Bartosz Jankowski (Łódzki Sport): Jest pan dyrektorem sportowym od prawie trzech miesięcy. Zadomowił się pan już w klubie?
Janusz Dziedzic (ŁKS Łódź): To nie było trudne, bo przecież w ŁKS-ie spędziłem już sporo czasu wcześniej.
Ale w zupełnie innej roli. Teraz zamienił pan boisko na ładne biuro.
No tak, to fakt. Jest kilka nowych rzeczy, ale czuję się tutaj dobrze od pierwszego dnia mojej pracy w Łódzkim Klubie Sportowym.
Czy w ostatnim czasie kontaktował się pan ze swoim poprzednikiem? Wydaje się, że przejmując obowiązki Krzysztofa Przytuły wypadałoby chociaż chwilę porozmawiać o tym, jak to w klubie wyglądało do tej pory.
Znamy się z Krzyśkiem jeszcze z szatni i mieliśmy niezłe relacje, ale ani podczas jego pracy w klubie, ani już później, nie pałał chęcią kontaktu.
A pan nie miał potrzeby, by Krzysztof Przytuła przekazał panu know-how na temat pracy w ŁKS-ie?
Ja cały czas byłem blisko piłki, także ŁKS-u. Siłą rzeczy wiedziałem mniej więcej, jak zespół się prezentuje, jakie ma problemy i jakie zalety. Oczywiście nie miałem informacji z wewnątrz klubu, ale to wszystko nastąpiło na tyle szybko, że trzeba było się zabrać od razu do pracy i wykorzystać ten czas optymalnie, bo przejąłem zespół praktycznie od początku czerwca. Było naprawdę sporo rzeczy do zrobienia. Mowa m.in. o sprawach zawodników, którzy z klubu odchodzili i szukaniu za nich zastępstwa. Wiemy, jakie mamy problemy i na co możemy liczyć w kontekście ekonomicznym. Naprawdę z wieloma rzeczami trzeba było się zmierzyć, więc nie było tak naprawdę czasu na teorię i na to, by się długo nad wszystkim zastanawiać.
Przejdźmy teraz do tego całkiem udanego początku sezonu w wykonaniu ŁKS-u. Jest pan zadowolony z tego, jak do tej pory zespół się prezentuje?
Jestem przede wszystkim zadowolony z tego, jak pracuje cały sztab oraz jak zaangażowani są zawodnicy. Nawet po przegranym meczu z GKS-em Katowice, wiedząc jaki był poprzedni sezon i widząc w drużynie problem mentalny, byłem pewny, że ten zespół stać na dobrą grę i punktowanie. Moją rolą w tym wszystkim było wprowadzenie spokoju, pewności siebie i stworzenie odpowiedniej atmosfery do tego, by zawodnicy i trenerzy przychodzili do pracy z uśmiechem na twarzy. Oczywiście na to też wpływa wiele innych rzeczy.
Pojawiła się w pana głowie myśl, że może uda się włączyć do walki o awans już w tym sezonie?
To dopiero początek i nie ma co pewnych rzeczy demonizować, ale jestem ambitnym człowiekiem. Mimo że nie złożyliśmy żadnych deklaracji w kontekście całego sezonu, to przecież celem ŁKS-u jest to, by grać o zwycięstwo w każdym meczu. Choć oczywiście nie zawsze uda nam się wygrać.
W meczu z Puszczą w wyjściowej jedenastce nie pojawił się żaden nowy zawodnik. Martwi to pana?
Absolutnie nie. Oczywiście transfery są istotne, bo osoba na stanowisku dyrektora sportowego bierze odpowiedzialność za to, jacy piłkarze w danym momencie trafiają do klubu i jaki mają wpływ na zespół. Czasami słyszę komentarze, że mój zawodnik nie zagrał albo zagrał słabo. Ale tu nie ma moich poszczególnych zawodników. Mój jest cały zespół, ja się identyfikuję z całą drużyną. Nie rozgraniczam tego, że teraz przyszedł Biel czy Balongo i to są moi piłkarze, a zawodnicy, którzy byli wcześniej w klubie moi już nie są. Nie ma mowy o takim podejściu.
Odnoszę wrażenie, że wiele osób rozlicza dyrektorów sportowych tylko na podstawie przeprowadzonych transferów. Pan natomiast powiedział, że pana rolą było wprowadzenie spokoju.
