ŁKS Łódź zasłużenie wygrał 1:0 ze Stalą Stalowa Wola w debiucie Ryszarda Robakiewicza na ławce trenerskiej łodzian. Którzy ełkaesiacy zaprezentowali się najlepiej?
Mimo że był to dla Bomby pierwszy występ od października zeszłego roku, to młody golkiper rozegrał co najmniej obiecujące zawody. Nie miał wielu okazji do wykazania się, ale gdy trzeba było, to potrafił zachować czujność między słupkami i popisać się swoim refleksem.
Ocenilibyśmy jego występ lepiej, gdyby nie stałe fragmenty gry, które były wykonywane przez Głowackiego po prostu fatalnie. Każda z piłek posłanych przez Głowackiego po rzutach wolnych i rożnych była zagrana nieprecyzyjnie i akurat w to miejsce, w którym nie znajdował się żaden piłkarz ŁKS-u.
Obecność Szwajcara w podstawowym składzie była niemałym zaskoczeniem, bowiem zastąpił on dobrze radzącego sobie w ostatnich spotkaniach Fałowskiego, ale widocznie trener Robakiewicz miał plan na to, jak wykorzystać umiejętności Guelena i ten plan się powiódł. Stoper był pewny w swojej grze, zanotował sporo istotnych interwencji, a jego współpraca z Sebastianem Rudolem również przebiegała pozytywnie.
Grał bardzo agresywnie, ale jednocześnie na tyle odpowiedzialnie, że mimo żółtej kartki obejrzanej już w dziesiątej minucie, zdołał dokończyć spotkanie. To był jego jeden z lepszych występów, odkąd dołączył do ŁKS-u.
Solidne zawody. Dużo skutecznych interwencji w defensywie, ale też spory udział w wielu ofensywnych akcjach ŁKS-u, zwłaszcza tych prowadzonych prawą stroną boiska.
Nie zagrał wybitnie, ale przynajmniej nie przeszkadzał, czasami nawet pomagał. A to już dużo, biorąc pod uwagę jego poprzednie nieudane występy.
W końcówce pierwszej połowy został ukarany czerwoną kartką i tylko protesty rywala sprawiły, że sędzia również zawodnika Stali wykluczył z dalszego udziału w zawodach, dzięki czemu ŁKS nie musiał rozgrywać całych drugich 45. minut w osłabieniu. Oczywiście Hinokio przez ustawienie pozostałych zawodników był niejako zmuszony do takiego zachowania, ale przez to mógł znacznie skomplikować sytuację całej drużyny.
To jeszcze nie była optymalna wersja Mokrzyckiego, jaką znamy, ale mimo wszystko wyraźnie lepsza niż ta, którą oglądaliśmy w starciu z GKS-em Tychy. Co prawda pomocnikowi nadal zdarzały się proste, niewymuszone straty oraz niecelne podania, ale wszystkie niedociągnięcia w tym występie zostały złagodzone przez gola, którego Mokrzycki strzelił w drugiej połowie. Bez niego ŁKS nie wyjechałby ze Stalowej Woli z trzema zdobytymi punktami.
Zdecydowanie najlepszy piłkarz ŁKS-u. Formalnie nie zanotował asysty przy trafieniu Mokrzyckiego, ale gdyby nie jego indywidualny, przebojowy rajd, to ta bramka by nie padła. Do tego Sitek był aktywny, chciał otrzymywać podania, wielokrotnie wygrywał pojedynki z obrońcami Stalowi i stanowił w tym spotkaniu centralną postać ofensywy łodzian.
Klasyczny występ Czarnogórca w biało-czerwono-białych barwach – okraszony dużą liczbą wygranych pojedynków główkowych, ale także niewykorzystanych sytuacji do strzelenia gola. Co prawda w pierwszej połowie Mrvaljević trafił do bramki, ale był na pozycji spalonej. Po przerwie napastnik miał jeszcze lepszą okazję, by pokonać Miłosza Piekutowskiego, ale ostatecznie ełkaesiak minął się z piłką lecącą tuż obok niego.
Starał się, próbował, chęci Szwedowi nie możemy odmówić, ale to nadal nie był występ na takim poziomie, jakiego oczekiwalibyśmy od tego gracza. Regularnie były posyłane w jego kierunku prostopadłe zagranie, ale albo Szwed przegrywał pojedynki z obrońcami przeciwnika, albo zbyt długo zwlekał z podjęciem optymalnej decyzji, co umożliwiało rywalom skuteczną interwencję.