ŁKS jest liderem pierwszej ligi pod względem prowizji dla agentów piłkarskich.
Cel, jaki zarząd postawił przed sezonem, był jasny: ŁKS ma wrócić do ekstraklasy. Najlepiej, gdyby udało się awansować bezpośrednio. Od nowych piłkarzy oczekiwano jakości przewyższającej pierwszą ligę. Oprócz prowizji za zawodników pozyskanych, klub płacił też agentom za sprzedaż graczy ŁKS-u. Patrząc na ilość transferów do klubu (15) i z klubu (5) nie powinien dziwić fakt, że łodzianie na prowizje wydali ponad 800 tys. zł.
Okno letnie było takie dosłownie i w przenośni. Wielkich transferów nie było, bo pionowi sportowemu ŁKS zależało na utrzymaniu składu, który spadł z ekstraklasy. W klubie uważano, że piłkarze prezentują na tyle duże umiejętności, że w pierwszej lidze będą wiodącymi postaciami drużyny. W przypadku Antonio Domingueza, Pirulo, Carlosa Morosa-Gracii ŁKS się nie pomylił, to czołowi zawodnicy zespołu. Nowi piłkarze mieli być uzupełnieniem i tak już mocnego składu. Kto wzmocnił ŁKS latem?
Kelechukwu Ebenzer Ibe-Torti – pięć meczów w lidze, 45. minut na boisku, dwa mecze w Pucharze Polski 113 minut na boisku – gol w Pucharze Polski z Unią Janikowo
Nigeryjczyk grałby więcej, ale przez problemy administracyjne, klub nie może załatwić mu polskiego obywatelstwa. W rezerwach pokazuje, że ma spore umiejętności i mógłby na długi czas rozwiązać problem ŁKS-u z pozycją młodzieżowca. Jego transfer może zaprocentować w przyszłości, dlatego należy się wstrzymać z oceną.
Marcel Wszołek – przez kontuzję nie zadebiutował w pierwszej drużynie.
Przed sezonem uznawany za jednego z najbardziej utalentowanych młodzieżowców jacy pojawili się na al. Unii w ostatnich latach
Piotr Gryszkiewicz – 16 meczów w lidze – dwie asysty, dwa mecze w Pucharze Polski – jedna bramka.
Gryszkiewicz przyszedł do ŁKS żeby zastąpić na skrzydle Adama Ratajczyka. Początek miał obiecujący, ale przez kontuzje nie może wrócić do optymalnej formy. Często zmienia Piotra Janczukowicza, niestety sił starcza mu zazwyczaj tylko na kwadrans. W wygranym przez ŁKS 3:1 meczu z GKS Bełchatów miał udział przy wszystkich trzech bramkach. W meczu ze Stomilem Olsztyn, zapoczątkował akcję, po której Ricardinho asystował Pirulo. Dzięki jego bramce w dogrywce ŁKS wygrał ze Śląskiem Wrocław i awansował do kolejnej rundy Pucharu Polski.
Jakub Tosik – 20 meczów w lidze.
Prezes ŁKS Tomasz Salski przyznał w wywiadzie dla Radio Łódź, że jest zawiedziony dyspozycją Tosika. Defensywny pomocnik miał zapewnić spokój w drugiej linii łódzkiej drużyny. Zamiast tego sam często doprowadzał do sytuacji, po których przeciwnicy zdobywali bramki. Wiosną zagrał dobry mecz z GKS-em Bełchatów i to tyle z występów, za które można pochwalić urodzonego w Zelowie piłkarza.
Kamil Dankowski – 16 meczów w lidze, dwie asysty, jeden mecz w Pucharze Polski, jedna asysta
Tylko osiem meczów zaczynał w pierwszym składzie, a siedem z nich rozegrał do końca. Nie jest to zły transfer, bo Dankowski wpisuje się idealnie w filozofię klubu. Dużo lepiej radzi sobie w ofensywnie niż defensywie. Gdyby ŁKS grał trzema środkowymi obrońcami, to idealnie sprawdziłby się na wahadle, gdzie może pokazać swój największy atut jakim jest szybkość. Swoimi zaangażowaniem przyczynił się do tego, że przegrywający 0:2 ŁKS zremisował derby.
Daniel Celea – jeden mecz w lidze, jeden w Pucharze Polski.
Zdecydowanie nieudany transfer. Stoper przychodził jako wyróżniający się gracz ligi rumuńskiej, a pewnie gdyby nie sytuacja zdrowotna, debiutu w ŁKS-ie by się nie doczekał. Ktoś źle ocenił potencjał piłkarza, bo po pół roku się z nim pożegnano. Gra w rumuńskiej ekstraklasie.
Tomasz Nawotka – 22 mecze w lidze, dwie bramki, jedna asysta.
Nawotka w pierwszym składzie wyszedł tylko siedem razy. Trzy z nich spowodowane były tym, że reszta piłkarzy przechodziła COVID 19 i nie była gotowa do gry. Występował już jako prawy obrońca, prawoskrzydłowy i napastnik. Dużo lepiej radzi sobie w ofensywie, niż kiedy trzeba bronić własnej bramki. Popełnił kilka błędów kosztujących ŁKS utratę bramki, ale trzeba mu oddać, że dzięki niemu łodzianie wygrali z Koroną Kielce. Trzy punkty to trochę mało, jak na zawodnika, o którego ŁKS bił się z Widzewem.
