Seria czterech meczów Widzewa bez zwycięstwa zakończyła się w Bełchatowie. Wynik jest jednak lepszy niż gra czerwono-białych.
Z kim się odbudować, jeśli nie z drużyną, która w tym roku zdobyła zaledwie trzy punkty, a ostatnie zwycięstwo odniosła 13 listopada w Gdyni. Od tego czasu rozegrano 14 kolejek. Z drugiej strony w Bełchatowie myślano zapewne podobnie, bo Widzew chyba już nikogo nie jest w stanie wystraszyć, nawet ostatnią drużynę w tabeli i głównego kandydata do spadku.
Szybko okazało się, że Widzew nie przewyższa słabeusza ani umiejętnościami, a tym bardziej ambicją. Negatywnym bohaterem pierwszych minut był Marek Hanousek. Najpierw w dobrej sytuacji strzelił za wysoko, a po chwili razem z Danielem Tanżyną pozwolili przewrócić się Valerijsowi Sabali, a sędzia podyktował rzut karny. Wykorzystał go Damian Hilbrycht.
GKS niczego wielkiego nie pokazywał, na Widzew to jedna wystarczyło. Piłkarze z Bełchatowa nawet na treningach nie mieli tyle luzu w polu karnym i gdyby byli precyzyjniejsi, prowadziliby wyżej. Hilbrycht posłał piłkę tuż nad spojeniem słupka i poprzeczki, nieatakowany przez Kacpra Gacha, a w 27. minucie Jakub Wrąbel z trudem obronił uderzenie Sabali.
Zawodnicy Widzewa wyglądali jak grupa statystów, zebrana w dniu meczu. Nie widać było u nich żadnej agresji czy nawet zdenerwowania tym, że ostatni w tabeli GKS ogrywa ich łatwo. Na dodatek drużyna z Łodzi straciła swojego najlepszego piłkarza, jakim był Wrąbel. Bramkarz doznał kontuzji w starciu z Sebastianem Zalepą, wychowankiem Widzewa i musiał zejść z boiska. Jego zastępca Vjaceslavs Kudriavcevs bardzo długo się rozgrzewał i przebierał, że sędzia przedłużył pierwszą połowę aż o dziewięć minut.
W pierwszej doliczonej minucie Widzew miał rzut rożny. Bramkarz GKS za krótko wybił piłkę, doszedł do niej Patryk Mucha i wyszedł mu kapitalny strzał zza pola karnego, a piłką wpadła w okienko. To była druga szansa łodzian (pierwszą zaprzepaścił Tanżyna) w tym spotkaniu. Trzecią wypracował Paweł Tomczyk, który po podaniu od Gacha wbiegł w pole karne, minął Zalepę, dośrodkował, piłkę uderzył głową Michalski, a próbujący interweniować Leonid Otczenaszego wbił piłkę do siatki.
Pierwsza połowa zakończyła się więc prowadzeniem Widzewa, chociaż niezasłużonym. Jego zawodnicy mieli szczęście, że grali ze słabeuszem.
Widzew mógł więc grać z kontry i szybko to wykorzystał. Najpierw sam na sam z bramkarzem był Tomczyk, jednak Otczenaszenko obronił. W 64. minucie Michael Ameyaw mocno dośrodkował, a Michalski wpadł z piłką do bramki.
Wydawało się, że końcówka będzie spokojna. W Widzewie są jednak Gach i Tanżyna, którzy rzucili GKS-owi koło ratunkowe. Ten pierwszy nie sięgnął piłki w polu karnym, Dawid Flaszka strzelił, lecz Kudrjavcevs obronił, ale Tanżyna pozwolił Maciejowi Masowi wepchnąć piłkę do bramki.
W końcówce trener Widzewa osłabił drużynę zmianami, zwłaszcza wejściami Patryka Kuna i Mateusza Możdżenia. GKS uzyskał przewagę, ale niewielkie umiejętności jego zawodników nie pozwoliły na stworzenie zagrożenia pod bramką łodzian.
W piątek Widzew zmierzy się na swoim stadionie z Miedzią Legnica, która we wtorek pokonała 1:0 Górnika Łęczna.
GKS Bełchatów – Widzew Łódź 2:3 (1:2)
1:0 – Hilbrycht 6., z karnego
1:1 – 45. Mucha
1:2 – Michalski 45.+5
1:3 – Michalski 64.
2:3 – Mas 71.
GKS: Otczenaszenko – Sierczyński, Zalepa (85. Laskowski), Bartków, Grzelak – Bator (70. Mas), Hilbrycht (56. Koziara), Pawlik (70. Ryszka), Gancarczyk – Flaszka, Sabala
Widzew: Wrąbel (37. Kudrjavcevs) – Kosakiewicz, Nowak, Tanżyna, Gach – Poczobut – Michalski (68. Kun), Mucha (68. Caique), Hanousek (83. Możdżeń), Ameyaw – Tomczyk (83. Robak)
Żółte kartki: Flaszka – Caique