Moim celem, podobnie jak sztabu szkoleniowego, jest to, by każdy z zawodników zrobił progres i grał najlepiej jak może. Jeśli my swoją pracą będziemy mogli podnieść ich umiejętności, to będziemy grali lepiej. Jak będziemy grali lepiej, będziemy zdobywać punkty. Jak będziemy zdobywać punkty, osiągniemy cele, na których temu klubowi zależy. Natomiast warto podkreślić, że wybór składu często wynika z określonych sytuacji. Przed meczem z Puszczą Dawidowi Kortowi urodziło się dziecko, więc go chwilę nie było. Z kolei Nelson Balongo miał swoje problemy zdrowotne. Jeśli chodzi o tych chłopaków, którzy przyszli latem, to jestem spokojny, bo wiem, że oni tutaj pomogą. Rolą trenera jest to, by wybrać optymalny skład i ja w to nie ingeruję. Moją rolą jest natomiast pomóc mu przygotować zespół, który będzie w stanie wygrywać. Ale nie chcę, by to było tak płytkie i by ocena dyrektora sportowego wynikała tylko z faktu, że przyszedł taki czy inny zawodnik. To jest trochę bardziej skomplikowane.
CZYTAJ TAKŻE >>> ŁKS-ie – robisz to dobrze! [FELIETON]
Zostańmy jeszcze przez chwilę przy transferach. Czy ŁKS potrzebuje jeszcze jakiegoś wzmocnienia?
Na pewno tak, ale dwa poprzednie sezony odbiły się czkawką dla klubu i nie jest tajemnicą, że ŁKS dotknęły pewne problemy finansowe. Nie mam więc możliwości, by ściągnąć tutaj dziesięciu zawodników o określonej jakości na wysokie kontrakty – tak, by margines błędu co do oceny takiego piłkarza był dużo mniejszy. Klub musiał się zmierzyć z tym, by znaleźć na rynku zawodników, którzy mają jakość, a jednocześnie my jesteśmy w stanie udźwignąć ich wymagania finansowe. Musimy działać na tyle, na ile nas stać.
Ostatnio na testach w ŁKS-ie przebywał piłkarz z Francji. Czemu nie podpisał kontraktu z Łódzkim Klubem Sportowym?
Udało nam się znaleźć zawodnika, który parametrami pomógłby nam w środkowej strefie. To był piłkarz mierzący ponad 1,90m, który grał do tej pory w drugiej lidze francuskiej, więc wydawało się, że to może być fajne wzmocnienie. Jestem zawsze za tym, by piłkarzy z zagranicy obejrzeć i zweryfikować podczas testów u nas. Żeby więc nie kosztowało nas to za dużo, nie podpisujemy kontraktów w ciemno. W przypadku tego piłkarza jestem nieco rozczarowany, bo moim zdaniem miał wszystko, by być tutaj wartością dodaną. Natomiast od momentu, w którym pojawiłem się w klubie, chcę, by do ŁKS-u przychodzili zawodnicy, którzy chcą tu być i pokażą to na murawie. Ja nie do końca widziałem, by on był zaangażowany na 100% w treningi. Będąc wiernym swoim wartościom, podziękowaliśmy mu i nie zdecydowaliśmy się na transfer. Nie mamy parcia na zagraniczne transfery, bo przecież po coś mamy też Akademię.
Trzeba przyznać, że w ostatnich tygodniach młodzi piłkarze stanowią o sile ŁKS-u.
I nie ukrywam, że to jest największym plusem tego sezonu. Ci chłopcy byli przecież już wcześniej w klubie, ale dopiero teraz dostali szansę, bo taką decyzję podjęliśmy razem ze sztabem. Jest na przykład Dawid Arndt, który prezentuje doskonałą formę i jest pierwszym wyborem trenera. To chłopak, który może nam coś dać i sportowo, i być może w przyszłości także pod względem ekonomicznym. Był w ŁKS-ie Mateusz Kowalczyk, który dopiero teraz dostaje swoje szanse i widać, że oddaje serce na boisku, a do tego ma wielkie umiejętności piłkarskie. Jest również Kelly, który też przecież był w klubie, ale dopiero teraz zaczął dostawać więcej minut.
