W kwietniu ubiegłego roku piłkarze ŁKS-u zepsuli świąteczną atmosferę otwarcia Stadionu Króla, przegrywając z Chrobrym Głogów po słabym meczu. Tym razem w starciu z ekipą z Dolnego Śląska Biało-Czerwono-Biali pokazali swoim fanom wszystko, co w futbolu najlepsze – szybkie, składne akcje, wysokie tempo gry i piękne bramki.
Początek meczu, jak przystało na hit kolejki, w którym walka toczy się o wysoką stawkę, upłynął pod znakiem wzajemnego badania się obu stron, wyczekiwania na ruch rywala. Po tym początkowym okresie wyrównanej gry kontrolę nad spotkaniem zaczął przejmować ŁKS. Od około piętnastej minuty to gracze Kazimierza Moskala dyktowali tempo gry i coraz swobodniej wymieniali podania.
Dość szybko przyniosło to wymierne efekty w postaci groźnych sytuacji pod bramką ekipy z Dolnego Śląska. W siedemnastej minucie Michał Mokrzycki znalazł się w bardzo podobnej sytuacji jak ta, w której strzelił gola w meczu ze Skrą Częstochowa – pomocnik wypożyczony z Wisły Płock wykonywał rzut wolny z okolic dwudziestego metra od bramki rywali. Tym razem uderzył nad poprzeczką.
Już w 23. minucie kolejna doskonała okazja – tym razem Kamil Dankowski dogrywał do ustawionego w polu karnym Bartosza Szeligi, ale jego strzał z niewielkiej odległości okazał się niecelny. Dwie minuty później błysnął z kolei debiutujący w biało-czerwono-białych barwach Milan Spremo. Serbski obońca pomknął lewym skrzydłem, lecz zamiast wybrać najprostsze rozwiązanie i dogrywać do piłkarzy kłębiących się przed bramką Dybowskiego, zdecydował się na znacznie trudniejszą, ale bardziej efektowną (i efektywną!) opcję – przerzucił futbolówkę do ustawionego w narożniku „szesnastki” Kamila Dankowskiego. Wychowanek Śląska Wrocław trafił w jednego z obrońców i piłka wyszła na aut bramkowy.
Ten okres dobrej, płynnej gry był jednak zaledwie zapowiedzią piorunujących sześciu minut ŁKS-u, w przeciągu których łodzianie posłali rywali na deski. Strzelanie zaczął Kamil Dankowski od bramki, która podobnie jak trafienie Mokrzyckiego sprzed tygodnia obiegnie piłkarski internet. Boczny obrońca klubu z al. Unii zdobył bramkę z rzutu wolnego egzekwowanego zza dwudziestego metra!
Raptem dwie minuty później kibice Biało-Czerwono-Białych znów wznieśli ręce w geście triumfu – tym razem za sprawą świetnej akcji Bartosza Szeligi i Pirulo. Ten pierwszy znalazł się z piłką po prawej stronie boiska i przytomnie zagrał do ustawionego bliżej lewego skraju „szesnastki” Pirulo, który skutecznie wykończył akcję, podwyższając wynik na 2:0.
Efektem doskonałego zrozumienia ełkaesiaków i szybkiej pozycyjnej gry był także gol na 3:0.
Tym razem przeglądem pola zaimponował Michał Mokrzycki. Zimowy nabytek ŁKS-u dostrzegł kątem oka ruch wbiegającego w pole karne Szeligi i przekazał mu piłkę świetnym, precyzyjnym dograniem. Adresat podania delikatnie podciął piłkę, a ta przefrunęła nad interweniującym Karolem Dybowskim i zatrzepotała w siatce!
Pierwsza połowa wyglądała w wykonaniu łodzian świetnie – zarówno jeśli chodzi o tempo gry, liczbę stworzonych sytuacji podbramkowych, jak i ich finalizację. Tuż przed zejściem przerwę ełkaesiacy otrzymali jednak sygnał ostrzegawczy, aby nie tracili koncentracji – defensywa łodzian zaspała, w efekcie czego w świetniej sytuacji znalazł się Rafał Wolsztyński. Były widzewiak nie potrafił zamienić jej na bramkę – trafił wprost w Aleksandra Bobka.
