Chociaż go nie widać, bez niego ŁKS Commercecon nie byłby mistrzem Polski. –Każdy ma swoje zadania do wykonania, my w biurach, dziewczyny na boisku – powiedział Marcin Sawoniuk, menedżer mistrzowskiej drużyny.
Sukces ŁKS-u Commercecon to nie tylko postawa siatkarek na boisku. Do mistrzostwa Polski przyczynili się także ludzie, których na co dzień nie widać. To praca prezesa i wiceprezesa, działu marketingu i biura prasowego, spikera, a także menedżera drużyny. Marcin Sawoniuk odpowiada w mistrzowskiej drużynie za organizację. Jakim wyzwaniom musiał sprostać w poprzednim sezonie?
Czytaj także: Prezes ŁKS-u Commercecon: “Łatwiej jest negocjować z medalem na szyi”.
ŁKS Commercecon na boisku udowodnił, że jest najlepszy w Polsce. Żeby dorównać mistrzyniom, również organizacja musiała stać na najwyższym poziomie.
Marcin Sawoniuk, menedżer drużyny ŁKS-u Commercecon: Część roboty wykonuje się na boisku, to widać w telewizji, jest oklaskiwane. Żeby klub funkcjonował, żeby siatkarki i sztab miały warunki do pracy, potrzebny jest sztab ludzi, którzy pracę zaczynają gdy światła gasną, kibice wychodzą z hali. Jesteśmy częścią zespołu i tak się czujemy. Nie ma podziału na pracę organizacyjną i sportową. Każdy ma swoje zadania do wykonania, my w biurach, dziewczyny na boisku.
W tym sezonie walczyliście na trzech frontach. W lidze, Lidze Mistrzyń i Pucharze Polski. Jakie były najtrudniejsze wyzywania organizacyjne, którym musiałeś sprostać?
– Najtrudniejsze wyzwanie to organizacja meczów Ligi Mistrzyń. Spotkania domowe obwarowane są rygorystycznymi przepisami. Nie ma miejsca na jakikolwiek błąd, nawet reklamy muszą iść w odpowiedniej kolejności. Przed meczem przyjeżdża supervisor, który wszystko raportuje do CEV. Jeszcze trudniej jest na wyjeździe. Trzeba ogarnąć zakwaterowanie, wyżywienie w krajach z innych kręgów kulturowych. W mieście, którego nie znamy, trzeba znaleźć miejsce, w którym zapewnimy komfort drużynie. Do tego dochodzą wyzwania logistyczne. Nierzadko mamy loty z przesiadkami, na które nie możemy się spóźnić, nie może zniknąć bagaż. a to wszystko w kilkadziesiąt godzin w emocjach związanych z meczem.
Czytaj także: “Dla takich kibiców chce się zostać”.
Pamiętam zamieszanie z meczem w Berlinie. Najpierw spotkanie z Ferenbahce zostało przełożone, przez żałobę narodową w Turcji, a później mecz przeniesiono do stolicy Niemiec. Mimo tego udało się zdążyć z organizacją noclegów, treningów i spotkania.
– Zdążyliśmy na mecz w Berlinie, ale historia tego meczu była rzeczywiście trudna. Niemal siedzieliśmy w autokarze, który miał nas zawieźć na lotnisko do Niemiec. Stamtąd planowaliśmy lecieć do Stambułu. Dosłownie trzy godziny przed wyjazdem z Łodzi dostaliśmy informację, że mecz został odwołany. Po tym jak wyznaczono nowy termin i poinformowano nas, że spotkanie odbędzie się w Berlinie, pomagali nam ludzie z Berlin Recycling Volleys, męskiej drużyny siatkówki. Organizacyjnie było całkiem nieźle, ale rzeczywiście wcześniejsze zamieszanie spowodowane tragedią w Turcji w Lidze Mistrzyń pojawiły się takie turbulencje, że przez kilka dni nie wiedzieliśmy kiedy, gdzie i z kim zagramy.
Na początku roku, w Łodzi pokonaliście Fenerbahce. To był jeden z największych, europejskich wieczorów. Byli kibice gości, pełna Sport Arena i wynik, który poszedł w świat.
– Po wykonanej pracy, gdy ten mecz jest rozgrywany, organizacyjnie wszystko jest dopięte, to można stanąć sobie z boku i zobaczyć jakie efekty przyniosła nasza praca. Gdy jeszcze jest okraszona zwycięstwem… To najlepsze uczucie. Nie dlatego, że patrzymy na smutne miny przegranych, tylko dlatego, że wraz z kibicami możemy cieszyć się zwycięstwem, okraszonym ciężką pracą z jedną, z najlepszych drużyn na świecie.
Praca podczas meczu, dla osoby emocjonalnie związanej z ŁKS-em chyba nie jest łatwa?
– Jestem protokolantem na meczach ŁKS-u. Myślałem, że to będzie łatwiejsze. Jako były sędzia nauczyłem się trochę chować emocje, ale przyznam, że w meczach play-off zrezygnowałem z tej aktywności, bo chcę być w pełni z drużyną, przekazywać jej całą swoją energię. Praca jest trudna, z tego względu, że w komisji sędziowskiej zdarzają się pomyłki. To nic strasznego, to ludzka rzecz. Będąc jednocześnie związanym z zespołem, obraz tej pomyłki odbierany jest czasem sercem. To też jest normalne, ale z tym trzeba się zmierzyć, często w krótkich odstępach czasu.
Przed tobą kolejne wyzywania, bo po tym jak do Tauron Ligi awansowała Stal Mielec, w nadchodzącym sezonie szykują się aż trzy dalekie wyjazdy na Podkarpacie.
– Śmiejemy się, że Developres zamówił sobie wojewódzką TauronLigę. Długie wyjazdy, nie zawsze oznaczają najbardziej wymagające. Na pewno są najbardziej męczące, trzeba się do nich przyłożyć najbardziej. Drużyna musi się zregenerować, nie można trafić na niespodzianki, które rodzą frustrację. Najdalsze wyjazdy, zawsze muszą być dopięte na ostatni guzik.
Sportowe, kibicowskie i organizacyjne mistrzostwo. ŁKS Commercecon można stawiać za wzór dla polskich drużyn.
– Klubów dobrze zorganizowany jest w naszej lidze kilka. My mamy to szczęście, że możemy mierzyć się z największymi wyzwaniami. Gdy hala jest pełna, a kibice prowadzą drużynę do zwycięstw mamy piękny obrazek, tego jak spełniamy się zawodowo i organizacyjnie. Pełne trybuny to ocena naszej pracy. Ludzie przychodzą na coś, co jest dobrze zorganizowane. Ale myślę, że nie jesteśmy w Polsce jedyni. Dużą satysfakcję daje nam, gdy rozmawiamy między klubami, poprawiamy swoje błędy, ale potrafimy sobie powiedzieć: “słuchajcie, współpracuje się z wami super, wiemy, że w waszym mieście nie spotka nas nic nieprzewidzianego, a jeżeli spotka, to razem sobie z tym poradzimy”.
Z Marcinem Sawoniukiem rozmawiał Filip Kijewski.