Jowin Radziński (zadebiutował w Pucharze Polski), Mateusz Bąkowicz i Michał Kot to melodie przyszłości. Zawodnicy grają w rezerwach, którym mają pomóc w awansie do trzeciej ligi. W ŁKS-ie największe nadzieje wiążą z Radzińskim, który pojechał na zimowe zgrupowanie z pierwszą drużyną.
Mimo słabej końcówki rundy jesiennej, ŁKS był pewnym kandydatem do awansu. Dyrektor sportowy Krzysztof Przytuła, wraz z prezesem Salskim, uznali, że ze wzmocnieniami na ekstraklasę nie będą czekali do lata. Poczynią je zimą, a drużyna z tak klasowymi zawodnikami przez pierwszą ligę przejdzie bez najmniejszych problemów. Jak jest każdy widzi. Domyślić się można, że największe prowizje pobrali agenci Mikkela Rygaarda i Ricardinho. Zawodnicy przechodzili do ŁKS z dużo mocniejszych klubów, mieli swoją renomę, a pierwsza liga miała być dla nich półrocznym epizodem, po którym razem z łódzką drużyną będą walczyli, o jak najwyższe miejsce w ekstraklasie.
Piotr Janczukowicz – 11 meczów w lidze, jedna bramka, jeden mecz w Pucharze Polski, jedna bramka.
Po świetnym wejściu do drużyny (gol w debiucie z Legią) młodzieżowiec ŁKS zawodzi. Nie wykorzystuje wykreowanych przez kolegów sytuacji, ma problemy techniczne. Czasami bezmyślnie fauluje i tylko łaskawość sędziów sprawiła, że nie obejrzał jeszcze czerwonej kartki. Trener ŁKS Ireneusz Mamrot uspokaja, że w końcu zacznie wykorzystywać sytuacje w polu karnym. Przemawia też za nim to, że ma dopiero 20 lat i dopiero wchodzi do poważnej piłki. Dotąd rozczarowanie, ale nie należy go skreślać.
Mikkel Rygaard – 12 meczów w lidze, jeden gol, jedna asysta, jeden mecz w Pucharze Polski.
Ciężko znaleźć w jego grze pozytywy. Ma dużo szczęścia przy stałych fragmentach i chociaż nie wykonuje ich dobrze, to dzięki jego uderzeniom Ricardinho zdobył dwie bramki. Na boisku jest zwykle zdekoncentrowany, gra nonszalancko, popełnia proste błędy przy wyprowadzeniu piłki. Brakuje mu siły i szybkości. Jego straty piłki kosztowały ŁKS utratę bramki i rzut krany.
Adam Marciniak – sześć meczów w lidze, jeden w Pucharze Polski.
Powrót do klubu, którego jest wychowankiem nie przebiegał tak jak sobie to wymarzył. Wystąpił w meczu z Legią, gdzie pokazał się z dobrej strony, zabezpieczył lewą stronę boiska. Przez kontuzję wrócił do gry dopiero po sześciu kolejkach rundy wiosennej. Na pewno w defensywie spisuje się lepiej od Adriana Klimczaka, ale w ofensywie nie daje nawet połowy tego, co jego konkurent. Grał raczej równo, oprócz ostatniego meczu z Chrobrym Głogów, w którym jego stroną przeciwnik zawiązywał wszystkie groźne akcje.
Ricardinho – dziewięć meczów w lidze, cztery bramki, jedna asysta.
Najlepszy transfer ŁKS-u. Ricardinho w pojedynkę zapewnił słabo grającej drużynie pięć punktów. Dzięki jego bramce łodzianie zremisowali derby, zdobył gola i zanotował asystę w meczu ze Stomilem, trafił do bramki Radomiaka, dzięki czemu ŁKS zremisował. Piłkarz dużej klasy, przerastający umiejętnościami ligę.
Agenci piłkarscy pobierają wynagrodzenie, od kwoty transferu zawodników, którzy opuszczają klub. ŁKS w branym przez PZPN pod uwagę okresie rozliczeniowym musiał podzielić się pieniędzmi za sprzedaż Daniego Ramireza, Adama Ratajczyka, Jakuba Wróbla i Jana Grzesika. Koniec końców wypłacenie prowizji opłacało się, bo klub zarobił na tych transferach dużo więcej.
Jeżeli porównalibyśmy wydatki klubów z ekstraklasy z tymi ŁKS-u okazuje się, że klub plasowałby się dopiero na 13. miejscu między Podbeskidziem Bielsko-Biała, a Wisłą Płock.
Pion sportowy łódzkiej drużyny dostarczając piłkarzy uznanych przez nich za najlepszych stanął na wysokości zadania. Teraz wszystko w nogach zawodników. Muszą udowodnić, że wydane na nich pieniądze nie poszły w błoto.
1 Comment
Zastanawia mnie dlaczego kluby płacą agentom, a nie piłkarze…
Przecież to agenci ogarniają ich sprawy finansowe, promują piłkarzy i za to piłkarze powinni płacić swoim agentom.