ŁKS Łódź wygrał aż 5:0 ze Stalą Rzeszów w 31. kolejce 1. ligi. Drużyna, która do niedawna przypominała zlepek przypadkowych ludzi i przegrywała mecz za meczem, wreszcie zagrała na miarę oczekiwań i kompletnie zdominowała rywala. Co było kluczem do takiej przemiany?
Kończący się sezon jest dla ŁKS-u gigantycznym rozczarowaniem. Miała być walka o powrót do ekstraklasy, a zamiast tego jest środek tabeli i brak choćby matematycznych szans na zakwalifikowanie się do strefy barażowej. Ponadto wiele kompromitujących meczów oraz nietrafionych decyzji. W takiej sytuacji trzecim trenerem łodzian w tym sezonie został Ryszard Robakiewicz, który odmienił nie tylko wyniki, ale styl gry drużyny i jej charakter. Jednakże chyba najbardziej zaskakujące w tym wszystkim jest to, że Robakiewicz tak drastycznie zmienił ŁKS, nie stosując jakichś magicznych środków.
Robakiewicz w tak krótkim czasie przede wszystkim postawił na zmianę mentalności i podejścia do wykonywanych obowiązków. To w końcu były piłkarz ŁKS-u, silnie związany z klubem emocjonalnie (sam przyznaje, że “jest ełkaesiakiem”), dlatego przejęcie seniorskiego zespołu, nawet na kilka tygodni, wzbudziło w nim czystą frajdę, którą potrafił zmotywować piłkarzy do lepszej postawy na boisku. Warto bowiem dodać, że gdy ełkaesiacy mieli rozczarowujące wyniki, to nie dość, że grali po prostu słabo, to jeszcze dochodziło do sporej liczby sytuacji, gdy fani mogli zarzucać zawodnikom brak odpowiedniego podejścia, zaangażowania czy poświęcenia. Gracze wyglądali na pozbawionych wiary we własne umiejętności, co chyba denerwowało kibiców jeszcze bardziej niż kolejne porażki i nieudane mecze.
Fani dobitnie wyrazili swoje niezadowolenie w trakcie kwietniego spotkania z GKS-em Tychy, przestając dopingować zespół w drugiej połowie. Wydawało się, że gdy Robakiewicz obejmował ŁKS, który stracił szanse choćby na zajęcie miejsca w pierwszej szóstce, to tym trudniej będzie trenerowi ponownie zjednoczyć piłkarzy i rozpalić w nich iskierkę nadziei. Nic bardziej mylnego. W dwóch ostatnich meczach “Rycerze Wiosny” wreszcie wyglądali jak prawdziwa drużyna. Szkoda, że tak późno, ale spotkanie ze Stalą pokazało, że być może wcale największym problemem ŁKS-u nie był w minionych miesiącach brak piłkarzy o odpowiednich umiejętnościach, a fakt, że ci zawodnicy po prostu długo nie potrafili odpowiednio współpracować ze sobą. Gdy polepszyła się komunikacja między nimi, to automatycznie zwiększył się również poziom gry ełkaesiaków.
ŁKS zdominował Stal, nie pozostawiając złudzień, która z drużyn była lepsza i bardziej zasługiwała na zwycięstwo. Obiecująco wyglądała organizacja gry obronnej, do której tak dużą wagę w treningach przykładał Robakiewicz, ale nie tylko to.
– Trener stawia na organizację gry, zwłaszcza w defensywie. W ofensywie też mamy pewne założenia, ale z dozą pewnej swobody. Trener jest także bardzo pozytywną osobą i zaraża nas tą dobrą energią – mówił o nowym szkoleniowcu Maksymilian Sitek, piłkarz ŁKS-u.
