Problemy GKS-u Bełchatów pokazują patologię polskiej ligowej piłki. Od lat wiadomo było, że klub balansuje nad przepaścią, jednak PZPN nie zrobił niczego, by temu zapobiec.
Na początku mojej pracy jako dziennikarz sportowy, poszedłem na walne zebranie ŁKS-u. Wtedy jeszcze stowarzyszenia, mającego coraz większe kłopoty spowodowane zmianą ustroju w Polsce i upadkiem wielkich łódzkich zakładów. Wielosekcyjny gigant nie radził sobie w nowej rzeczywistości, gdy samemu trzeba było szukać pieniędzy, a nie – jak dotąd – czekać, aż wyznaczą je socjalistyczne władze. Podczas tegoż zebrania trwała dyskusja, jak ratować tak zasłużone dla łódzkiego i polskiego sportu stowarzyszenie. W końcu do mikrofonu podszedł zasłużony działacz i zaapelował do będącego na sali wojewody Waldemara Bohdanowicza o… wyznaczenie zakładów, które będą wspierać klub, tak jak to było przez poprzednie pół wieku.
Przypomniało mi się to zdarzenie, gdy przeczytałem o gigantycznych kłopotach GKS-u Bełchatów. Broń Boże, nie mam zamiaru porównywać obu klubów, bo nie da się przeciwstawić małego auta z limuzyną. Mechanizm jest jednak podobny. Ów znany działacz zachowywał się tak, jak przez ostatnie lata ludzie rządzący bełchatowskim klubem. Przyzwyczajeni, że jak tylko brakowało pieniędzy, otwierała się kasa najpierw kopalni, a później PGE, nie szukali sponsorów albo tylko udawali, że szukali.
Jakby tego było mało, do sportu wmieszała się polityka, a to nigdy nie kończy się dobrze. Tylko w tym sezonie GKS dostał z PGE ponad 2 mln zł. Jego szefowie wrzucili je do ogniska (drużyna jest w strefie spadkowej), ponoć powiększając jeszcze zadłużenie i doprowadzając do sytuacji, że nawet nawet chcąc pomóc, nie można tego zrobić (wykorzystano limit pomocy de minimis). Czerwona linia, w tym przypadku wcale nie cienka, została przekroczona, a za nią jest już przepaść bez dna. Odwrotu niestety nie ma…
Co to ma wspólnego ze sportowym dumpingiem i licencjami? Wbrew pozorom ma, bo o coraz większych kłopotach GKS-u słychać było od kilku lat. Mimo to spółka przechodziła proces licencyjny i zaciągała kolejne zobowiązania bez pokrycia. Zatrudniała trenerów, piłkarzy, kupowała sprzęt na kredyt, negocjowała kolejne ugody z ZUS-em i skarbówką, powiększając zadłużenie. Nikt w PZPN-ie nie wpadł na pomysł, że zamiast karać ujemnymi punktami, np. narzucić ograniczenie zarobków czy transferów pod groźbą nieprzyznania licencji. Jedyną karą były ujemne punkty na starcie kolejnych rozgrywek…
Oni znajda się na końcu listy dłużników, a że klub majątku praktycznie nie ma, zaległych pensji prawdopodobnie nigdy nie odzyskają.
Przymykanie oczu przez związek nie ma też nic wspólnego z zasadą fair play. Uczciwe kluby ograniczają wydatki, żeby zmieścić się w budżecie, a inne się nie przejmują, żyjąc na kredyt i powiększając zadłużenie, którego prawdopodobnie nigdy nie spłacą. Takich GKS-ów jest w polskich ligach wiele, a PZPN nie robi niczego, żeby z tym walczyć. Dopuszcza do tego, że zadłużenie wielokrotnie przekracza majątek (od wprowadzenia prawa Bosmana nie wliczają się do niego piłkarze), a na końcu cierpią uczciwi rywale i ci, których federacja powinna najbardziej chronić.
2 Comments
PZPN i jego bezbłędnie działające “komisje” od lat – w przypadkach kłopotów i trudności swoich klubów – zamiast wspierać ich działania zmierzające do naprawy sytuacji, zajmuje się wyszukiwaniem choćby pretekstów, pozwalających do doprowadzenia tych klubów nawet do upadłości. A przecież do dziś nie brak klubów, które 102 lata temu powoływały PZPN także po to by bronił ich interesów. Bełchatowa wśród nich nie było – ale to nie ma żadnego znaczenia. Licencja – to główny oręż PZPN. Nadużywany – bo kluby mogą go stosować w rewanżu wobec PZPN tylko raz na 4 lata. Tak nierówne szanse – to nie jest gra fair. Od lat oczekuje się od PZPN by z pomocą Ministerstwa Sportu, opracował i wdrożył prawno-finansowe zasady funkcjonowania klubów piłkarskich w Polsce. Panom licencjatom z PZPN zwracam uwagę, że sędzia piłkarski, który próbuje kontrolować grę i budować swój autorytet, przy pomocy seryjnego rozdawnictwa kartek – jest błaznem.
A propos zakazów transferowych jako warunku przyznania licencji. Łódzki Sport rozpływając się z zachwytu nad zlikwidowaniem tych zakazów przez FIFA wobec ŁKS “zapomniał”, że nie zostały one zniesione przez PZPN. Może by informatorzy Łódzkiego Sportu, zamiast zachłystywać się możliwościami transferowymi klubu, po prostu wiedzieli co piszą. Niedawno GW przypomniała, że takie pisanie lub gaworzenie – M.Konopnicka nazywała w swoim czasie – GGGG – prezentacją czterech G. Proszę poszukać, ona wyjaśniała co ta czwórka znaczy.