Jest mi smutno, ponieważ kolejne mecze reprezentacji Polski oglądam bez większych emocji i oczekiwań. Z drugiej strony po kolejnych niepowodzeniach i – powiedzmy to otwarcie – kompromitacjach, nie jestem rozczarowany, bo skoro oczekiwania są niewielkie lub żadne, to i rozczarowanie mniejsze albo wręcz żadne. Po porażce z Mołdawią czułem wstyd i zażenowanie, a po laniu od Albańczyków już nic nie czułem, bo niczego więcej się nie spodziewałem. Dziś reprezentacja Polski jest słaba, a kolejne wydarzenia sprawiają, że stała mi się obojętna.
Dlaczego? Ano dlatego, że w ostatnim czasie więcej jest o aferach w reprezentacji i wokół niej, niż o sporcie. Gigantyczne premie od rządu na mundialu Katarze nigdy nie zostały do końca wyjaśnione. Bardziej wierzę Łukaszowi Skorupskiemu (nazwanemu przez kapitana kłamcą) i moim informatorom ze związku niż kapitanowi, któremu osiem miesięcy zajęło uznanie, że ogromna nagroda, na którą drużyna nie zasłużyła, byłaby nie fair, zwłaszcza, że chodzi o publiczne pieniądze, m.in. z moich podatków. Gdy dzielił obiecaną kasę – według jego kolegów – niezbyt sprawiedliwie, jakoś nie miał refleksji. Inny kadrowicz procesuje się z lekarzem kadry o zainwestowane pieniądze. Jak w takiej sytuacji czuć sympatię do tej grupy ludzi reprezentującej Polskę?
Nie pomaga też trener, sprawiający wrażenie, jakby niezbyt interesował się formą swoich wybrańców. Mam wrażenie, że powołuje ich analizując, w jakich klubach grają. Wróć, nie grają, ale są, bo większość naszych kadrowiczów z tych dobrych zespołów jest uzupełnieniem swoich kolegów o dużo większych umiejętnościach. Palców jednej ręki jeszcze zostanie, jeśli zaczniemy liczyć, który z polskich piłkarzy odgrywa ważną rolę w klubowych drużynach. A później dziwimy się, że w reprezentacji zawodnicy grają dużo gorzej niż w klubie.
Liczyłem, że Fernando Santos, który nie wahał się posadzić na ławce Cristiana Ronalda, zacznie budowę nowej kadry. Bez tzw. reprezentacyjnych legend, które ostatni raz dobrze grali lata temu. Ale Portugalczyk uznał, że bez Krychowiaka czy Grosickiego drużyna narodowa sobie nie poradzi. Dziwnie się składa, że decyzję podjął po wizycie w Barcelonie, a obie nasze nadzieje na poprawę gry są dobrymi kolegami największej gwiazdy i – jej zdaniem – mają duże ambicje w przeciwieństwie do młodych. Jak się to skończyło, “cała Polska widziała”!
Szkoda, bo nic tak nie ciągnie dyscypliny, jak reprezentacja. Potęga polskiej siatkówki zaczęła się od sukcesu w mistrzostwach świata w 2006 roku. Za tym poszło szkolenie, rozwój klubów, itp. Pojawili się jednak selekcjonerzy, którzy odważyli się zamachnąć na graczy – jak się wydawało – nietykalnych. Może polska piłka powinna iść podobną drogą i zamiast gwiazd w wieku przedemerytalnym postawić na młodszych, ambitniejszych i jeszcze nie zepsutych. Wyniki na pewno nie będą gorsze, bo gorsze już być nie mogą, ale przynajmniej będzie nadzieja na poprawę.
Oglądałem rywalizację mistrza Polski o awans do Ligi Mistrzów. Był naprawdę blisko. Zastanawiałem się jednak, co to by dało naszej piłce, skoro rywal miał w drużynie tylko o jednego Polaka mniej niż nasz mistrz? Wiem, że globalizacja, że inne przepisy, ale pamiętam, że w 1996 roku w Widzewie był jeden obcokrajowiec – Andrzej Michalczuk. Podobnie było wtedy w Legii Warszawa…