ŁKS był o krok od tego, żeby zapewnić sobie zwycięstwo w „meczu za sześć punktów” w Niecieczy. Po kapitalnej pierwszej połowie ełkaesiacy spuścili jednak z tonu i dali sobie wyrwać zwycięstwo po przerwie. Po raz kolejny zdecydowały o tym bramki po rzutach karnych…
Ełkaesiacy zaczęli mecz z energią, ochotą do gry. Wychodzili wysoko do pressingu, a po przejęciu piłki udanie się przy niej utrzymywali i przenosili ją w okolice pola karnego rywali. Pierwsze konkretne efekty przyniosło to w 6. minucie. Pirulo przyjął podanie od Śliwy, utrzymał się przy piłce w polu karnym i poczekał na wbiegającego w „szesnastkę” Tutyškinasa. Pomysł był jednak zbyt czytelny i powolnie wykonany – Litwin został złapany w pułapkę ofsajdową. Dwie minuty później w roli rozgrywającego znów świetnie sprawdził się Śliwa. Były gracz Miedzi Legnica dograł prostopadle do biegnącego w stronę pola karnego rywali Pirulo. Hiszpan strzelał ze słabszej, prawej nogi i piłka ominęła bramkę.
Gospodarze odpowiedzieli kilkadziesiąt sekund później groźną akcją, którą zakończył strzał głową Trubeha z niewielkiej odległości. Gra obu zespołów wciąż była szybka, intensywna, a piłka sprawnie krążyła po boisku. Swego szybciej dopięli jednak ełkaesiacy, którzy wykorzystali błąd rywali w rozegraniu piłki. W 14. minucie po niedokładnym zagraniu Putivtseva do bezbańskiej piłki dopadł Trąbka. Pomocnik ŁKS-u świetnie napędził akcję – wbiegł z futbolówką w pole karne i dograł do wszędobylskiego Śliwy. Skrzydłowy próbował obrócić się z piłką, lecz padł na ziemię po starciu z Zaviiskym. Wszyscy zwrócili wzrok na sędziego, ale w tym samym momencie do futbolówki dopadł Pirulo, który pewnym strzałem pokonał Loskę.
Podobnie jak w pierwszych minutach spotkania po udanej akcji łodzian szybko zobaczyliśmy ripostę zawodników Radoslava Latala. Tym razem w roli głównej wystąpił Mešanović. Bośniak pomknął lewym skrzydłem i znalazł się w dogodnej sytuacji do strzału. Jego uderzenie z niewielkiej odległości świetnie zatrzymał Bobek. Niecieczanie ponownie sprawdzili czujność wychowanka ŁKS-u w 21. minucie, gdy główkował ustawiony tuż przed bramką łodzian Biedrzycki. Młodzieżowy reprezentant Polski po raz kolejny zachował się wzorowo – sparował strzał i oddalił zagrożenie.
W początkowej fazie meczu działo się więc wiele. Po upływie około dwudziestu minut gra się nieco uspokoiła. ŁKS zachował się jednak jak wytrawny górski kolarz – cofnął się, spowolnił, wyrównał oddech w peletonie, by po chwili podkręcić tempo i po raz kolejny zaatakować. Druga akcja bramkowa była dziełem tercetu grającego pierwsze skrzypce w biało-czerwono-białej orkiestrze. Śliwa przyjął w środkowej strefie boiska dogranie od Trąbki i wbiegł w pole karne. Gdy drogę zagrodzili mu obrońcy gospodarzy, dograł do ustawionego po lewo Pirulo. Hiszpan przyjął piłkę i błyskawicznie oddał ją nadawcy podania, który w międzyczasie uwolnił się od niechcianego towarzystwa, a ten z niewielkiej odległości skierował piłkę do bramki, podwyższając prowadzenie łodzian.
W kolejnych kilku minutach ełkaesiacy stworzyli dwie kolejne groźne sytuacje bramkowe. W 35. minucie Mokrzycki uderzał z rzutu wolnego zza linii bocznej pola karnego. Trafił pod poprzeczkę, ale piłkę sparował dobrze ustawiony Loska. Cztery minuty później świetną akcję rozegrali Jurić i Pirulo, a w 44. szybką kombinację zaprezentowali imponujący finezją i kontrolą piłki Śliwa oraz Trąbka. Oddany z obrębu pola karnego strzał tego drugiego został jednak zablokowany. Ostatnią groźną sytuację przed gwizdkiem na przerwę zobaczyliśmy w 45. minucie. Ponownie świetnie w ofensywie pokazał się Tutyškinas – Litwin popisał się precyzyjnym dośrodkowaniem do Juricia, ale piłkę zmierzającą wprost na głowę ustawionego w polu karnym Chorwata w ostatniej chwili musnął Loska.
