Przez słabą defensywę i nieumiejętność gry drużynowej ŁKS przegrał pierwszy mecz w sezonie.
Kibu Vicuna, trener ŁKS-u, ciągle szuka optymalnego ustawienia. W meczu z Koroną do środka pomocy wrócił Pirulo, na skrzydle zagrał Maciej Wolski. Zabrakło miejsca dla Adriana Klimczaka i Mikkela Rygaarda. Na bokach obrony zagrali zawodnicy, których oglądaliśmy przez pierwsze trzy spotkania – Bartosz Szeliga i Mateusz Bąkowicz. Do bramki wrócił były koroniarz, Marek Kozioł. Ze względu na kontuzję nie mógł grać Maciej Dąbrowski, a jego miejsce zajął bardzo dobrze radzący sobie w meczu z Jastrzębiem, Jan Sobociński.
W zmodyfikowanym składzie łodzianie mieli stawić czoła drużynie, która w tym sezonie zgarnęła komplet punktów. Nie udało się, przez Pirulo i zespół, w którym piłkarze chęć zabłyśnięcia przekładają nad dobro drużyny.
W pierwszej połowie ŁKS grał obiecująco w ofensywie i jak zwykle słabo w defensywie, ale bramki ani nie zdobył, ani nie stracił. Goście od pierwszych minut rzucili się na Koronę. Aktywny był Szeliga, który starał się wstrzelić piłkę w pole karne, szkoda, że jego dośrodkowania nie trafiały do Stipe Juricia i Macieja Wolskiego.
Łodzianie założyli kielczanom wysoki pressing i odzyskiwali piłkę jeszcze na połowie przeciwnika. Przez pierwsze sześć minut, ŁKS miał dwa rzuty rożne. Po drugim z nich Korona wyszła z kontrą czterech na dwóch. Gospodarzom udało się minąć Pirulo i Bąkowicza, Kozioł pomylił się przy wyjściu do piłki, na szczęście Łukasz Sierpinia nie trafił do pustej bramki.
Później znowu do głosu doszli podopieczni Vicuny. Pirulo przerzucił do Moreno, ten dośrodkował w pole karne, po strzale Wolskiego był tylko rzut rożny. Pierwszy kwadrans, w ofensywie ŁKS zagrał wzorowo, zabrakło tylko bramki.
Następnie Korona zamknęła ŁKS w klinczu. Jan Sobociński był bliski strzelenia samobója. Za niepotrzebny faul na połowie przeciwnika ukarany został Rozwandowicz (to jego czwarta żółta kartka, w następnym meczu pauzuje). Po kolejnym festiwalu błędów w obronie, tocząca się w wolnym tempie bezpańska piłka prawie wpadła do bramki, stojącego bezradnie Kozioła, ale na szczęście odbiła się od słupka. ŁKS atakował głównie z rzutów rożnych. Łodzianie napędzili świetną akcję ofensywną. Trąbka znalazł Pirulo, który przedłużył podanie do Moreno, skrzydłowy dośrodkował ze skrzydła i piłka wpadłaby do bramki gdyby nie słupek.
Pierwsze 45 minut w ofensywie upłynęło pod znakiem rozgrywania piłki między Pirulo, Trąbką i Moreno, polsko-hiszpański tercet był naprawdę groźny, a łódzka drużyna dawał od siebie naprawdę dużo w ofensywie. W defensywie łodzianie popełniali cały czas te same, jeżeli nie gorsze niż zazwyczaj błędy, ale mieli sporo szczęścia. Co ciekawe przez pierwsze 45 minut było aż 11 rzutów rożnych.
Na początku drugiej połowy oglądaliśmy konkurs na to, kto popełni większy błąd w ofensywie, chociaż więcej szans na to miała Korona. Obie drużyny marnowały bardzo dogodne sytuacje. Najgroźniejszą wykreowaną przez Łukowskiego zastopował Adam Marciniak i Maksymilian Rozwandowicz.
Po tym jak Pirulo jednym zwodem ograł obrońcę Korony, wyszedł sam na sam lepszy okazał się bramkarz. Hiszpan mógł podawać do Moreno, który miał przed sobą pustą bramkę, ale w swoim stylu zdecydował się strzelać. Potem wysokie tempo meczu spadło.
Kolejny chaos w obronie i ŁKS stracił bramkę. Zawinili Trąbka i Szeliga, którzy dali się dwukrotnie minąć Grzegorzowi Szymusikowi. Żeby farsy było mało, po jego pierwszym strzale, futbolówka odbiła się od poprzeczki, a dalej niekryty pomocnik, drugim uderzeniem umieścił ją w bramce. Po chwili niekryty Frączak mógł podwyższyć prowadzenie, ale jego strzał odbił się od obrońcy.
Łodzianie rzucili wszystkie siły do ataku i pozostający na własnej połowie Sobociński stopował ataki rywali. Kolejny raz zmiany Vicuny nie wniosły wiele i były przeprowadzone zbyt późno. Szeliga, który miał słabą pierwszą połowę i był winny utraty bramki, został zmieniony dopiero w 77 minucie. Pirulo, który ma abonament na przebywanie na boisku, nie zszedł wcale, tylko przesunął się na skrzydło, a jego miejsce w środku pola zajął Mikkel Rygaard.
ŁKS cały mecz prosił się o bramkę, chociaż nie można zaprzeczyć, że gdyby nie skuteczność wygrałby to spotkanie.
Korona Kielce – ŁKS: 1-0 (0:0)
1:0 Szymusik 74.
Korona Kielce: Forenc – Malarczyk, Podgórski, Łukowski, Frączczak (89. Lewandowski), Kiełb (68. Danek), Sierpnia, Szpakowski, Olivieria, Szymusik, Zebić
ŁKS Łódź: Kozioł – Bąkowicz, Sobociński, Marciniak, Szeliga (77. Klimczak) – Rozwandowicz (86. Tosik), Pirulo, Trąbka (86. Janczukowicz) – Wolski(77. Rygaard), Javi Moreno, Jurić
żółte kartki: Kiełb, Malarczyk – Rozwandowicz , Jurić
Widzów: 5800