Problemy z bramkarzami ciągną się za Widzewem od kilku sezonów. W tym roku, kiedy wydawało się, że sytuacja jest w miarę stabilna, bo numerem jeden był Jakub Wrąbel, a jego następcą grający coraz lepiej Konrad Reszka, łódzki zespół stracił tych dwóch golkiperów ze względu na kontuzje. Rok wcześniej w klubie też brakowało dobrych bramkarzy.
W klubie był Wojciech Pawłowski, który jednak najpierw przestał dobrze bronić, a później z powodów dyscyplinarnych został odsunięty od pierwszej drużyny. Jego zastępca Miłosz Mleczko spisywał się przeciętnie, a na podczas zgrupowania w Turcji doznał kontuzji kolana.
Wtedy udało się wypożyczyć Jakuba Wrąbla z Wisły Płock, który od razu wskoczył do bramki Widzewa i tego miejsca już nie oddał aż do feralnego meczu z początku 2022 roku z Górnikiem Polkowice, w którym zerwał ścięgno Achillesa.
CZYTAJ TAKŻE >>> Tylko dla masochistów. Skrót meczu Widzewa [WIDEO]
Jak informowaliśmy na łamach Łódzkiego Sportu, zmiennikiem Wrąbla w sezonie 2020/2021 miał być Bartosz Kaniecki. Doświadczony bramkarz jest wychowankiem Widzewa i w pewnym momencie było niemal pewne, że po blisko 10 latach ponownie trafi na al. Piłsudskiego.
Tak się jednak nie stało, bo negocjacje dotyczące kontraktu Kanieckiego zakończyły się fiaskiem.
– Widzew złożył mi propozycję gry, a ja zażądałem kwotę odpowiednią do tego klubu i do miejsca, w którym się znajdowałem. Jeżeli klub, którego jestem wychowankiem, po części myśli, że za półdarmo weźmie zawodnika to w tym momencie się grubo mylił – zdradził Bartosz Kaniecki podczas transmisji meczu Sokół Aleksandrów Łódzki – Ursus Warszawa.
Przypomnijmy, że w sezonie 2020/2021 w Widzewie niektórzy piłkarze mogli liczyć na naprawdę sowite wynagrodzenia, sięgające kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie. Gdy latem 2019 roku prezesem Widzewa została Martyna Pajączek, chętnie dawała nowym piłkarzom wysokie kontrakty. Mówiło się i pisało o zarobkach rzędu 50, 40, 35 tysięcy złotych – i to jeszcze w II lidze. W ten sposób Pajączek ściągała piłkarzy z ekstraklasy. Zawodnicy o mniejszej renomie mogli liczyć na trochę mniejsze pensje, ale i tak wysokie jak na pierwszoligowe warunki.
– Ja czułem się w tej sytuacji w porządku. Nie mam do nikogo pretensji, do siebie tym bardziej. Była propozycja, ale nie dogadaliśmy się w negocjacjach – dodał Kaniecki.
Ile więc Widzew chciał zapłacić wówczas 32-letniemu bramkarzowi? Dokładnie nie wiadomo, ale Kaniecki uchylił rąbka tajemnicy i w tym temacie.
– Jeszcze szybko trzeba sprostować – 10 tysięcy na miesiąc to mało? Nie, ale na pewno taka kwota nie padła – zakończył wychowanek Widzewa.
CZYTAJ TAKŻE >>> Zbigniew Boniek też nie ma wątpliwości: „Dramat”