Bartosz Jankowski (Łódzki Sport): Czy jest pan zadowolony z tego, co udało się panu do tej pory zdziałać w Widzewie?
Tomasz Wichniarek (Widzew Łódź): Można powiedzieć, że jestem zadowolony. W skali szkolnej oceniłbym ten czas na 4+. Przede wszystkim zrealizowaliśmy podstawowe założenie, jakim był awans do ekstraklasy. To też jest moja praca, bo odpowiadam m.in. za sprowadzenie piłkarzy, którzy ten awans wywalczyli, za tworzenie pionu sportowego i współpracę z trenerem. Może nie miałem na wyniki tak bezpośredniego wpływu jak trener, ale jednak ta praca została wykonana. Do tego odmłodziliśmy nieco zespół, przebudowaliśmy go z, naszym zdaniem, całkiem dobrym skutkiem. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało w kolejnych meczach. Ale to nie koniec, bo zbudowaliśmy przecież struktury skautingowe, których wcześniej nie było w ogóle. Oczywiście nie jest to jeszcze w takim wymiarze, jak byśmy tego chcieli, ale proces został wdrożony i ten system działa. Ogólnie więc jestem całkiem zadowolony, choć oczywiście zawsze mogłoby być lepiej.
Widzew, a tym samym i pan, jest już w ekstraklasie trzeci miesiąc. Czy z perspektywy tego czasu czymś pana ekstraklasa zaskoczyła?
Wcześniej w ekstraklasie byłem wiele lat, więc pod względem sportowym nie jestem raczej niczym zaskoczony. Myślałem jednak, że w tym sezonie nieco szybciej wykrystalizują się ze dwa kluby, które będą pierwszymi kandydatami do spadku. Tymczasem tabela jest bardzo spłaszczona, wszystkie kluby punktują i mimo naszej niezłej zdobyczy, po dwóch przegranych meczach możemy spaść bardzo nisko. Z drugiej strony po dwóch wygranych możemy być bardzo wysoko. Dla kibiców to na pewno fajnie, ale dla samej ligi to raczej problematyczne, gdy nie ma 2-3 liderów. Myślę, że właśnie dlatego nie mamy większej liczby zespołów w europejskich pucharach.
Stał się pan fanem Twittera w ostatnim czasie?
Nie stałem się fanem Twittera, ale takie mamy czasy, że trzeba umieć poruszać się w różnych mediach. Akurat tak się złożyło, że Twitter zagościł także w moim telefonie, a ostatnio miałem bardzo fajną i merytoryczną interakcję z kibicami.
Jak się pan odnalazł w takiej formule? Coś pana zaskoczyło? A może któreś z pytań zapadło panu w pamięć?
Raczej nie, bo spodziewałem się pytań na takie, a nie inne tematy. Powiem szczerze, że miło zaskoczyło mnie to, że ta rozmowa była naprawdę bardzo merytoryczna.
Zarząd Widzewa w ostatnich tygodniach mówił, że ciężko skupić się mu na sporcie, gdy wokół piętrzą się problemy i konflikty organizacyjne. Czy pan odczuwa w swojej pracy ten spór władz Widzewa z władzami Łodzi?
Na same negocjacje z zawodnikami nie miało to żadnego wpływu. Tym bardziej, że te najpoważniejsze kwestie wypłynęły już pod sam koniec okienka transferowego. Ogólnie jednak podczas pracy na stadionie da się odczuć, że pewne rzeczy nie są takie, jakie powinny być, nad czym bardzo ubolewam. Z mojej perspektywy, czyli człowieka, który nie jest z Łodzi, patrzę na to mniej emocjonalnie niż większość osób. Mimo to, pewne działania, jak chociażby zamykanie części parkingu nie są dla mnie zrozumiałe. Byłem tym bardzo zaskoczony, bo o 10 normalnie mogłem zaparkować pod stadionem, a już o 15 ktoś kazał mi odjechać z zajętego miejsca. Tak samo zresztą z lożą, która była ostatnio pusta, a my mamy naprawdę mnóstwo zapytań i próśb o to, by obejrzeć nasz mecz z wysokości trybun. Osobiście muszę odmawiać dyrektorom sportowym czy skautom, którzy chcą przyjechać i obejrzeć piłkarzy podczas meczu, bo nie mam dla nich miejsca. Cała ta sytuacja jest dla mnie dziwna i kompletnie jej nie rozumiem.
