Rozpoczął się intensywny okres transferowy, w którym dyrektor sportowy Widzewa Łódź ma mnóstwo pracy przy kompletowaniu kadry na przyszły sezon. M.in. o transferach do klubu i z klubu zgodził się z nami porozmawiać Tomasz Wichniarek.
Piotr Grymm: Czy wziąłby Pan w ciemno to 12. miejsce, które zajął Widzew przed startem sezonu?
Tomasz Wichniarek: Nie tak w ciemno, ponieważ nasze ambicje są większe niż 12. miejsce, ale jasno określiliśmy nasze oczekiwania, czyli utrzymanie zespołu w Ekstraklasie, więc zrealizowaliśmy założenia. Natomiast czy wziąłbym to 12. miejsce w ciemno? To nie.
We wrześniu 2022 udzielił Pan wywiadu Łódzkiemu Sportowi, w którym powiedział Pan, że awans Widzewa do Ekstraklasy to również Pańska zasługa, bo to Pan sprowadzał zawodników, którzy ten awans wywalczyli. Czy dzisiaj również może Pan tak powiedzieć, że utrzymanie to także Pańska zasługa?
To jest zasługa całego pionu sportowego. Nie można patrzeć na to w ten sposób, że to zasługa tylko dyrektora sportowego. Jak dla mnie dyrektor sportowy mylnie kojarzony jest tylko z transferami. Tu jest oceniany przez pryzmat mniej lub bardziej udanych. To jest jednak zasługa całego pionu. To jest zasługa scoutingu, dyrektora, sztabu, zawodników, zarządu itd, ale przede wszystkim pionu sportowego jako takiego, w tym oczywiście dyrektora.
Czy Dawid Tkacz to jeden z tych zawodników priorytetowych na to okienko? Młodzieżowiec, którego Widzew musiał ściągnąć.
Tak. Dla mnie to był jeden z tych zawodników. Chcemy sprowadzić dwóch młodzieżowców. Jesteśmy zadowoleni, że udało nam się tak młodego gracza, a zarazem już ogranego na poziomie pierwszej ligi, pozyskać. Wykręcił on całkiem niezłe statystyki w minionym sezonie. Jest to młodzieżowy reprezentant Polski, więc jest wiele aspektów przemawiających za tym, że ten transfer powinien się udać i rzeczywiście był to jeden z naszych priorytetów.
Widzew będzie musiał zapłacić Górnikowi Łęczna ekwiwalent za wyszkolenie piłkarza, zgadza się?
Tak. To jest normalne, że płaci się taki ekwiwalent. To jest tylko i wyłącznie kwota, która jest wyliczana na podstawie czasu spędzonego w poprzednim klubie. Widzew nie będzie płacił żadnego odstępnego, tylko ekwiwalent, który jest odgórnie ustalany przez władze PZPN.
Czy Widzew na poważnie interesuje się osobą Luisa Fernándeza, który zarabia duże pieniądze w Wiśle Kraków? Domyślam się, że piłkarz ten musiałby znacznie zejść ze swoich wymagań finansowych.
Nie wiem oczywiście ile dokładnie Fernández zarabia w Wiśle. Czy znacznie musiałby zejść ze swoich wymagań, to też tego nie wiem. Fernández jest na pewno ciekawą opcją na rynku patrząc na to, że Wisła nie awansowała. Gra bardzo ofensywnie i widowiskowo. Fernández jest na naszych listach, ale jak wysoko, to nie będę może tutaj zdradzał.
Tak samo można powiedzieć o Długoszu z Rakowa Częstochowa? On także znajduje się na liście?
To jest młody Polak, a my szukamy takich rozwiązań, żeby tych Polaków było jak najwięcej. Długosz nie jest jednak naszą priorytetową pozycją, więc jest on w dalszym etapie ewentualnych rozważań i podejmowania decyzji.
Co na dzień dzisiejszy zatem jest priorytetową pozycją do wzmocnienia w Widzewie?
Mamy kilka takich. To jest lewonożny stoper, środkowy pomocnik i napastnik.
