Przypomnijmy, że mowa o zniszczeniach, jakich pseudokibice gości dopuścili się podczas spotkania Widzew Łódź – GKS Tychy rozgrywanego na stadionie miejskim przy al. Piłsudskiego w Łodzi. Grupa chuliganów zdewastowała nie tylko sam sektor, ale także toalety i punkt gastronomiczny.
Zaraz po zakończeniu spotkania i opuszczeniu sektora gości przez osoby w nim zasiadające Widzew wziął się za wycenianie strat i wstępnie oszacował je na 100 tysięcy złotych. Dzień później na obiekcie pojawili się przedstawiciele MAKiS-u, którzy wstępnie wycenili szkody na sporo więcej, bo nawet 300 tysięcy.
Ostatecznie, po dokładniejszej weryfikacji i ponownej wycenie przez rzeczoznawcę stanęło na 100 tysiącach złotych. Tyle też będzie kosztowała naprawa sektora oraz jego zaplecza na stadionie przy al. Piłsudskiego w Łodzi i fakturę na taką kwotę MAKiS wystawi Widzewowi. Klub z kolei przekaże ją do GKS-u Tychy, który powinien pokryć całość kosztów.
CZYTAJ TAKŻE >>> Niebawem ruszy remont sektora gości na stadionie Widzewa
Jak się okazuje, cała sprawa nie będzie jednak taka prosta. Marcin Tarociński poinformował, że “GKS Tychy kwestionuje swoją odpowiedzialność za zniszczenia wyrządzone przez swoich kibiców, w sektorze gości stadionu Widzewa podczas meczu rozegranego 03.04 i nie zamierza płacić za szkody. W tej sytuacji Widzew Łódź skieruje sprawę do Piłkarskiego Sądu Polubownego PZPN”.
Niestety to nie pierwszy przypadek, w którym Widzew nie może doprosić się należnych pieniędzy od klubu, którego pseudokibice wyrządzili na stadionie przy al. Piłsudskiego wyraźne szkody. Wciąż nierozstrzygnięta pozostaje między innymi kwestia zapłaty za zniszczenia wyrządzone przez pseudokibiców Śląska Wrocław, a przecież mecz miał miejsce w 2019 roku.
To tym bardziej szokujące, że Widzew swoje zobowiązania spłaca. Tak było na przykład po meczu z GKS-em w Tychach, gdzie grupa chuliganów związanych z łódzkim klubem wyrządziła szkody na sektorze gości. Teraz niestety Widzew będzie stratny, bo za remont MAKiS-owi zapłaci z własnych pieniędzy. I będzie czekał aż odpowiednie organy poniekąd zmuszą GKS do pokrycia kosztów napraw. To jednak, jak pokazuje przykład Śląska Wrocław, może potrwać nawet kilka lat.