Im bliżej było końca pierwszej połowy, tym ŁKS grał z coraz większą swobodą i fantazją. Gospodarze z kolei, z początku imponujący zadziornością w ofensywie, odgryzający się ełkaesiakom za kolejne groźne akcje jakby stracili animusz i wiarę we własne możliwości; przez kilkanaście ostatnich minut pierwszej części gry nie potrafili stworzyć groźnej akcji pod bramką Bobka i na przerwę zeszli ze spuszczonymi głowami.
Na drugą połowę „Słonie” wyszły odmienione; znów pokazały waleczną twarz. Ostrzeżeniem były dwie groźne akcje kończone przez Trubehę w pierwszych minutach po wznowieniu gry. Wreszcie w 53. minucie świetny strzał z dystansu oddał Fornalczyk. Bobek odbił piłkę w efektownej robinsonadzie. Skłądającego się do dobitki Tekijaskiego wyciął Tutyškinas. Tym razem wątpliwości być nie mogło – sędzia słusznie wskazał na „wapno”, a „jednastkę” pewnie zamienił na bramkę Biedrzycki.
Po tej sytuacji mecz wyraźnie się zaostrzył, czego dowodem były żółte kartki dla Tutyškinasa, Monsalve i Kowalczyka oraz rosnąca irytacja Kazimierza Moskala po kolejnych, niekorzystnych dla jego zespołu decyzjach sędziego. Rywalizacja była twarda, nikt nie odstawiał nogi, wszyscy byli świadomi stawki tego spotkania.
W tej ostrej, bardziej chaotycznej grze lepiej czuli się gospodarze. To oni częściej utrzymywali się przy piłce – grali z zaciętością i z przekonaniem, ale brakowało im klarownych sytuacji podbramkowych. Łodzianom z kolei trudno było złamać napór rywali, więc i pod drugą bramką działo się niewiele.
W 79. minucie zobaczyliśmy wyrównującą bramkę dla gospodarzy – po raz drugi padła ona po rzucie karnym będącym efektem niefrasobliwej gry ełkaesiaków w obronie i po raz drugi do jego wywalczenia przyczynił się Fornalczyk. Młody piłkarz Termaliki zaprezentował swoją firmową akcję – przyjął piłkę tuż za linią szesnastego metra i uderzył prawą nogą w stronę dalszego słupka. Strzał wyglądał groźnie, ale okazał się niecelny. Gdy futbolówka była już w powietrzu, w Fornalczyka wpadł jednak Ochronczuk, który chciał przeszkodzić mu w oddaniu strzału. Był jednak mocno spóźniony, interweniował dosyć nieporadnie i chyba sam nie do końca panował nad sytuacją. W efekcie przewrócił rywala, a sędzia bez chwili wahania podyktował drugą jedenastkę dla Termaliki. Ponownie egzekwował ją Biedrzycki, który tym razem podniósł piłkę i uderzył w prawo. Bobek wyczuł intencje strzelca, rzucił się w dobrą stronę, ale piłka prześlizgnęła się po jego rękawicy i zatrzepotała w siatce.
W ostatnich kilkunastu minutach ŁKS starał się odwrócić losy meczu, ale w jego akcjach ofensywnych nie było już tej energii, którą prezentował w pierwszej połowie. Wiele akcji łodzian przerywały też niecelne zagrania. W łódzkiej drużynie widać było coraz więcej frustracji. Najmocniej zagotował się Pirulo – Hiszpan przepychał się z rywalami i tak gorąco dyskutował z arbitrem, że w samej końcówce trener Moskal postanowił zdjąć go z boiska.
Bruk-Bet Termalica Nieciecza – ŁKS 2:2
13. Pirulo
30. Śliwa
53. Bedrzycki (K.)
80. Biedrzycki
ŁKS: Bobek – Szeliga, Monsalve, Marciniak, Tutyškinas – Mokrzycki, Kowalczyk (89. Kelechukwu), Trąbka (74. Ochronczuk) – Pirulo (89. Dąbrowski), Jurić (68. Janczukowicz), Śliwa (74. Biel)
Termalica: Loska – Tekijaski, Radwański, Mesanović, Zaviiskyi (46. Fornalczyk), Hubinek (63. Poznar), Karasek (63. Purece), Trubeha (84. Płachewicz), Putivtsev (46. Kadlec), Dombrovskyi, Biedrzycki