ŁKS w ostatnich latach oprócz płynności finansowej, wiele stracił wizerunkowo. Chociaż skutki są bolesne, mogą zaprocentować w przyszłości.
Sprawozdanie całoroczne Wisły Kraków sprawiło, że na kibiców padł blady strach. Przedstawione na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy kwoty zadłużenia są niewiarygodne. Okazuje się, że pierwszoligowiec zaciągnął zobowiązania na 89,5 miliona złotych. Realna kwota do spłaty to około 43 miliony, bo pozostałe długi wynikają z tytułu subwencji PFR i historycznych wierzytelności wobec TS Wisła Kraków. Większość z tego to długi wobec akcjonariuszy, którzy udzielali klubowi kolejnych pożyczek. Zrozumiałe, że te pieniądze nie wpływały na konto Wisły po to, żeby ładnie wyglądały w komputerowych tabelkach. Przeznaczano je na utrzymanie drużyny i zaspokajanie bieżących potrzeb. Chociaż były mistrz Polski nie stracił płynności finansowej, to jeżeli dalej będzie tak działał jest to nieuniknione. Zupełnie inną drogą poszedł ŁKS.
Czytaj także: ŁKS ma nową sekcję.
ŁKS przez dwa lata wizerunkowo stracił wiele. Rozwiązania kontraktów z zawodnikami i późniejsze przepychanki medialne sprawiły, że klub, który stawiany był za wzór jeżeli chodzi o prowadzenie przy małym budżecie, stał się przykrą parodią tego, co budowano latami. Doszły zobowiązania wobec innych podmiotów i chociaż tak jak w Wiśle, akcjonariusze dosypywali kolejne pieniądze to długi nie malały. W 2021 roku łodzianie stracili płynność finansową. Dopiero latem 2022 wprowadzono plan naprawczy. Zakładał pułap płacowy, którego władze klubu nie będą przekraczały w kontraktach piłkarzy, wyrzeczenia związane z działalnością okołosportową, a nawet brak dedykowanych koszulek. Koszty cięto gdzie tylko było to możliwe.
Chociaż plan naprawczy był bolesny, to jeżeli dojdzie do zmiany właściciela można zakładać, że przyniósł planowane skutki. Dług właścicielski ŁKS-u wynosi kilkanaście milionów złotych, do tego dochodzi kilka milionów zobowiązań wobec podmiotów zewnętrznych. Zakładając, że Philip Platek kupi pakiet większościowy akcji, łatwo policzyć, że finansowo dużo łatwiej będzie mu to zrobić w ŁKS-ie, gdzie zapłaci kilka milionów euro, niż w Wiśle, w której musiałby zapłacić ponad 10. Lider Fortuna 1 Ligi stracił wiele i był moment, w którym wydawało się, że jest na prostej drodze do upadku. Szczególnie wtedy, kiedy ełkaesiakom nie przyznano licencji na grę w ekstraklasie, a również niepewne było, czy zagrają w pierwszej lidze.
Czytaj także: ŁKS musi rozliczyć się z operatorem stadionu.
Tomasz Salski, właściciel ŁKS-u nie lubi, kiedy porównuje się go do pokerzysty. Trzeba jednak przyznać, że postawił wszystko na jedną kartę. Pierwsze, pozytywne skutki już są, bo w jego klubie pojawiły się pieniądze, za które uregulowano zobowiązania wobec personelu i piłkarzy. Jeżeli dojdzie do przejęcia piłkarskiej spółki, okaże się, że dalsze niezadłużanie ŁKS-u kosztem chwilowej utraty płynności finansowej było strzałem w dziesiątkę. Przekonamy się już za pół roku, bo wtedy Platek ma wykupić większościowy pakiet akcji lidera Fortuna 1 Ligi.
Czytaj także: Salski ocenia Przytułę.