Wiem, że kibice Łódzkiego Klubu Sportowego będą mieć problem, by zgodzić się z tą opinią, ale po sobotnich derbach mogą mieć trochę powodów do optymizmu. Największy to oczywiście szybki powrót do gry Kaya Tejana, który pokazuje, że będąc zdrowym powinien zapewnić swojemu zespołowi dwucyfrową liczbę bramek w sezonie, a na dodatek ogromną pracę dla zespołu w przedniej formacji – tak w ofensywie, jak i defensywie.
Podobne powody do tego, by spokojniej patrzeć w przyszłość mają też kibice Widzewa. Uśmiechnięty, zadowolony i mający świadomość, że przełamał strzelecką niemoc Jordi Sanchez to dla zespołu prawdziwy skarb. I gracz praktycznie nie do zastąpienia.
O tym, jak ciężki jest żywot beniaminka bez skutecznego napastnika w Widzewie boleśnie się przekonano wiosną, gdy Katalończyk strzelił jednego jedynego gola (choć do tego co stało się w Płocku bardziej pasuje określenie „wepchnął piłkę do siatki” niż strzelił). Na trafienie przy al. Piłsudskiego czekał od listopada, a akurat w jego przypadku dyspozycja psychiczna błyskawicznie przekłada się na formę boiskową. Gol w takim meczu, jak ten sobotni, z taką otoczką, może dać Sanchezowi paliwo na wiele kolejek. Mając też jakąś zdobycz bramkową inaczej na pewno, z większym szacunkiem, sam spojrzy na asysty, które dopisał sobie wcześniej. Zero po stronie goli bolało go wszak niesamowicie, tak bardzo, że kolejne rubryki tabeli bólu ukoić nie mogły.
WIĘCEJ: Jordi Sanchez is the best
Jeszcze przed derbami wiele słyszałem o tym, ile czasu poświęcał swojemu napastnikowi trener Janusz Niedźwiedź. Rozmawiał, omawiał błędy i taktykę, ale też wskazywał na to, co dobre w jego grze. Jordi pokazał, że było warto, a gol był tylko – i aż! – ukoronowaniem świetnej pracy wykonanej w sobotni wieczór. Takiego Sancheza Widzew potrzebuje, bo nie da się polegać na samym Bartłomieju Pawłowskim, który dla mnie jest obecnie gwiazdą nie tylko klubu, ale całej Ekstraklasy. Jego derby to nie tylko czwarty punkt w klasyfikacji kanadyjskiej w czwartym kolejnym meczu, ale też nieustępliwa walka o każdą piłkę, umiejętność jej przytrzymania w kluczowych momentach i podjęcia właściwych decyzji o dryblingu w kluczowych strefach boiska. To także doskonałe wsparcie dla Marka Hanouska w regulowaniu tempa gry i kierunku rozgrywania akcji – jednym słowem człowiek nie do zastąpienia. Dosłownie i w przenośni, bo zmiennika dla Pawłowskiego Widzew nie ma, tak jak nie miałoby na pewno kilkanaście innych klubów Ekstraklasy – wyłączając Raków, Lecha i ewentualnie dwóch pozostałych naszych reprezentantów w pucharach.
Takiego piłkarza jak Pawłowski nie ma Łódzki Klub Sportowy. Kilka godzin przed derbami w klubie zapanowała radość, że może wyjść na boisko kontuzjowany wcześniej Pirulo, ale tuż przed meczem okazało się, że nie tylko może, ale wręcz musi, bo uraz nie pozwala zagrać Daniemu Ramirezowi. To był duży problem zespołu z al. Unii, bo o ile w odbiorze Michał Mokrzycki radzi sobie bardzo dobrze, o tyle gry do przodu nie poprowadzi. Jest raczej człowiekiem trudnym do zastąpienia w przygotowaniu koncertu dla hiszpańskiej gwiazdy niż zawodnikiem, który potem wraz z kolegą zagra pierwsze skrzypce. ŁKS potrzebuje więc Pirulo z poprzedniego sezonu albo Daniego z czasów poprzedniego awansu i gry w Ekstraklasie. A najlepiej obu z nich, bo wtedy z przodu będzie mógł błyszczeć chwalony może na wyrost, ale pokazujący błyski efektownej gry Kay Tejan.
