88. minuta i można by przypuszczać, że zespół Myśliwca zacznie grać “na czas” byle utrzymać remis, który byłby przecież pozytywnym wynikiem. Zamiast tego łodzianie zaatakowali i dopięli swego. Mało tego, po golu Antoniego Klimka ruszyły kolejne ataki czerwono-biało-czerwonych, które przyniosły trzeci, decydujący cios. Po meczu z Ruchem Chorzów wygranym przez Widzew 2:1, trener Daniel Myśliwiec zwrócił się do swoich piłkarzy z prośbą by ci uwierzyli w siebie tak jak on wierzy w nich. Starcie w Poznaniu pokazuje, że prośba została wysłuchana. Miejmy nadzieję, że triumf w stolicy Wielkopolski nie jest jednorazowym wydarzeniem, a zwycięstwa łodzian nad teoretycznie wyżej notowanymi rywalami będziemy oglądać coraz częściej.