Nie ma niczego lepszego dla psychiki niż zwycięstwo. To ostatnie – nad Górnikiem Łęczna – sprawiło, że zespół mentalnie poszedł bardzo do góry – mówi Ireneusz Mamrot, trener ŁKS..
Krążą plotki, że w momencie, kiedy obejmował pan ŁKS, drużyna była zapuszczona pod względem taktycznym i fizycznym.
Nie chcę oceniać, co zastałem. Tak samo jak nie chciałbym, żeby ktoś oceniał to, co zostanie po mnie. Wiedziałem na co się piszę. Zmiany trenera dokonuje się w momencie, kiedy drużyna zaczynać grać gorzej. Nie mogę powiedzieć, że zespół był nieprzygotowany. Każdy ma swój pomysł na grę i postrzega pewne rzeczy inaczej. Potrzebowałem trochę czasu, żeby poukładać drużynę po swojemu.
Dużo czasu potrzebował pan, żeby odpowiedzieć na ofertę z ŁKS-u?
Brałem pod uwagę aspekt, że biorę klub z czołówki, który od jakiegoś czasu słabej punktował. Wiedziałem, jakie są oczekiwania. Za każde niepowodzenie obarczany jest trener, tak było jest i będzie, więc chwilę się zastanawiałem. Wiedziałem, że atutem klubu jest zarządzanie i dobry poziom organizacyjny, to mnie tutaj przyciągnęło. Cieszę się, że pracuję w klubie, w którym celem jest awans.
A jaki jest teraz cel ŁKS-u? Cały czas wierzycie w awans bezpośredni czy szykujecie się na baraże?
Skupiamy się na punktowaniu. Nie wszystko jest zależne od nas. Nawet wygrywając wszystkie mecze do końca, możemy nie załapać się na awans bezpośredni i przyjdzie nam grać w barażach. Musimy zrobić wszystko, żeby te trzy ostatnie spotkania wygrać, a potem zobaczymy, jaka będzie sytuacja.
Od początku widać było, że najwięcej pracy włożył pan w poprawę defensywy. Piłkarze zaczęli grać dużo odpowiedzialniej, popełniają coraz mniej prostych błędów.
Dużo czasu na to poświęciłem, ale w pewnym momencie ucierpiała na tym gra ofensywna. Starałem się zachować proporcje, ale przez pierwsze dwa tygodnie sporo czasu na tę defensywę poświęciłem i z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że zawodnicy bardzo mocno pilnowali tego, co robimy na treningach i byli za mało kreatywni. Zaczęliśmy to wypośrodkowywać, poszliśmy bardziej w kierunku ofensywy. Nie uniknęliśmy kliku błędów indywidualnych, ale robiliśmy wszystko, żeby ograniczyć je do minimum. Teraz defensywę trenujemy raz w tygodniu, a pozostałe treningi skupiają się na grze ofensywnej.
Zostając przy obronie: Carlos Moros Gracia i Maciej Dąbrowski to duet stoperów na ekstraklasę?
Jesteśmy w pierwszej lidze, nie mamy ośmiu punktów przewagi nad drugim miejscem, żeby myśleć o ekstraklasie, tylko ciągle walczymy.
Na jakich pozycjach będą potrzebne wzmocnienia?
Wystarczy po jednym wartościowym zawodniku do każdej formacji i już zespół zyskuje na jakości. Ważne, żeby byli to zawodnicy, którzy będą przewyższali potencjałem tych, z którymi będą rywalizować.
Od meczu z Jastrzębiem zaczął pan odważniej stawiać na młodzież, w pierwszym składzie zabrakło miejsca dla kilku rutyniarzy. Skąd wzięła się taka decyzja? Potrzeba było świeżej krwi?
Nie możemy patrzeć, czy ktoś ma 18 lat, czy 35. Obserwuję zawodników w treningu i wiem, w jakiej są dyspozycji i to jest dla mnie najważniejsze. Nie ma dla mnie różnicy, czy zagra trzech młodzieżowców, czy jeden, jeżeli wywalczą sobie miejsce. Widziałem, że forma Dawida Arndta i Przemysława Sajdaka zwyżkuje i oni wywalczyli sobie wyjściowy skład.
Przepis o młodzieżowcu jest potrzebny?
Nie do końca. W niższych ligach jeszcze go rozumiem, ale w ekstraklasie jeżeli jesteś dobry, to wywalczysz sobie miejsce.
Dawid Arndt zostaje w bramce do końca sezonu czy Arkadiusz Malarz dostanie jeszcze szansę?
Wszystko jest możliwe, cały czas trwa rywalizacja. To nie jest tak, że Arek bronił słabo, wręcz przeciwnie. Szukaliśmy innych rozwiązań, a młodzieżowiec w bramce daje nam więcej opcji w polu.
Sajdak gra ostatnio dobrze, ale oprócz niego ŁKS nie ma typowego środkowego pomocnika. Od prezesa Tomasza Salskiego słyszeliśmy, że cały czas monitorujecie sytuację wypożyczonego do Portugalii Ricardo Guimaresa. Czy wróci on do ŁKS-u?
Mamy kilku zawodników, którzy mogą zagrać w środku pola – i na “dziesiątce”, i na “ósemce”. Wiem, że Guima dobrze prezentował się w ŁKS-ie. Zobaczymy, co z nim będzie. Teraz jest w swojej ojczyźnie. W piłce nie zawsze jest tak, że ktoś kto potrafi grać będzie dobry w każdych warunkach. Guima zmienił kraj, otoczenie i żeby pokazał pełnię swoich możliwości, musi się dobrze czuć.
Co wydarzyło się w szatni po meczu z Chrobrym Głogów?
