Pamiętacie jeszcze Marcina Kozłowskiego? W grudniu 2023 roku wychowankowi Widzewa kończy się zawieszenie, które obowiązywało ponad 4 lata. Czy Kozłowski wróci do profesjonalnego sportu? Jak wiele w jego życiu zmieniła dyskwalifikacja?
Bartosz Jankowski: W ostatnich latach zniknąłeś ze świata piłki, ale ostatnio znowu się w nim pojawiłeś. Zacznijmy więc od ogólnego pytania – co u ciebie słychać?
Marcin Kozłowski: Wszystko ok. Ułożyłem sobie życie, mieszkam w Łodzi, cały czas się rozwijam, a jednocześnie dbam o swoją formę. To tyle w wielkim skrócie.
To teraz porozmawiamy nieco bardziej szczegółowo. Pod koniec 2019 roku twoja kariera została brutalnie przerwana, otrzymałeś karę 4,5-letniej bezwzględnej dyskwalifikacji. Zamiast kariery na dużym boisku, robisz karierę w 6-osobowej odmianie piłki nożnej.
Zawieszenie, które potrwa do końca tego roku, nie pozwala mi na profesjonalne granie w piłkę. Dlatego musiałem poszukać sobie czegoś innego i trafiłem do jednego z zespołów Playareny, czyli rozgrywek 6-osobowej piłki nożnej. W Playarenie grałem już jako nastolatek. Później, gdy pojawiły się profesjonalne kontrakty, musiałem z tego zrezygnować, ale moi znajomi cały czas grali. Gdy więc pojawiła się ta dyskwalifikacja, napisał do mnie mój dobry znajomy, Patryk Sławiński, z propozycją, bym dołączył do zespołu FC Noster. Znam sporo osób z tej drużyny, jeszcze z czasów grania w juniorach. Postanowiłem skorzystać z okazji i dzięki temu mogę cały czas utrzymywać kontakt z piłką.
I idzie ci to naprawdę dobrze. W poprzednim sezonie nie mieliście sobie równych w Łodzi, a w skali całego kraju zdobyliście czwarte miejsce. A do tego ty znalazłeś się w gronie 50 najlepszych zawodników w „szóstki” w Polsce.
To fakt. 3-4 razy w tygodniu gram w piłkę i to nie na najniższym poziomie, bo liga szóstek w Łodzi jest naprawdę mocna. Poza tym, cała ekipa FC Noster jest dla mnie jak rodzina, a to też ważne, szczególnie w mojej sytuacji. Oprócz tego zacząłem trenować boks, co daje mi bardzo wiele pod względem ogólnorozwojowym.
Jak psychicznie znosisz tę dyskwalifikację? Domyślam się, że początki były bardzo trudne.
Zgadza się. To był bardzo duży cios. Od szóstego roku życia trenowałem piłkę nożną i marzyłem o tym, by zostać profesjonalnym zawodnikiem, który utrzymuje się z piłki. To mi się udało, aż tu nagle z dnia na dzień to wszystko zostało mi odebrane. Kontrakt został zerwany, zostałem bez pracy i nie wiedziałem za bardzo, co ze sobą robić. Grając w piłkę, żyłem z tygodnia na tydzień. Byłem skupiony na tym, by być jak najlepiej przygotowanym do kolejnego meczu. Tylko to się liczyło. Sytuacja zmusiła mnie do tego, by szybko odnaleźć się w zupełnie nowej rzeczywistości, bez piłki. Na początku było ciężko, ale zawsze mentalnie byłem mocny, dzięki czemu potrafiłem sobie z tym wszystkim poradzić. Na pewno zaprocentowały spotkania z psychologiem sportowym, które miałem jeszcze w trakcie gry w Widzewie. Ogromnym wsparciem byli dla mnie też najbliżsi – żona, rodzice i znajomi. Pojawił się też wspomniany wcześniej boks. Treningi pomogły mi się wyszumieć i nabrać pokory.
CZYTAJ TAKŻE >>> STS zwiększy zaangażowanie w Widzew? Prezes STS-u: „Czas na takie decyzje dopiero przyjdzie”
O zawieszeniu rozmawialiśmy dwa lata temu. Naszym czytelnikom przypomnę tylko, że zostałeś zdyskwalifikowany za przyjęcie zbyt dużej jednorazowej dawki wlewu witaminowego za pomocą kroplówki. Ciężko ciebie winić o tę całą sytuację, ale czy z perspektywy czasu masz do siebie jakiś żal o to, że do tego doszło? Mogłeś wtedy zrobić coś, co zapobiegłoby takiemu rozwojowi wydarzeń?
