Widzew Łódź ma za sobą dwie kolejki w tym sezonie PKO BP Ekstraklasy. Brakowało kilku minut, by miał też komplet punktów.
Futbol bywa brutalny i nie ma chyba kibica, który się o tym nie przekonał. Widzew zresztą swoją legendę zbudował w pewnym sensie na takiej brutalności. W latach 80. dzięki walce do końca potrafił eliminować z pucharów europejskie potęgi. W latach 90. dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski po tym jak odwrócił wynik meczu z Legią na Łazienkowskiej. To takie historie, które dla jednych są wielką dumą, a dla drugich wstydem. Jesli przegrywasz “wygrany” mecz to możesz czuć się jak frajer. I to właśnie spotkało widzewiaków w niedzielę w Białymstoku. Powiedział o tym zresztą strzelec obu goli dla RTS-u, Sebastian Bergier.
Myślałem, że strzelę dwa gole, wygramy to spotkanie i będzie wielka radość z tego, że otworzyłem licznik w nowym Klubie. Nie możemy dać sobie wyrwać trzech punktów, a nawet gdy już straciliśmy jednego gola, to powinniśmy zabrać choć jedno oczko do domu. Czuliśmy z boiska, że Jagiellonia nam nie zagraża i to uśpiło naszą czujność. Trudno powiedzieć na gorąco, co się stało. Na analizę przyjdzie czas. Po prostu we frajerski sposób straciliśmy dwie bramki
Taka jest jednak piłka i tyle. Porażka w takim stylu nie oznacza jednak, że drużyna zagrała całościowo fatalny mecz. Wręcz przeciwnie, wygrana “Jagi” to efekt chwilowego zrywu w końcówce, który przyniósł im aż dwa gole. Łodzianie wyglądali naprawdę solidnie przez większość meczu. Zanotowali słaby początek, ale od 20. minuty przejęli inicjatywę. Ten mecz pokazał, że ta drużyna ma w sobie sporo jakości, ale do budowy trzeciego Wielkiego Widzewa potrzeba nie tylko pieniędzy, ale też czasu. Nie wymieni się wszystkich piłkarzy w ciągu jednego okienka, nie wymieni się całej ławki. W Łodzi zrobiono i tak bardzo dużo, by już w tym sezonie Widzew mógł być określano jak “nowy”.
Poza tym to dopiero druga kolejka, piłkarze potrzebują czasy by się zgrać, a trener, by wszystkich poznać w stu procentach. Być może ostatecznie ta porażka przyniesie też jakieś korzyści? Tą bez wątpienia byłoby pojawienie się w wyjściowej jedenastce Maciej Kikolskiego, który trafił na Piłsudskiego by rywalizować z Rafałem Gikiewiczem o miejsce w bramce. “Giki” to zawodnik z dużą przeszłością, ale niestety od dłuższego czasu pokazuje, że jest bez formy i albo popełnia fatalne błędy, albo podejmuje złe decyzje. Widzew po to miał mieć szeroki i równy skład, żeby cały czas trwała rywalizacja o miejsce w wyjściowej jedenastce. To idealny moment, by pokazać, że rywalizacja drużynie rzeczywiście istnieje.