Piłkarze ŁKS-u zremisowali z GKS-em Jastrzębie.
Kibu Vicuna, trener ŁKS-u, przed meczem mówił: “Mamy drobne problemy zdrowotne, nie będę mówił kto nie zagra. Pięciu, albo sześciu piłkarzy nie znajdzie się w kadrze meczowej. To decyzja taktyczna”. W 20. meczowej łódzkiego zespołu na mecz z Jastrzębie nie znaleźli się Maksymilian Rozwandowicz i Antonio Dominguez, zawodnicy, którzy jesienią stanowili o sile drużyny z al. Unii.
Początek meczu był niemrawy. Walka toczyła się głównie w środku pola, niestety dla ŁKS-u, lepiej prezentował się GKS Jastrzębie. Wracający po kontuzji, Piotr Janczukowicz, musiał ratować się faulem, żeby przerwać groźną akcję zapoczątkowaną przez gospodarzy. Dopiero w 10. minucie spotkania, ełkaesiacy po rzucie wolnym stworzyli sobie pierwszą dogodną okazję. Michał Trąbka próbował dogrania w pole karne, ale na posterunku był Tomasz Neugebauer, bramkarz drużyny z Jastrzębia. W pierwszym kwadransie gry, żaden z zespołów, nie był w stanie wypracować wyraźnej przewagi. Kolejną okazję do zdobycia bramki ełkaesiacy mieli w 17. minucie spotkania. Z rzutu wolnego, znowu dośrodkowywał Trąbka, głową uderzał Oskar Koprowski, ale po raz kolejny na posterunku był bramkarz Jastrzębia. Po 20. minutach gry, najlepszym piłkarzem ŁKS-u był Mateusz Bąkowicz. Młody obrońca, nie dość, że bardzo dobrze radził sobie w defensywie, to jeszcze napędzał większość akcji ofensywnych łódzkiej drużyny.
Niestety dużo gorzej radzili sobie jego koledzy. GKS, w 35. minucie wyprowadził świetną kontrę. Farid Ali zewnętrzną częścią stopy dograł do Konrada Handzlika. Napastnik minął Maciej Dąbrowskiego, wyszedł sam na sam i umieścił piłkę w bramce strzeżonej przez Marka Kozioła.
Łodzianie szybko odpowiedzieli. Po pięciu minutach od trafienia Handzilka, Jakub Tosik dograł do Piotra Janczukowicza. Młody napastnik pokonał bramkarza kąśliwym strzałem i ŁKS wyrównał.
Drugą połowę ełkaesiacy zaczęli od groźnego strzału głową. Łodzianie nie wyszli na prowadzenie, chociaż po rzucie rożnym, groźnie uderzał Maciej Dąbrowski. Niestety, kolejny kwadrans znowu nie był porywający. Żadna z drużyn nie była w stanie stworzyć sobie widocznej przewagi. Taki stan rzeczy zadowalał broniących się przed spadkiem gospodarzy, ale od ełkaesiaków, można było wymagać znacznie więcej. W 65. minucie Vicuna, zdecydował się wprowadzić na boisko Mateusza Kowalczyka i Javiego Moreno. Młodzi zawodnicy zajęli miejsce Janczukowicza i Tosika. Na niewiele się to zdało, bo jastrzębianie zdobyli gola po rzucie rożnym. Strzałem głową bramkarza ŁKS-u pokonał Władysław Ochronczuk. Na szczęście linię spalonego wyznaczał Samuel Corral i bramka nie została uznana. Łodzianie bili głową w mur i nic nie zapowiadało, że uda im się zwyciężyć. Najbliżej szczęścia był Corral, który dwa razy uderzał z bliskiej odległości, ale z obu pojedynków zwycięsko wyszedł bramkarz Jastrzębia. Później ełkaesiacy nie stworzyli sobie kolejnych dogodnych sytuacji i zasłużenie zremisowali z jedną z najsłabszych drużyn Fortuna 1. Ligi.
GKS Jastrzębie – ŁKS 1:1 (1:1)
1:0 Handzlik 35.
1:1 Janczukowicz 38.
GKS Jastrzębie: Neugebauer – Borkała, Bondarenko, Podhorin, Zejdler – Ochronczuk, Kuczałek – Ali, Handzlik (76. Laski), Dariusz – Fabry (76. Gajda)
ŁKS: Kozioł – Bąkowicz, Dąbrowski, Koprowski, Klimczak – Tosik (65. Moreno), Trąbka, Ricardinho – Pirulo (82. Wolski), Corral, Janczukowicz (65. Kowalczyk)
żółte kartki: Kuczałek – Janczukowicz, Bąkowicz, Moreno
2 Comments
Wiemy o jaki cel walczymy. Ta bajeczka zdobiła usta trenera i zawodników ŁKS w czasie całego okresu przygotowawczego do rundy wiosennej. Jesteśmy w stanie kontrolować przebieg spotkania z każdym przeciwnikiem. No i pojechaliśmy do Jastrzębia. A tam celem gospodarzy było nie przegrać, a celem ŁKS nie chcieć wygrać – jak wiele razy na jesieni. Wynik choć niechętnie, zaspokoił potrzeby obu stron. Co do kontroli meczu to bliżej niej był GKS, nie demonstrując przynajmniej bezhołowia, przypadku i nieudolności, które należały do stałego repertuaru ŁKS. Krótko – ŁKS zademonstrował swoje dobrze znane jesienne oblicze. Kolejna bajeczka o wypadku przy pracy nie nadaje się, kiedy pracy nie ma. I nie ma znaczenia co wywołało tą metamorfozę – z takim “obliczem” zespół może zmierzać tylko do jednego celu – do latryny; wychodek to zbyt wysoki próg. Nie tyle stracone bezmyślnie 2 punkty – ile postawa drużyny, przesądzają, że kolejna z rzędu niepowtarzalna szansa ŁKS zaczyna się oddalać – tym razem jej skutki mogą być nieprzewidywalne.
Pan Prezes Salski, nie może zrozumieć, że koszta utrzymania stadionu mogą się wprawdzie bilansować z wpływami generowanymi przez komercyjne wykorzystywanie stadionowych pomieszczeń, ale wręcz wykluczone jest by część tych wpływów zasilała budżet ŁKS. Wszak właścicielem obiektu jest miasto, a nie ŁKS. Kilka lat temu,kiedy miałem wątpliwości nt. zakresu działania MAKiS, pozwoliłem sobie skierować na ręce Pani Prezydent Miasta pytanie, komu i czemu ma służyć istnienie i funkcjonowanie tej instytucji. A pytanie skierowane wówczas do MAKiS powtórzę teraz – czy ludzie tej wspaniałe,j spółki naprawdę nie wiedzą, że za 100 lat od dziś, o jej istnienie nie upomni się pies z kulawą nogą, zaś ŁKS będzie istniał i funkcjonował na stadionie jako jego gospodarz. Ten fakt definitywnie likwiduje wątpliwości p.Prezesa Salskiego.