W przerwie w szatni gości musiało być gorąco – przed rozpoczęciem drugiej połowy trener Marek Gołębiewski wymienił aż czterech graczy. Druga część gry zaczęła się dla ŁKS-u w najgorszy z możliwych sposobów – w 52. minucie Łukasz Szczech podyktował rzut karny po faulu rozgrywającego naprawdę dobry mecz Milana Spremy. Do piłki ustawionej na „wapnie” podszedł Kamil Wojtyra. Aleksander Bobek wyczuł jego intencje, ale nie był w stanie zatrzymać mocnego, wysoko podbitego uderzenia. Raptem dwie minuty później sędzia… po raz kolejny wskazał na jedenasty metr od bramki gospodarzy, tym razem dopatrując się zagrania ręką. Wojtyra wyszedł zwycięsko także z drugiej konfrontacji z młodym golkiperem Biało-Czerwono-Białych – uderzył po ziemi, a piłka zanim wpadła do siatki, odbiła się jeszcze od słupka. Bobek był zupełnie bez szans – rzucił się bowiem w przeciwną stronę.
Ełkaesiacy wyglądali na zaskoczonych takim obrotem spraw, ale na przeciwności odpowiedzieli najlepiej jak tylko się da. W kryzysowym momencie ciężar gry wziął na swoje barki Pirulo, który dodał kolegom wiary i otuchy do ofensywnej gry. Najpierw świetną indywidualną akcją postraszył defensywę gości, a w 62. minucie już po raz drugi w tym meczu dał ŁKS-owi dwubramkowe prowadzenie. Raptem pięć minut później Hiszpan skompletował hat-tricka, tym razem zamieniając na bramkę podanie bardzo aktywnego w sobotnim meczu Bartosza Szeligi, ale gola odebrał mu sędzia, który po sygnale z wozu VAR odgwizdał spalonego.
Po tej sytuacji inicjatywa należała już do ełkaesiaków. Goście spuścili głowy, stracili koncentrację, popełniali kolejne błędy w defensywie. Łodzianie konstruowali zaś kolejne akcje ze swobodą i ze względnym spokojem, jaki dawała im dwubramkowa przewaga. W końcówce piłkarze Kazimierza Moskala mieli jeszcze kilka okazji na podwyższenie wyniku na bardziej spektakularnie wyglądające (i sprawiedliwej oddające przebieg spotkania) 5:2, ale długo nie potrafili żadnej z nich zamienić na bramkę. Udało się… w ostatniej akcji meczu. Obrona gości zupełnie się posypała – Mateusz Kowalczyk i wprowadzony na boisko w samej końcówce Piotr Janczukowicz zostali sami naprzeciwko bramkarza Chrobrego. Były gracz Znicza Pruszków do ostatniej chwili biegł wprost na golkipera gości, aż zagrał do Piotr Janczukowicza, który skierował piłkę do pustej bramki.
ŁKS-Chrobry 5:2
1:0 – 37. Dankowski
2:0 – 38. Pirulo
3:0 – 43. Szeliga
3:1 – 51. Wojtyra (K)
3:2 – 55. Wojtyra (K)
4:2 – 63. Pirulo
5:2 – 90 + 7 Janczukowicz
ŁKS: Bobek – Dankowski, Monsalve, Marciniak, Spremo (86. Koprowski) – Mokrzycki (86. Biel), Kowalczyk, Trąbka (63. Kort) – Pirulo (90 + 6 Janczukowicz), Balongo (63. Jurić), Szeliga
Chrobry: Dybowski – Michalec (46. Bougaidis), Kolenc, Wolsztyński (46. Ozimek), Bogusz, Kuzdra (46. Górski), Mucha, Wojtyra, Zarówny, Steblecki, Machaj (46. Górski)