ŁKS wygrał z Wartą Poznań 4:2. To pierwsze zwycięstwo ełkaesiaków w tym sezonie. Najlepszy na boisku po raz kolejny był Andreu Arasa, który wyrasta na nowego lidera “Rycerzy Wiosny” i godnie zastępuje kontuzjowanego Pirulo.
Kolejny niepewny mecz w jego wykonaniu. Mógł zrobić więcej przy pierwszym golu Warty.
Nie grał źle, ale popełnił spory błąd przy drugiej bramcw dla Warty, gdy pozostawił zdecydowanie zbyt dużo miejsca rywalowi we własnym polu karnym. Ta sytuacja kładzie się cieniem na jego całkiem niezłym występie.
Stracone bramki przez ŁKS nie wynikały z ich błędów. Poza tym raczej statystowali na boisku, bo gra zdecydowanie częściej toczyła się na połowie przeciwnika.
Dobrze rozumiał się z Arasą, czym kilka razy napędził ataki ŁKS-u. W obronie nie miał wiele do roboty.
Spokój i chłodna głowa – te słowa najlepiej podsumowują występ Kupczaka. Doświadczony pomocnik ubezpieczał swoich bardziej ofensywnie usposobionych kolegów i rzadko tracił piłkę.
Było widać, że to jego debiut w podstawowym składzie ŁKS-u. Momentami był stremowany i rzadko decydował się na podejmowanie nieoczywistych okazji, ale braki w grze do przodu nadrabiał nieustępliwością oraz zaangażowaniem. Występ na plus.
Kolejne bardzo dobre spotkanie filaru ŁKS-u. Zanotował sporo odbiorów. Co więcej, często podłączał się do akcji ofensywnych, zanotował dwie asysty i był głównym rozgrywającym “Rycerzy Wiosny”.
W spotkaniu z Wartą w końcu wrócił stary, dobry Młynarczyk, jakiego znaliśmy z ekstraklasy. Był aktywyny, chętnie wchodził w drybling i zdobył bramkę. Czego chcieć więcej?
W końcu strzelił pierwszego gola w barwach ŁKS-u, ale gdyby był skuteczniejszy, to mógłby mieć na swoim koncie co najmniej jedno trafienie więcej.
Tak samo jak w poprzednich meczach – najlepszy piłkarz ŁKS-u W pressingu harował za dwóch, a do tego dołożył gola. Kilka razy popisał się swoją techniką i nieszablonowym dryblingiem. W drugiej połowie przygasł, ale generalnie zagrał bardzo dobrze.
W minionych tygodniach był mocno krytykowany, ale w spotkaniu z Wartą udowodnił swoją wartość. Chwilę po wejściu na boisku zrobił akcję, która dała łodzianom czwarte trafienie i tak naprawdę zamknęła mecz.
Wchodził, gdy ŁKS prowadził, więc miał po prostu niczego nie zepsuć. I z tego zadania wywiązał się wystarczająco.