Aż czterech zmian w składzie dokonał trener Janusz Niedźwiedź. Na ławce usiadł m.in. Bożidar Czorbadżijski, który od początku sezonu spisywał się słabo, popełniał błędy. Chociaż trener Widzewa tłumaczył tę roszadę – do środka przesunął Mateusza Żyrę – względami taktycznymi, a nie pomyłkami Bułgara. Do jedenastki wskoczyli też Martin Kreuzriegler, Jakub Sypek oraz Patryk Lipski. W ataku razem z Bartłomiejem Pawłowski ustawiony był za to Jordi Sanchez, który ostatnio był rezerwowym. Tym razem Widzew grał w ustawieniu 1-3-5-2.
Warunki do gry nie były najlepsze, bo przed meczem i w jego trakcie padał deszcz i murawa była namoknięta. Tymczasem widzewiacy w swoim stylu próbowali budować akcje od swojej bramki. Nie był to dobry pomysł. Tym bardziej, że piłkarze Warty stosowali wysoki pressing. Łodzianie zaliczali więc stratę za stratą. Do przerwy – trzeba to napisać – ich gra była bardzo słaba, a momentami nawet fatalna. Po pierwszej połowie było 0:0 i był to dla Widzewa świetny wynik, bo gospodarze mieli kilka znakomitych sytuacji. Bardzo słabo grała każda formacja łódzkiej drużyny. Obrońcy kryli na radar i kilka razy piłkarze Warty wychodzili sam na sam z Henrichem Ravasem. Na szczęście Słowak bronił świetnie i za każdym razem wychodził z pojedynków z rywalami zwycięsko. W 3. minucie Ravas obronił strzał z bliska Dawida Szymonowicza. Potem na róg odbił strzał Miguela Luisa i zatrzymał Niilo Maenpę, który uderzał będąc na wprost niego. W końcu w 34. minucie – po fatalnym błędzie duetu Martin Kreuzriegler-Mateusz Żyro – sam przed Ravasem był Adam Zrelak, ale i z tego pojedynku obronną ręką wyszedł bramkarz Widzewa. Bramka wisiała w powietrzu, ale jakimś cudem wciąż był remis.
Widzew w ofensywnie prawie nie istniał. Było kilka akcji do przodu, ale zwykle kończyły się stratą piłki, złym podaniem, słabym strzałem, albo zablokowaniem przez rywali. Tak było w 37. minucie po kontrze, kiedy Jan Grzesik w ostatniej chwili wybił piłkę Jordiemu Sanchezowi. Do elementów gry, które nie wychodziły Widzewowi, dodać trzeba jeszcze stałe fragmenty gry wykonywane fatalnie.
Po przerwie gra gości niestety się nie poprawiła. Do tego w 55. minucie kontuzji po starciu z rywalem doznał Sanchez i musiał zejść z boiska. Zmienił go debiutant Łukasz Zjawiński.
Gra Widzewa się nie poprawiła, a pogorszyła Warty, która nie atakowała już z takim animuszem. Przez to mecz zrobił się przeraźliwie nudny. Obaj trenerzy dokonywali zmian, ale na nic się to zdało. Mnóstwo było niedokładności, niecelnych podań, strat, wrzutek w ręce bramkarzy. To było spotkanie na drugoligowym poziomie, chociaż i tam zdarzają się lepsze mecze, niż ten w Grodzisku Wielkopolskim. Najbardziej oczywiście martwi postawa i forma Widzewa i fakt, że właściwie wszyscy piłkarze łódzkiej drużyny grali po prostu bardzo słabo. Nie widać też było po nich ochoty do gry, woli walki. Ale to pewnie przez to, że brakowało umiejętności i pomysłu na grę.
Dobry strzał miał Kristoffer Normann Hansen, a groźny był strzał głową Zjawińskiego. Ale to było mało. Dopiero w doliczonym czasie gry Widzew miał niebywałe szczęście. Po rzucie rożnym piłka trafiła chyba w brzuch Patryka Lipskiego i wpadła do bramki. Łódzka drużyna objęła prowadzenie i ostatecznie wygrała. Piłka nożna jest niesamowita. Na pewno jednak z taką grą, jaką zaprezentował Widzew w sobotni wieczór, nie ma wielkich szans w pojedynku z liderem PKO Ekstraklasy Wisłą Płock za tydzień.
Warta Poznań – Widzew Łódź 0:1 (0:0)
0:1 – Lipski (90.+4)
Warta: Lis – Ivanov, Szymonowicz, Stavropoulos – Grzesik, Kopczyński (92. Kościelny), Żurawski (64. Kupczak), Kiełb (79. Matuszewski) – Maenpaa (64. Corryn), Zrelak, Luis (79. Szczepański).
Widzew: Ravas – Stępiński, Żyro, Kreuzriegler – Danielak, Sypek (59. Letniowski, 95. Czorbadżijski), Kun (85. Shehu), Lipski, Nunes – Sanchez (59. Zjawiński), Pawłowski (85. Normann Hansen).
Żółte kartki: Szymonowicz, Kopczyński, Grzesik – Sypek
Widzów: 2187