Ariel Galeano odczarował klątwę, która ciążyła na ŁKS-ie od 17 września 2024 roku. Właśnie wtedy łodzianie wygrali ostatni mecz i strzelili ostatnią bramkę przy Al. Unii Lubelskiej 2. W piątek, 7 marca zespół prowadzony przez paragwajskiego szkoleniowca wygrał z Wartą Poznań.
ŁKS bardzo długo czekał na zwycięstwo na Stadionie Króla. Biało-czerwono-biali zrobili to ostatni raz 17 września 2024 roku. Pokonali wtedy Wisłę Kraków, prowadzoną jeszcze przez Kazimierza Moskala. Wtedy także gospodarze zdobyli ostatnią bramkę przy Al. Unii Lubelskiej 2 w Łodzi.
– Cieszę się, że będziemy mieli okazję zagrać na swoim stadionie, bo dla mnie i piłkarzy ważne jest, żeby czuć to wsparcie fanów. Mamy świadomość, że w ostatnim czasie trudno jest zdobyć bramkę na własnym stadionie. Kibice zasługują, żeby poczuć trochę radości na tym stadionie – powiedział Ariel Galeano na konferencji przedmeczowej.
CZYTAJ TAKŻE: Długa przerwa w grze obrońcy ŁKS-u
ŁKS od samego początku pokazywał, że chcą wynagrodzić fanom ostatnie miesiące bez gola i bez zwycięstwa na Stadionie Króla. Łodzianie przeważali od samego początku i tworzyli sobie kolejne sytuacje. W końcu po pięciu miesiącach i 20 dniach, albo jak kto woli, 171 dniach bez strzelonego gola na przy Al. Unii Lubelskiej 2 w Łodzi przez ŁKS, do siatki rywali trafił Michał Mokrzycki. Pomocnik wykorzystał rzut karny po faulu na Marko Mrvaljeviciu przez Tkaczuka.
Ełkaesiacy zaczęli rozpieszczać fanów, bo 10 minut później mieliśmy już 2:0. Piłki do bramki nie skierował co prawda żaden z piłkarzy gospodarzy, bo zrobił to Michalski, zaliczając trafienie samobójcze, ale cała akcja ŁKS-u naprawdę była bardzo ładna. Sitek poczekał na obieg Głowackiego, zagrał do niego piłkę w tempo, a ten z pierwszej piłki dośrodkował w pole karne na tyle ciężko dla rywali, że Michalski niefortunnie wpakował piłkę do własnej bramki.
CZYTAJ TAKŻE: Królestwo za awans ŁKS-u? M. Saganowski: Tu nie wystarczy pierwszy krok
Przed końcem pierwszej połowy oglądaliśmy jeszcze jedną znakomitą akcję podopiecznych Ariela Galeano, ale podłączający się do akcji z prawej strony Dankowski sam zdecydował się kończyć ją strzałem, co nie zakończyło się po jego myśli.
Po zmianie stron obraz gry się nie zmieniał. Nadal atakował ŁKS, spychając Wartę coraz głębiej pod własną bramkę. Niespodziewanie to jednak poznaniacy trafili do siatki. Pierwszy wypad w pole karne ŁKS-u przyniósł gościom bramkę, którą strzelił Kacper Michalski, rehabilitując się za samobója z pierwszej części meczu. W 75. minucie Warta drugi raz znalazła się pod bramką ŁKS-u i mogło skończyć się to drugim golem. Znów akcja poszła lewą stroną ŁKS-u. W zasadzie wystarczyła jedna długa piłka, żeby Feliks znalazł się w stuprocentowej sytuacji, ale minimalnie chybił na szczęście dla ŁKS-u. Niewykorzystane sytuacje się jednak mszczą. Kolejny raz to wyświechtane powiedzenie znalazło swoje zastosowanie. Dwie minuty później Marko Mrvaljević powalczył w powietrzu i zgrał piłkę do Mateusza Wysokińskiego, a ten huknął sprzed pola karnego, zdobywając swoją pierwszą bramkę w barwach ŁKS-u.
Więcej bramek nie oglądaliśmy, mimo że okazję miała jeszcze Warta, a kilka miał ich ŁKS. Łodzianie po prawie pół roku, w końcu wygrali pierwsze spotkanie na swoim stadionie.
ŁKS Łódź 3:1 Warta Poznań
1:0 – Michał Mokrzycki 19′ (k.)
2:0 – Kacper Michalski 29′ (sam.)
2:1 – Kacper Michalski 61′
3:1 – Mateusz Wysokiński 77′
ŁKS: Bobek – Dankowski, Rudol, Gülen, Głowacki (Majcenić 84′) – Kupczak, Mokrzycki (Wysokiński 72′), Hinokio – Pirulo (Arasa 67′), Sitek (Młynarczyk 67′), Mrvaljević (Norlin 84′)
Warta: Przybylak – Bartkowski, Gryszkiewicz, Kiełb – Michalski, Tkaczuk (Shibata 81′), Żurawski (Gąska 69′), Markov (Wojcinowicz 69′), Firlej, Waluś (Drzazga 46′) – Feliks
CZYTAJ TAKŻE: Czy polskie znaczy gorsze?