Przejdźmy już do Widzewa. Prosiłem już o ocenę całokształtu pana pracy w Widzewie, a teraz proszę o ocenę tego konkretnego letniego okienka transferowego, które już za nami.
Jeśli chodzi o realizację transferów na pozycje, które wytypowaliśmy, to ocena 5, bo sprowadziliśmy zawodników na wszystkie pozycje, na które chcieliśmy. Jeśli natomiast chodzi o jakość, to tutaj musimy się wstrzymać, bo 1,5 miesiąca to za krótko, by odpowiednio ocenić piłkarza. Ja nie boję się ich oceniać, ale umiejętności piłkarzy i ocena ich zachować przed transferem, a ich wejście w zespół i gra na tym stadionie to dwie różne rzeczy. Musimy więc poczekać, by móc ocenić nowych graczy.
Dużo mówi się o tym, że Widzew ma wychowywać piłkarzy. Spodziewał się pan więcej po młodych zawodnikach z Akademii?
Tu akurat istotna jest specyfika sytuacji. Zrobiliśmy awans i naszym głównym celem jest teraz utrzymanie w ekstraklasie. To bardzo trudny moment do wprowadzenia tak młodych zawodników, jak chłopcy z Akademii. Proszę zauważyć, że my nie mamy 21-latków gotowych do gry, bo Akademia pracuje za krótko, by mieć takich zawodników. Mamy graczy w wieku 16, 17 czy 18 lat. Ciężko więc mieć pretensje do trenera, że ich nie wprowadza. Oni jednak są w treningu, trener i cały sztab ich widzi i myślę, że z każdym kolejnym miesiącem ich szanse na jakieś minuty w ekstraklasie będą rosły. W Widzewie wprowadziliśmy też taką strategię. Trzech chłopaków z Akademii trenuje z pierwszym zespołem permanentnie, a dwóch następnych dołącza rotacyjnie. Nie można oczekiwać, że z dnia na dzień będziemy mieli 3-4 piłkarzy z Akademii gotowych do gry w ekstraklasie.
Widzewowi zarzuca się, że młodzieżowcy nie spełniają oczekiwań. Z kolei w ŁKS-ie furorę robi 18-letni Mateusz Kowalczyk. Podobno nie tak dawno był w kręgu zainteresowań Widzewa.
Faktycznie gdzieś to nazwisko było w naszych rankingach, ale to jest bardzo młody chłopak i nie rozpatrywaliśmy go w kontekście pierwszego zespołu. My postawiliśmy na Guzdka. Proszę mi wierzyć, że to naprawdę bardzo trudna rzecz, by wypromować kilku młodych graczy. Zawsze, jak jakiś zawodnik się wypromuje w innym klubie, można zapytać, dlaczego akurat nie u nas. Ano dlatego, że u nas jest ktoś inny. Gdybyśmy zdecydowali się na Kowalczyka, to nie wypromowalibyśmy ani Guzdka, ani Kowalczyka. To są pewne wybory. Dziś u nas wiodącym młodzieżowcem jest Terpiłowski, ale zobaczymy, jak będzie z następnymi. Dobrze by było, gdyby każdy klub wypromował chociaż jednego zdolnego młodego chłopaka w sezonie.
CZYTAJ TAKŻE >>> Piłkarz Widzewa może być operowany
Przejdźmy do starszych, bardziej doświadczonych zawodników. Wspominał pan, że odmłodziliście kadrę, ale w zespole wciąż czołowi zawodnicy mają 29 albo 30 lat. Jednym z tych 30-latków, o których jest ostatnio głośno to Fabio Nunes, z którym już rozpoczęliście negocjacje dotyczące przedłużenia kontraktu. A co z takimi zawodnikami jak Bartłomiej Pawłowski czy Karol Danielak?