Pewne rzeczy zostały mocno rozdmuchane przez media. Wyszły informacje, że przesuwam zawodników do rezerw. Nic takiego się nie wydarzyło. Mieliśmy męską rozmowę, trudniejszy moment. To są normalne rzeczy, które w piłce dzieją się nie od wczoraj.
Jaki jest plan awaryjny, gdyby ŁKS nie awansował?
Większość zawodników ma ważne kontrakty, nie myślimy o tym, co będzie gdyby ten najczarniejszy scenariusz się spełnił. Koncentrujemy się na walce o awans.
Kto będzie najgroźniejszym rywalem ŁKS-u w ewentualnych barażach?
Nie wiemy, kto w nich zagra. Jedną nogą w ekstraklasie jest Termalica.
Jak w takim razie pracujecie nad psychiką zawodników?
To jest długotrwały proces. Nie wystarczy dać raz dobrej przemowy i oczekiwać rezultatów. Pracujemy poprzez treningi, rozmowy, odpowiednie zachowania. Nie ma nic lepszego niż zwycięstwo. To ostatnie – nad Górnikiem Łęczna – sprawiło, że zespół mentalnie poszedł bardzo do góry.
Są zawodnicy, którzy po objęciu przez pana ŁKS-u zaskoczyli pozytywnie albo negatywnie?
Negatywnie nie, pozytywnie tak. Znałem ten zespół dosyć dobrze, ale teraz widzę ich codziennie w treningach. Są piłkarze, którzy mają ogromny potencjał, mogą grać jeszcze lepiej, a ja muszę zrobić wszystko, żeby pomóc im go uwolnić. Poziom techniczny tych chłopaków jest naprawdę wysoki.
Wśród zawodników, którzy w tym sezonie nie odgrywają znaczącej roli, są tacy, którzy wykazują taki właśnie potencjał, żeby w przyszłości stanowić o sile drużyny?
Na pewno, takie umiejętności ma chociażby Mikkel Rygaard. Nie do końca je pokazał, ale trzeba mieć na uwadze, że zawodnik jest w nowym otoczeniu, w nowym kraju. Wielokrotnie widziałem, jak zagraniczni zawodnicy pierwsze pół roku wypadali słabo, a później grali bardzo dobrze. Każdy jest inny, a nasza liga jest specyficzna. To jest chłopak, który umie grać w piłkę i wierzę, że będzie grał na miarę swojego potencjału.
Eksperymentował pan dużo ze składem, poznawał pan piłkarzy czy szukał optymalnego ustawienia?
Nie zawsze mogłem wystawiać taki skład, jaki chciałem. Moi piłkarze albo pauzowali za kartki, albo byli kontuzjowani. Czasem próbuję czegoś nowego. Rywalizacja jest bardzo wyrównana i na jej podstawie dokonuję zmian. Znałem tych zawodników zanim przyszedłem do ŁKS-u, ale w treningu widać trochę więcej. Było sporo wymuszonych zmian.
Nie o wszystkich kontuzjach czy zmianach chcemy mówić, żeby nie ułatwiać przeciwnikowi zadania. Informujemy o poważnych kontuzjach, a jeżeli leczenie jest kwestią tygodnia, zostawiamy to dla siebie.
Czemu pomysł z grą na dwóch defensywnych pomocników nie wypalił?
To nie było typowe ustawienie na dwóch defensywnych pomocników. Dominguez to dla mnie bardziej “ósemka”. Na pewno on i Rozwandowicz są teraz w lepszej dyspozycji niż w momencie, kiedy przychodziłem do ŁKS-u. Na ten moment optymalne ustawienie to jeden defensywny pomocnik i dwóch grających bardziej ofensywnie.
Adrian Klimczak grał u pana na lewej obronie i na lewym skrzydle. Jaka jest jego docelowa pozycja?
Ostatnio gra na lewej obronie, to przestawienie na skrzydło to pojedyncze sytuacje, czasem żeby utrzymać wynik. Dla mnie jest lewym obrońcą.
Ustawienie 1-3-5-2, którego domagają się kibice i dziennikarze to realny pomysł na przyszły sezon?
Na pewno trzeba mieć przygotowane kilka systemów. Biorę go pod uwagę. Może być 3-5-2, może być 3-4-3 albo 4-3-3, które doskonalimy. Wdrażamy to.
Oskar Koprowski zadebiutuje w pierwszej lidze w tym sezonie?
Chciałbym żeby zadebiutował. Trenuje z nami, jest ambitny. Z tyłu głowy mam rezerwy, które grają o awans, ale przygotowujemy go na to, żeby wystąpił w pierwszej lidze. Myślę, że w sobotę pojedzie z nami do Legnicy i będzie miał szansę zadebiutować.
Marcel Wszołek i Kelechukwu Ebenezer Ibe-Torti przychodzili do ŁKS-u z opinią wielkich talentów. Jak pan ocenia potencjał tych zawodników?
Wszołek jest po ciężkiej kontuzji, trudno oceniać jego formę, kiedy dopiero do niej dochodzi. Jeśli chodzi o Kelly’ego, ogranicza nas przepis o zawodniku spoza Unii Europejskiej. Jest to zawodnik z ogromnym potencjałem, ale nie może przebywać na boisku z Ricardinho albo z Srniciem.
Zgodzi się pan, że największym przegranym przepisu o zawodnikach spoza Unii jest właśnie Srnić, który daje dobre zmiany i mógłby wywalczyć sobie miejsce na pozycji defensywnego pomocnika, a nie może przebywać na boisku razem z Ricardinho?
Na pewno Drago na tym traci. Ciężko pracuje na treningach, dużo daje od siebie piłkarsko, ale i mentalnie pomaga w szatni, ma pozytywny wpływ na zespół, a są sytuacje, w których nie może zagrać.
Rozmawiał Filip Kijewski