Piłkarze Widzewa zrobili to, co do nich należało. Jako, że grają w piłkę, a nie skaczą na nartach, to styl nie jest najważniejszy. Najważniejsze, szczególnie teraz na koniec sezonu, są zwycięstwa, czyli punkty. W Jastrzębiu Zdroju widzewiacy nie rozegrali wielkiego meczu, ale grali konsekwentnie i skutecznie. Wygrali. To jest absolutnie najważniejsze. – Gdy przyjeżdża się w roli faworyta do ostatniego zespołu w tabeli, to wielu dolicza punkty i myśli, że łatwo zgarnia się komplet oczek. Gratuluję drużynie konsekwencji i nastawienia przed meczem – mówił po zwycięstwie trener Janusz Niedźwiedź.
– Chcemy ładnie grać, długo utrzymywać się przy piłce, ale w tym momencie najważniejsze są dla nas punkty. W ostatnich pięciu meczach zdobyliśmy ich trzynaście, co jest dobrym wynikiem i chcemy to kontynuować – a to już słowa kapitana zespołu Patryka Stępińskiego.
I obaj mają rację. Być może drużyna, która zachwycała nas jesienią, kiedy w efektownym stylu wygrywała kolejne mecze, już nie wróci. Każdy zespół jednak ewoluuje, każdy ma swoje problemy. A sezon jest długi i wyczerpujący. Widzew też to odczuwa.
Mecz z GKS-em jest na to znakomitym przykładem. Lista kontuzjowanych graczy wciąż jest długa i żaden nie zdołał wrócić na sobotni mecz. – Jeśli chodzi o pozostałych kontuzjowanych piłkarzy, to nie było szansy by zagrali już w tym spotkaniu. Liczymy, że dwóch lub trzech z nich będzie z nami na mecz z Koroną – mówił Niedźwiedź.
Do tego zachorował Bartosz Guzdek, który co prawda jest zupełnie bez formy, ale to jedyny w tej chwili napastnik w kadrze. Było tak źle, że od początku zagrał Daniel Villanueva. Hiszpan co prawda jako rezerwowy został bohaterem drużyny w poprzednim meczu, ale Niedźwiedź to nie jest typ trenera, który od razu w nagrodę za gola daje miejsce w jedenastce. Na to trzeba naprawdę zapracować. Teraz już nie było w ogóle dyskusji, bo nie miał kto grać.
Kilka dni temu ocenialiśmy nowych piłkarzy Widzewa i przy Kristofferze Normanie Hansenie pisaliśmy, że czas na liczby, czyli gole i asysty. Pewnie Norweg nie czytał, chociaż odsłony rosną nam sporym tempie, ale zrobił co do niego należało. To on otworzył wynik meczu przed przerwą i ta bramka miała bardzo duże znaczenie dla przebiegu tego spotkania.
Cieszy też rosnąca forma Karola Danielaka. Na jego gola czekaliśmy zbyt długo (od 12. kolejki!). W składzie brakowało naprawdę wielu ofensywnych piłkarzy, ale m.in. ta dwójka zdołała ich zastąpić.
Z wydarzeń z sobotniego meczu, o których wypada wspomnieć, to także uraz Patryka Lipskiego (żebra), który nie dokończył meczu. Mamy nadzieję, że szybko wróci.
Kolejne, to wejście na boisko Filipa Zawadzkiego, który po kontuzji długo na to pracował i niewykorzystany rzut karny Marka Hanouska. Czech wcześniej nie zawodził z jedenastu metrów, ale trzeba przyznać, że za każdym razem uderzał piłkę na wysokości rąk bramkarza i zawsze trochę drżeliśmy o to, czy któryś z w końcu nie odbije strzału widzewiaka. Stało się to teraz i dobrze, że nie miało to znaczenia dla wyniku. Hanousek powinien jednak poprawić ten element.
Co cieszy jednak najbardziej poza tym pojedynczym zwycięstwem w Jastrzębiu Zdroju? Cieszy seria Widzewa, bo – jak powyżej wspomniał Stępiński – to 13 punktów z 15 możliwych do zdobycia. Te dwa stracił w ostatnich sekundach meczu ze Skrą Częstochowa, co w pewnym stopniu można uznać za pecha. Ale z całą pewnością zespół wyszedł z kryzysu, który był naprawdę długi.
Lepsza pod tym względem jest tylko Arka Gdynia z kompletem pięciu zwycięstw. Pozostałe drużyny z czołówki są daleko z tyłu. Korona Kielce i Miedź Legnica zdobyły ich tylko 8, a np. ŁKS zaledwie 5.
CZYTAJ TEŻ: Widzew jest najlepszy w lidze. Właśnie został liderem
Właśnie, ta Arka… Liczyliśmy bardzo na to, że zatrzyma ją w sobotę Korona, że odbierze gdynianom przynajmniej dwa punkty i przy okazji sama dwa straci. Wygrana kielczan też by Widzewowi pasowała, bo przecież we wtorek właśnie z nimi gra i po sobocie przewaga 4 punktów byłaby zachowana. Korona w Kielcach już nawet prowadziła, ale Arka wygrała 2:1. Jednego z goli strzelił TEN O KTÓRYM NIE CHCEMY JUŻ WSPOMINAĆ.
Na szczęście Widzew po raz kolejny odparł ataki Arki i dał się jej wyprzedzić tylko na chwilę. Wciąż ma dwa punkty przewagi. Teraz gra z Koroną, a Arka z… ŁKS-em, który przecież cały czas liczy na baraże i wciąż zawodzi. W końcu musi się przebudzić!
Zabrzmi to dziwnie, ale kibice Widzewa powinni teraz trzymać kciuki za lokalnego rywala, by ten odebrał punkty Arce. Gdyby wygrał, a zespół trenera Niedźwiedzia pokonał Koronę, to przewaga nad drużyną z Gdyni wzrosłaby do pięciu punktów. A potem derby Łodzi. Nawet porażka w nich nie oznaczałaby katastrofy.
To oczywiście tylko gdybania, analizy. Każdy mecz jest inny, każdy może zakończyć się zaskakującym wynikiem. Kto by np. pomyślał, że tak skomplikuje się sytuacja Miedzi Legnica, czyli absolutnego lidera Fortuna 1. Ligi. Widzew ogląda się od dawna za siebie, zerka na grupę pościgową, a po kolejnym niepowodzeniu Miedzi, która tym razem zremisowała z Sandecją, traci do niej już tylko 6 punktów! Jak tak dalej pójdzie, to rozpędzone Widzew i Arka awansują bezpośrednio razem.
Lepiej jednak być zawsze przed zespołem z Gdyni. Może ŁKS teraz pomoże. Chociaż chyba najlepiej pasuje powiedzenie: „umiesz liczyć, licz na siebie”. Korona też miała Arce odebrać punkty, a oddała jej wszystkie.