Jeśli chodzi o Pawłowskiego, to jesteśmy zabezpieczeni. Co do pozostałych zawodników, to mamy plan, z kim i kiedy będziemy rozmawiać. W pierwszej kolejności był Fabio.
Jak te negocjacje przebiegają?
Powiedzmy, że postawiliśmy pierwszy krok. To początek rozmów.
Ale pewnie nie ze wszystkimi do rozmów usiądziecie?
Na pewno tak, bo zmiany są niezbędne. Jeśli jednak chodzi o przydatność zawodników na kolejny sezon, to bierzemy pod uwagę ocenę sztabu szkoleniowego i wtedy podejmujemy rozmowy szybciej lub później. Takie jest życie w piłce nożnej. Tak samo jak zawodnicy czasami odchodzą z klubu z nadzieją na lepszy kontrakt gdzieś indziej, tak kluby też zmieniają zawodników, bo liczą na to, że w ich miejsce pozyskają lepszych piłkarzy.
Podczas rozmowy na Twitterze mówił pan, że już pracujecie nad zimowym okienkiem transferowym, a skauci będą śledzić 10 lig. O jakich ligach mowa?
My dobieramy te ligi na podstawie analizy tego, z jakich lig zawodnicy do Polski przychodzą i się sprawdzają. Dlatego mówimy tutaj o ligach z krajów sąsiadujących, bo to jest łatwość adaptacji w nowym klubie. Mamy zresztą u nas dwa przykłady, Marka Hanouska i Henricha Ravasa, którzy są dziś wiodącymi piłkarzami zespołu. Liczą się też piłkarze z ligi hiszpańskiej.
Ale z których poziomów rozgrywkowych?
La Ligę możemy sobie odpuścić, ale już o końcówce drugiej ligi i trzecim poziomie rozgrywkowym w Hiszpanii możemy rozmawiać. Do tego dochodzą ligi bałkańskie oraz te z krajów sąsiadujących z Polską. Przy czym w tych przypadkach mowa już o najwyższych klasach rozgrywkowych.
Który z transferów, które udało się latem zrealizować, był najtrudniejszy do przeprowadzenia?
Dość długo negocjowaliśmy transfer Jordiego. No i też ten ostatni transfer, czyli Mato Milos, bo to zawodnik, który przecież jeszcze kilka dni przed transferem grał w meczu przeciwko Dynamu Zagrzeb. Nie było łatwo, ale udało się go ściągnąć do nas na dobrych warunkach. Nie będę ukrywał, że przy tym transferze pomogła mi nieco znajomość z trenerem Bjelicą.
CZYTAJ TAKŻE >>> WYWIAD ŁS. Jordi Sanchez, piłkarz Widzewa: „Strzelony gol pokazał, że można na mnie polegać”
Ile transferów gotówkowych Widzew przeprowadził latem?
Chyba będą trzy transfery. Szota, Sypek i Letniowski.
Mato Milos przyszedł za darmo?
W tym przypadku będziemy musieli zapłacić jakiś bonus, ale dopiero za spełniony konkretny warunek.
A którego z niedoszłych transferów najbardziej żal?
Nie wiem, czy mi kogoś tak bardzo żal. Zrealizowaliśmy takie transfery, na jakich nam zależało. Oczywiście nie zawsze były to jedynki, ale w każdym przypadku to i tak byli zawodnicy ocenieni pozytywnie przez cały pion sportowy.
Ile z tych tematów, które zostały otwarte latem, ale nie są jeszcze sfinalizowane, może wrócić zimą?
Myślę, że dwa, a może nawet trzy tematy mogą wrócić. Jeśli ci zawodnicy za kilka tygodni nadal będą w orbicie naszego zainteresowania, to na pewno będziemy kontynuować rozmowy w kontekście transferu w zimowym okienku.
CZYTAJ TAKŻE >>> Sprawdzamy, jak biega Widzew