Wreszcie z większą precyzją ŁKS wykonywał stałe fragmenty gry, co poskutkowało bramką zdobytą przez Mateusza Kupczaka; pierwszą w 2025 roku strzeloną po rzucie rożnym. ŁKS ze Stalą trafiał do bramki przeciwnika zarówno po kontratakach, jak i po akcjach w ataku pozycyjnym. Skalę dominacji ŁKS-u w tym spotkaniu pokazują statystyki: łodzianie mieli 60 proc. posiadania piłki, oddali 24 strzały, w tym aż 17 z obrębu pola karnego. Co więcej, zanotowali aż 35 kontaktów z piłką w szesnastce przeciwnika (Stal była pod tym aspektem siedmiokrotnie gorsza!) i osiągnęli pułap 90 proc. skuteczności, jeśli chodzi o dryblingi oraz podania w trzeciej tercji.
ŁKS połączył pasję i zaangażowanie z przebojowymi, jakościowymi atakami, czyli zagrał tak, jak powinien w tego typu spotkaniach. Proces obudowy zaufania u kibiców – po tak nieudanych ostatnich latach – będzie długi, ale jeśli zespół faktycznie chce to zrobić, to powinien grać tak, jak przeciwko Stali. Nie zawsze przyniesie to identyczne wyniki, ponieważ rzadko na drodze ŁKS będzie stał aż tak słaby przeciwnik, ale generalnie ełkaesiacy rozegrali zawody wzorcowe, które powinny być punktem odniesienia przed kolejnymi meczami, nie tylko tymi rozgrywanymi w końcówce bieżących rozgrywkach.
Niedzielne starcie może też stanowić niejakie przełamanie dla poszczególnych zawodników. Mowa tu chociażby o Gustafie Norlinie. Szwed trafił do ŁKS-u zimą, a oczekiwania wobec niego były spore. W Łodzi jednak jego początki były bardzo trudne. W pierwszych 10 występach nie zanotował ani gola bądź asysty. Co więcej, grał zwyczajnie poniżej oczekiwań i nie wyglądał na zawodnika, który mógłby stanowić o sile ŁKS-u. Przeciwko Stali zaprezentował się jednak z bardzo dobrej strony.
Strzelił dwa gole, zanotował asystę, a gdyby był jeszcze bardziej skuteczny, to mógł się pokusić nawet o skompletowanie hat-tricka. Poza tym to właśnie po faulach na nim piłkarze Stali zostali ukarani dwiema żółtymi kartkami. Kluczem do lepszej gry także była zwiększona doza pewności siebie. Każde kolejne udane zagranie napędzało 28-latka do podejmowanie jeszcze odważniejszych decyzji.
Duże słowa uznania należą się również drugiemu graczowi, który zanotował tego dnia dwa trafienia, czyli Mateuszowi Wzięchowi. To postać zupełnie nieoczywista, bowiem został sprowadzony do ŁKS-u w lecie minionego roku z trzecioligowego Sokoła Kleczew. Początkowo miał grać wyłącznie w drużynie rezerw, ale prezentował się w niej na tyle dobrze, że pojechał na zimowy obóz przygotowawczy do Side i został włączony do kadry pierwszej drużyny. Już we wcześniejszych spotkaniach 1. ligi pokazywał, że dysponuje niemałym potencjałem i jego wejście w drugiej połowie przeciwko Stali bezapelacyjnie to potwierdziło. Zdobył dwie bramki, obie po strzałach głową.
Z dobrej strony pokazali się też walczący o nowe kontrakty Kamil Dankowski oraz Piotr Głowacki, a także Łukasz Bomba. Golkiper ŁKS-u wprawdzie nie miał wielu okazji do wykazania się, ale gdy trzeba było, to z odpowiednią koncentracją i refleksem bronił uderzenia rywali. Ponadto pewnie wychodził do dośrodkowań, co wcale nie było takie oczywiste w przypadku Aleksandra Bobka, z którym Bomba wygrał rywalizację o miejsce w wyjściowej jedenastce.
ŁKS już nie uratuje ogólnej oceny ostatnich miesięcy, która jest jednoznacznie negatywna, ale w ostatnich trzech spotkaniach rozgrywek będzie może przynajmniej znacznie poprawić atmosferę oraz nastroje wokół klubu przed startem kolejnego sezonu. Zresztą idealną okazję do tego ełkaesiacy będą mieli w najbliższą sobotę, gdy na stadionie Śląskim zmierzą się w hitowej rywalizacji z Ruchem Chorzów.