Na początku czerwca mówił pan o tym, że przydałoby się wzmocnić obronę ŁKS-u. Czy można spodziewać się jakiegoś transferu do tej formacji?
Myślę, że przydałby nam się zawodnik do każdej formacji.
No tak, ale czy ŁKS na to stać?
Na transfery gotówkowe nas nie stać, ale oczywiście mamy inne opcje, bo patrzymy przyszłościowo. Wiadomo, że Maciek Dąbrowski i Adam Marciniak mają już swoje lata. Dlatego jeśli pojawi się ktoś jakościowy na rynku i będzie w naszym zasięgu finansowym, to oczywiście będziemy chcieli usiąść do rozmów.
To jasne. Ale pytanie brzmi, czy już kogoś takiego na oku macie. Nie jest też tajemnicą, że pod koniec okienka transferowego piłkarze, którzy są bez klubu, są skłonni przystać na nieco gorsze warunki niż jeszcze miesiąc temu.
Optymalnym rozwiązaniem dla mnie i dla klubu byłoby to, żeby forma naszych zawodników wystrzeliła i przykładowo, żeby Mieszko Lorenc zaczął bardzo mocno naciskać i walczyć o swoje. Wiadomo natomiast, że my tu nie śpimy, cały czas sondujemy rynek, jestem w trakcie rozmów z kilkoma zawodnikami i na pewno bierzemy pod uwagę jeszcze jakieś transfery.
A co z Karwotem? Trafi do ŁKS-u?
Sytuacja Karwota jest trochę skomplikowana. Jesteśmy cały czas w kontakcie. Sam przyznał, że żałuje tego, jak się zachował wcześniej, bo teraz chciałby tutaj trafić. Po tych nieudanych pierwszych negocjacjach rozmawialiśmy kilka razy na stopie towarzyskiej i stwierdził, że podobało mu się to, jak my, jako klub, podeszliśmy do jego tematu. Dziś sam ma żal do siebie, natomiast ja musiałem mu uzmysłowić, że sytuacja zmieniła się na naszą korzyść. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że ten zawodnik piłkarsko by coś temu zespołowi dał, ale w tym momencie to już nie jest tak, że to piłkarz rozdaje karty.
CZYTAJ TAKŻE >>> Wielkie zwycięstwo ŁKS-u nad Ruchem Chorzów [ZDJĘCIA]
Skąd pomysł na taki belgijski zaciąg? To dość nietypowy kierunek.
Osobiście bardzo cenię poziom belgijskiej i francuskiej piłki. Stąd ten kierunek. Nie ukrywam także, że staram się wykorzystywać moje znajomości i kontakty, dzięki którym mogę sprowadzić do ŁKS-u zawodnika, który pomoże zespołowi. Mieliśmy taką sytuację, jak z Nelsonem Balongo, w której piłkarz jest młody, perspektywiczny i do tego nie musieliśmy za niego płacić, a możemy tutaj ściągnąć kogoś, z kogo możemy w perspektywie czasu mieć dużo pożytku.
Takimi piłkarzami – młodymi, z których ŁKS może mieć dużo pożytku sportowego, a w przyszłości może także finansowego – są np. Mateusz Kowalczyk czy Kelechukwu. Czy to dzisiaj zawodnicy, którzy wzbudzają większe zainteresowanie ze strony innych klubów niż przykładowo Pirulo?
Według mnie Pirulo to zawodnik, który powinien grać w ekstraklasie. Jestem naprawdę zaskoczony, że taki piłkarz nikogo nie przekonał na tyle, by podpisać z nim kontrakt. Pirulo ma jednak już swoje lata, a jednocześnie ma kontrakt z ŁKS-em, więc wiadomo, że ktoś musiałby jakieś pieniądze nam za niego zapłacić. Mogę zdradzić, że pojawiały się jakieś propozycje, ale były one absolutnie nieadekwatne do jakości zawodnika. Jednocześnie, ŁKS nie chce stawać na drodze w rozwoju zawodników, bo wiemy, w jakim miejscu obecnie jesteśmy. Natomiast jeśli taki zawodnik miałby odejść, to za zarobione pieniądze musielibyśmy sprowadzić innego piłkarza o określonej jakości. Były propozycje z kilku klubów w ekstraklasy, ale były one na tak niskim poziomie, że aż szkoda je tutaj przytaczać.