Gdyby miał Pan określić, która pozycja z tych trzech, które Pan wymienił najbardziej wymaga wzmocnienia w klubie, to którą by Pan wskazał?
My tak nie pracujemy, że możemy wzmocnić jedną z nich, a dwóch następnych nie. Będziemy się starać, aby sprowadzić piłkarzy na wszystkie te pozycje. Nie wygląda to tak, że ta pozycja jest „jedynką”, ta „dwójką”, a ta „trójką”. Raczej chcemy na każdą z nich znaleźć zawodnika, który wzmocni naszą kadrę.
Na antenie Radia Widzew w zeszłym tygodniu mówił Pan, że na początku tego tygodnia powinniście mieć jaśniejszą sytuację w przypadku dwóch, trzech tematów. Rozumiem, że jednym z nich jest Dawid Tkacz. Jak wygląda natomiast sytuacja z drugim i ewentualnie trzecim tematem?
Gdy mówiłem to tydzień temu w Radiu Widzew to byłem świadomy tego, że jesteśmy w stanie to zrealizować i myślę, że do końca tego tygodnia te pozostałe dwa tematy również uda się dopiąć.
Który zawodnik Widzewa zrobił na Panu największe wrażenie w minionym sezonie?
Nie chciałbym tutaj tak jednoznacznie się określać. Trudno wyróżnić tutaj tylko jednego zawodnika. Ten sezon też był bardzo dziwny, bo mieliśmy bardzo dobrą pierwszą rundę i zdecydowanie słabą rundę rewanżową, co trzeba sobie jasno powiedzieć. Zwykle przez pryzmat wyników ocenia się piłkarzy, którzy wcale nie musieli obniżyć swoich lotów i umiejętności, ale te wyniki spowodowały, że trochę inaczej się na to patrzy. Nie mam jakiegoś jednego zawodnika, który by mnie tak zadziwił. Ani na plus, ani na minus.
Czy w zimowym okienku transferowym mieliście Państwo na stole takie oferty za Jordiego Sáncheza, które mogliście wtedy przyjąć i patrząc przez pryzmat czasu żałujecie, że tego nie zrobiliście?
Nie mamy czego żałować, ponieważ nie mieliśmy takiej konkretnej oferty. Były zapytania, ale nie było konkretnej oferty, którą mogliśmy zacząć rozważać na tak lub na nie.
Ale liczył Pan na to, że po pierwszej rundzie uda wam się uzyskać dobre pieniądze za takich zawodników jak Ravas lub właśnie Sánchez? Były już prezes mówił, że Widzew musi także spieniężać zawodników.
Wiadomo, że kluby też żyją ze sprzedaży swoich zawodników. Na pewno te dwa nazwiska pojawiały się w spekulacjach medialnych, co do ewentualnego odejścia i jakieś wstępne zainteresowanie tymi zawodnikami było. Na pewno miała na to wpływ bardzo udana runda jesienna, ale liczyliśmy na to, że wiosną utrzymamy naszą wysoką formę i latem to zainteresowanie będzie jeszcze większe. Do tej pory czekamy na ewentualne oferty. Jeśli spieniężymy na dobrych warunkach, to dobrze, ale jeśli nie, to też nie będzie problemu, bo to są zawodnicy, którzy są wartością dodaną do zespołu.
Czy są zatem w zespole zawodnicy, których chcielibyście sprzedać w tym okienku transferowym?
Nie ma tak, że chcemy kogoś sprzedać. Zakładamy, że takie propozycje mogą nastąpić i takich zawodników jesteśmy w stanie, za odpowiednie warunki finansowe, wytransferować. To też nie jest tak, że musimy to zrobić, bo inaczej będziemy mieli problem budżetowy. Na szczęście w klubie tak nie jest, ale normalną rzeczą jest, że jeśli piłkarza wypromowaliśmy, a chcemy w przyszłości też piłkarzy sprzedawać, to musimy zrobić kiedyś ten pierwszy krok. Jeżeli zostaną nam przedstawione zadowalające nas warunki, to jesteśmy w stanie jednego lub dwóch zawodników wytransferować.