Paradoksalnie – dobra dyspozycja Tejana powinna też wyjść na plus Stipe Juriciowi. Bośniak przez dwa sezony strzelił tylko trzy gole na stadionie im. Władysława Króla, z czego dwa w sierpniu 2021. Nadal jedzie na opinii, którą wyrobił sobie tamtymi trafieniami i wejściem do drużyny oraz niesamowitymi dwoma tygodniami podczas poprzedniej rundy jesiennej, gdy w trzech meczach strzelił cztery gole, ale przyszedł czas, by potwierdził swoje umiejętności i sprostał nadziejom, jakie się z nim wiąże. Bez bramek na własnym stadionie nie ma szans, by jego wygasający po sezonie kontrakt został przedłużony.
CZYTAJ TEŻ: Mózg ŁKS-u wraca do treningów. Serce kontuzjowane
Derby dały odpowiedź na kilka pytań, także na to, czy mogą być efektownym widowiskiem godnym nowych i pięknych łódzkich stadionów. Pokazały, na jak intensywną grę stać Widzew i ŁKS – znów piłkarze obu drużyn przekroczyli 121 przebiegniętych kilometrów, a 125,84 gospodarzy to najlepszy wynik tego sezonu w całej Ekstraklasie, o 600 metrów lepszy niż drugi wynik w tej klasyfikacji, wykręcony przez ŁKS w spotkaniu z Koroną. Poziom naszej najwyżej ligi idzie w górę, ale wciąż przygotowaniem fizycznym i ambicją można tu dużo zdziałać – w obu łódzkich klubach tego nie brakuje.
Już najbliższa kolejka pokaże, w jakim stopniu te wszystkie optymistyczne znaki przełożą się na punkty. ŁKS ma mecz najgorszy z możliwych – z pełną sportowej złości Pogonią Szczecin, drużyną która będzie wprawdzie po meczu pucharowym, ale takim bez większej stawki, bo przecież losy awansu w rywalizacji 4. drużyny Ekstraklasy z Gent są już przesądzone. Zespół prowadzony przez Kamila Grosickiego przyjedzie więc do Łodzi, by zmazać plamę z Gandawy, ale także tę z ostatniego ligowego spotkania z Radomiakiem, a potencjał ofensywny Pogoni jest taki, że każdy piłkarz siedzący tam na ławce, byłby ważnym ogniwem ofensywy ŁKS. Po tym teście nastąpi prawdziwa weryfikacja planów i potencjału – wyjazd do Krakowa na mecz (a raczej bitwę) z Puszczą Niepołomice oraz przyjazd na stadion Władysława Króla Warty Poznań, która wysysa z rywali radość gry tak, jak dementorzy w Harrym Potterze pozytywne emocje u więźniów Azkabanu. Te mecze przed reprezentacyjną przerwą, podobnie jak derby, zdefiniują sezon ŁKS.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ: Rozczarowani w Widzewie, edycja lato 2023
Widzew ma prościej, choć wcale nie łatwo. Najpierw czeka go trudny test w Zabrzu, a przecież forma Górnika systematycznie idzie w górę – najpierw był koszmarny mecz bez jednego choćby celnego strzału, potem porażka z celnym uderzeniem głową w samej końcówce, remis, a ostatnio wygrana w Kielcach. Na Śląsku podopieczni Janusza Niedźwiedzia będą znów musieli wybiegać i wywalczyć sobie punkty – bo jeśli nie wrócą do Łodzi choćby z punktem, wróci znów temat zwolnienia Janusza Niedźwiedzia. Gdy rozmawiałem w przedderbowym studio z prezesem Michałem Rydzem i zapytałem, czy zagwarantuje kibicom, że po reprezentacyjnej przerwie Widzew będzie miał tego samego trenera, odparł tylko, że trener ma jego poparcie, ale w futbolu niczego gwarantować nie można.
Cóż, słyszałem już mocniejsze słowa wsparcia.
Żelisław Żyżyński, Canal+Sport
Bartłomiej PawłowskiJanusz NiedźwiedźJordi SanchezKay TejanŁKS ŁódźPKO EkstraklasaWidzew ŁódźŻelisław Żyżyński