To sport i nie będziemy płakać i narzekać, ale będziemy walczyć. Taki jest ŁKS – zapewnia dyrektor sportowy klubu z al. Unii.
Janusz Dziedzic gościł w studiu Radia Łódź, gdzie oceniał zakończoną w ubiegły weekend jesienną część sezonu. Drużyna z al. Unii zamyka tabelę i ma 8 punktów straty do bezpiecznego miejsca. – Zdajemy sobie sprawę z tego, że apetyty były większe, nie tak sobie wyobrażaliśmy tę rundę. Ale to sport i nie będziemy płakać i narzekać, ale będziemy walczyć. Taki jest ŁKS, wierzę że na wiosnę zespół będzie w stanie walczyć o utrzymanie. Wierzę, że przydomek Rycerze Wiosny będzie miał potwierdzenie na boisku. Wierzę, że zawodnicy, ludzie związani z ŁKS, będą mieli chwile radości – powiedział.
Dziedzic mówił też o ostatnim meczu w tym roku. ŁKS na Stadionie Króla długo prowadził z Ruchem Chorzów, ale ostatecznie zremisował. – Nie skończył się tak, jak byśmy chcieli. Wiedzieliśmy, że punkty, także ze względu na sferę mentalną, w ogóle dla wszystkich wokół klubu, są bardzo ważne w kontekście wiosny. Mamy jeszcze zaległy mecz ze Stalą Mielec, więc gdybyśmy wygrali z Ruchem, to sytuacja nie musiała być taka zła. Nie ustrzegliśmy się jednak błędów. Powiedziałem po meczu chłopakom, że jest mi ich po ludzku żal. Przez 85 minut realizowaliśmy założenia, może nie graliśmy super spotkania, ale byliśmy bardzo blisko, by zejść z boiska ze zwycięstwem. Jeden błąd kosztował nas stratę punktów. A to istotne punkty, bo z bezpośrednim rywalem.
Dziedzic wrócił też m.in. do momentu, kiedy w ŁKS-ie zdecydowano się zmienić trenera. Kazimierza Moskala zastąpił Piotr Stokowiec. – Trzeba było zastanowić się nad przyszłością, by nie powtórzyła się sytuacja sprzed kilku lat i trzeba było podjąć trudną decyzję, która była podyktowana dobrem klubu – stwierdził. – Przegraliśmy z Cracovią, Radomiakiem, a przed nami był mecz z Lechem. Nie było promyku nadziej, że może coś się zmienić. Zdecydowaliśmy się na zmianę i zatrudnienie trenera Stokowca, który był już w takich sytuacjach i potrafił z tego wyjść. Wierzyliśmy, że wyjdzie także tutaj. Za wcześnie na podsumowania, ale nasza sytuacja ciągle jest trudna, oczekiwaliśmy, że efekty zmiany trenera będą szybciej, że to zaprocentuje.
Dodał jednak, że sytuacja była i jest naprawdę trudna, bo trzeba zarządzać kryzysem w dużym klubie. – Każdy by chciał, by ŁKS znów liczył się w walce o trofea, ale jesteśmy beniaminkiem, mieliśmy też ekonomiczne problemy, z których powoli wychodzimy. Oczekiwania cały czas są jednak ogromne – zauważył. – Trudno temu sprostać. Kibice muszą zdawać sobie sprawę, gdzie jeszcze niedawno byliśmy.
Dziedzic zapewnił, że zamieszanie z rodziną Platków, która miała przejąć klub nie miała wpływu na formę piłkarzy.
Konkretne pytania o wzmocnienia nie padły, ale dyrektor sportowy ŁKS podkreślił, że zawsze priorytetem jest pozyskanie Polaków, co jednak jest bardzo trudne. – W tej chwili nie jesteśmy w stanie pozyskać piłkarza na kontrakcie z ekstraklasy, a nawet 1. ligi – przyznał i podał przykład Macieja Ambrosiewicza, za którego Bruk-Bet Termalica Nieciecza chciała za dużo pieniędzy. – Musieliśmy zrezygnować z tego transferu – zdradził.
Dziedzic dodał, że wiosną bardzo liczy na Daniego Ramireza, który jesienią grał poniżej oczekiwań. – Podpisując z nim kontrakty byliśmy świadomi, że w Belgii grał mało i będziemy musieli na niego poczekać. Pewnie wielu oczekiwało więcej, jeśli chodzi o liczby i grę. Ale ja wierzę, że w okresie przygotowawczym zaznaczy swoją obecność zespole i wiosną bardzo nam pomoże – powiedział.