Powiedział Pan także, że wraz ze zmianą prezesa zmienił się także plan na budowę drużyny i m.in. to było powodem nie przedłużenia kontraktu z Jakubem Wrąblem. Uznaliście Państwo, że jako rezerwowy bramkarz Wrąbel zarabiałby za dużo?
Tu chodzi o stałą strukturę budowania kadry. Nie chodzi tylko o kwestię bramkarza. Wyszło po prostu z różnych ustaleń, że nie jest najlepszym pomysłem, żeby Kuba był bramkarzem rywalizującym z Henrichem Ravasem. To także dla Kuby nie byłoby dobre, bo on przez osiem miesięcy rozegrał tylko jeden mecz i takie decyzje w sztabie, a później w zarządzie zostały podjęte.
Czy planujecie zatem ściągnąć do klubu golkipera numer dwa, który zająłby miejsce Jakuba Wrąbla?
Pozyskaliśmy Jana Krzywańskiego. To będzie dla niego teraz trzeci sezon na poziomie seniorskim i właśnie jemu chcemy dać szansę. Nie mamy jednak ustalone jeszcze, że to właśnie on będzie tym bramkarzem numer dwa. Okienko jest dosyć długie, ale zaczynamy teraz okres przygotowawczy i zobaczymy, jak będzie wyglądała rywalizacja między nim, a Ravasem.
Co było brane pod uwagę zatem przy rozstaniu z Martinem Kreuzrieglerem?
Tutaj było kilka względów. Finanse nie były najważniejszym aspektem. Martin był z nami bardzo długo. Trenerzy dobrze go znali, sztab go dobrze znał i po dyskusjach w sztabie i sugestiach uznaliśmy, że potrzebujemy świeżej krwi. Kończył mu się kontrakt i podjęliśmy decyzję, że poszukamy na tej pozycji innego rozwiązania.
Wrócę do pierwszej konferencji Pana Michała Rydza w roli prezesa, który powiedział, że środki na pierwszą drużynę muszą być zwiększone. Czy będzie Pan teraz dysponował większym potencjałem finansowym przy negocjowaniu umów z nowymi zawodnikami?
To się jakoś drastycznie nie zmieniło. Nie ma co ukrywać, że nagle o 30-40% zostanie zwiększone finansowanie pierwszego zespołu, bo takiej możliwości po prostu nie ma, jeśli chce się mieć zbilansowany budżet, a ten nie jest z gumy. Pewne przesunięcia natomiast nastąpią. Pewne korekty zostaną wprowadzone, które sprawią, że tych pieniędzy na zawodników będzie troszkę więcej, ale chciałbym tutaj podkreślić, że nie są to jakieś drastyczne zmiany.
Teraz z kolei zapytam o słowa Pana Stamirowskiego, który powiedział: „Nie może być sytuacji, że pion sportowy nie wie na czym stoi”. Czy rzeczywiście tak było, że musiał się Pan zastanawiać jakimi możliwościami dysponuje?
To nie do końca tak, bo moim bezpośrednim przełożonym był prezes Dróżdż i on mi nakreślał warunki pracy, w których mogę się poruszać i jakie ja mogę podejmować decyzje. Natomiast rzeczywiście czasami pojawiały się sprzeczne komunikaty, które sprawiały problemy w podejmowaniu tych decyzji.
Na koniec zapytam tylko jeszcze ile tych transferów Państwo planujecie, bo pojawiają się różne liczby?
Chcemy zrobić pięć transferów takich podstawowych, które zakładaliśmy w przypadku nawet, jeśli nikt by od nas nie odszedł. Natomiast jeżeli byłyby odejścia, to będziemy wtedy reagować i ewentualnie zwiększać liczbę transferów.
CZYTAJ TAKŻE: Nowy piłkarz Widzewa: „Trafiłem do wielkiego klubu”
PKO EkstraklasaRozmowa Tygodnia ŁSTomasz WichniarekWidzew Łódź