Chciałbym jednak, żeby jakieś liczby pan przytoczył. Czy mówimy o kwotach rzędu 50 tysięcy euro?
Były propozycje na takim pułapie, ale były także na niższym. W tej sytuacji raczej kurtuazyjnie odpowiadałem klubom, że nie będę się nawet odnosił do takich ofert. Uważam, że sportowo Pirulo stać na to, by być czołową postacią któregoś z klubów z ekstraklasy. Trzeba jednak pamiętać, że to zawodnik już doświadczony. Dlatego sytuacja Mateusza Kowalczyka czy Kelechukwu, którzy są stosunkowo młodzi, jest diametralnie inna. Już pojawiają się sygnały klubów zainteresowanych sprowadzeniem tych młodych piłkarzy. Podobna sytuacja może mieć miejsce w kontekście Dawida Arndta, bo obecnie, tak jak już wspominałem, jest on w doskonałej formie.
To oznacza, że ŁKS nie jest w tak złej sytuacji, jak się wydawało, bo nie sprzedaje piłkarzy, byleby pozbyć się ich z listy płac. Ale czy mimo to można powiedzieć, że każdy piłkarz ŁKS-u jest na sprzedaż?
To jest kwestia ceny. Pirulo to lider zespołu. Jeśli z ŁKS-u ma odejść lider, to trzeba za niego zapłacić, by my musimy w jego miejsce znaleźć innego lidera. A to nie jest proste, bo wiemy, że z adaptacją piłkarzy w nowym klubie różnie bywa.
A czy można się spodziewać jakichś innych transferów z klubu?
Sytuacja jest otwarta, jednak na ten moment nie ma niczego konkretnego na stole.
Wiadomo, że sytuacja finansowa ŁKS-u była przed sezonem bardzo trudna. Czy piłkarze zostali już spłaceni przez klub i mogą się skupić tylko na graniu w piłkę? Może to, że te zaległości są spłacane ma wpływ na lepszą postawę zawodników na boisku?
To na pewno jest jeden z czynników, ale z drugiej strony nie sprowadzałbym wszystkiego do pieniędzy. Kiedy zawodnik wychodzi na murawę, zapomina o wszystkim innym. Wiem, że w wielu klubach pojawiają się większe lub mniejsze problemy. Ja w rozmowie z właścicielem usłyszałem, że te sprawy będą na bieżąco prostowane. Na tyle szanuję pana Salskiego, że uwierzyłem mu i w to wszedłem. Życie pokazuje, że to, co mówił, nie było gołosłowne, bo te sprawy faktycznie są regulowane. Jesteśmy blisko dojścia do sytuacji, w której wypłaty zawodnicy będą dostawali na bieżąco.
Myśli pan już o zimowym okienku transferowym?
Oczywiście. Stanowisko dyrektora sportowego cechuje się tym, że tutaj nie ma chwili wolnego. Myślimy już o przyszłości, penetrujemy pod tym kątem rynek. Nie ukrywam, że dużą satysfakcją dla mnie i dla sztabu jest fakt, że wielu młodych chłopaków już zaistniało w pierwszym zespole. Za chwilę może być tak, że kolejni młodzi utalentowani chłopcy z Akademii dołączą do drużyny. Oni widzą jasny przekaz. To naprawdę nie jest ważne, ile zawodnik ma lat. W Polsce ciągle mówi się, że 24-latek to wciąż młody piłkarz. Dla mnie brzmi to śmiesznie. Młody piłkarz ma 16 – 17 lat. To wiek, w którym już powinien być poważnym mężczyzną i zdobywać doświadczenie w seniorskiej piłce.
Na co stać ŁKS w tym sezonie?
Jeśli chodzi o projekt, to nic się nie zmieniło – to jest plan dwuletni. Jeśli chodzi o zespół i jego potencjał to powiem tak – ten zespół stać na wiele. Nie usłyszy pan ode mnie jednak nic, co zburzy to, co udało nam się stworzyć przez ostatnie kilka miesięcy. Wiem, że tym chłopakom potrzeba trochę spokoju i pewności siebie. Jakości w tym zespole nie brakuje. Drużynę ŁKS-u więc stać na to, by kibicom dawać radość, a po sezonie udać się na urlop w doskonałych nastrojach.
CZYTAJ TAKŻE >>> Darmowy bilet na mecz ŁKS-u z Kartą Łodzianina