Nie będę ukrywał, że to wszystko było organizowane przez klub, trenera i lekarza, więc to nie było tak, że sam sobie postanowiłem, że przyjmę tę kroplówkę. Tam miał być cały zespół, ale akurat ja szybciej zjadłem obiad, zebrałem się i pojechałem. Pech chciał, że znalazłem się w grupie, która jako pierwsza weszła do gabinetu. Czy mam do siebie żal? Nie, nie mam, bo zaufałem klubowi. Wszystko było podpisane przez lekarza, widziałem pieczątkę. Byłem pracownikiem klubu, więc to dla mnie było normalne, że wykonywałem polecenia zlecone przez swoich przełożonych, którzy, miałem nadzieję, chcą też dla mnie jak najlepiej. Byłem świadomy tego, że nie mogę przyjmować pewnych substancji. Problem w tym, że to nie były substancje niedozwolone. Chodziło jednak o to, że nie można przyjmować żadnych substancji, nawet tych dozwolonych, metodą dożylną. Tego akurat nie wiedziałem, no bo skąd? Z perspektywy czasu śmieszy mnie też to, że szkolenie POLADA zorganizowała nam dopiero po tej akcji. Wcześniej nikt o tym nie pomyślał.
Po tym całym zamieszaniu wróciłeś do Łodzi i udało ci się na nowo ułożyć sobie życie. Czyli jednak istnieje życie bez piłki?
Oczywiście, że tak, chociaż nie ukrywam, że bardzo mi tego brakuje. Chodzę czasami na mecze Widzewa i jak patrzę na chłopaków biegających po boisku to odczuwam smutek, bo przecież ja też nie tak dawno grałem. Najważniejsze w tej sytuacji było natomiast to, bym ułożył sobie wszystko w głowie. Bardzo ważne, wręcz nieocenione, było wsparcie najbliższych.
Myślisz o tym, by od stycznia wrócić do profesjonalnego futbolu? Czy może już skupisz się na grze w 6-osobowej odmianie piłki?
Jedno drugiego nie wyklucza. Na pewno będę chciał pograć na dużym boisku, bo fizycznie jestem naprawdę bardzo dobrze przygotowany. Piłkarsko też myślę, że nie jest najgorzej.
Ale pojawiają się już jakieś konkrety?
Jakieś rozmowy prowadzę, ale jeszcze trochę czasu jest, także na razie nie będę nic zdradzał, żeby nie zapeszyć.
Spróbujmy jeszcze podrążyć ten temat. Jaki poziom rozgrywkowy by cię satysfakcjonował? Druga liga czy wyżej?
Powiem tak, na ten moment nie chcę się ruszać z Łodzi, także z tą drugą ligą to raczej byłoby ciężko. Myślę, że III liga byłaby na chwilę obecną najlepsza w moim przypadku. Na pewno nie traktowałbym na razie piłki jako pierwszego źródła zarobku. Chociaż wiem, że w sporcie wszystko jest możliwe. Być może zagram świetny sezon i ktoś da mi szansę w jeszcze wyższym poziomie.
Chciałbyś jeszcze kiedyś wystąpić w barwach Widzewa?
Oczywiście, że tak. I to bez względu na to, czy to w pierwszym, czy w drugim zespole.. Chociaż zdaję sobie sprawę, że to może się już nigdy nie wydarzyć.
A myślisz o dalszej przyszłości? Będziesz chciał wrócić do piłki na dobre czy raczej pozostaniesz przy ubezpieczeniach?
Raczej nie planuję wiązać przyszłości z piłką. Nie widzę się raczej w roli trenera czy dyrektora sportowego. Bardziej myślę o innych branżach. Na razie odnalazłem się w branży ubezpieczeniowej i pewnie będę chciał to kontynuować. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że w trakcie tego zawieszenia trochę odżyłem. Miałem wreszcie czas na zagraniczny wyjazd, na imprezy, wyjście ze znajomymi.
Jak bardzo się zmieniłeś przez te minione trzy lata?
Bardzo. I to praktycznie pod każdym względem. Ożeniłem się, dojrzałem, poznałem mnóstwo ludzi i inne życie. Pracuję w branży finansowej, rozwinąłem się w innych dziedzinach życiowych. Przeszedłem szkołę życia, która naprawdę wiele mnie nauczyła.
Z Marcinem Kozłowskim rozmawiał Bartosz Jankowski (TVP3 Łódź)
CZYTAJ TAKŻE >>> Pomocnik z Niemiec trafi do Widzewa?