Nie mam pretensji do właściciela czy Rady o zwolnienie. Mają do tego święte prawo – mówi Mateusz Dróżdż, były prezes Widzewa.
Od tygodnia Mateusz Dróżdż nie jest już prezesem Widzewa, po tym, jak odwołała go Rada Nadzorcza spółki. O powodach takiej decyzji mówił na specjalnej konferencji i w wywiadzie większościowy udziałowiec Tomasz Stamirowski. Na odpowiedź byłego prezesa nie trzeba było czekać. Na portalu Weszło w czwartek ukazała się z nim rozmowa. W specjalnym oświadczeniu po odwołaniu Dróżdż pisał co prawda, że nie będzie komentował swojego odejścia, ale najwyraźniej poczuł się sprowokowany.
Dróżdż odniósł się m.in. do słów Stamirowskiego, który stwierdził, że „prezes Widzewa powinien łączyć, a nie dzielić”. – Usłyszałem, że prezes Widzewa nie powinien dzielić kibiców, ale uważam, że nie byłem taką osobą – powiedział i dodał: – (…) Nie dzieliłem kibiców, tylko podejmowałem pewne decyzje w sprawie osób, które swoje dobro osobiste przedkładały nad dobro Widzewa. Zdiagnozowałem pewien problem, który uważam, że w Widzewie istnieje do dnia dzisiejszego — walki różnych środowisk. Moje decyzje były wielokrotnie radykalne, mogło to być odbierane jak tworzenie podziałów, ale nigdy nie miałem tego na celu, bo cel był jeden – uporządkowanie Widzewa i zapewnienie mu normalności.
Dróżdż poniekąd rozumie, dlaczego został odwołany. Stwierdził nawet, że po sezonie zapewne i tak by odszedł. – Gdyby nie właściciel, nie byłoby mnie w Widzewie i dziękuję mu za wszystkie dobre chwile. Te słabsze pozostawiam do analizy. Gdyby nie właściciel Widzew nie spłaciłby wszystkich zobowiązań, nie byłby w stanie. Nasze drogi po roku czasu zaczęły się rozchodzić z prostych względów: korzystając ze swojego doświadczenia, wiedziałem, że zbliżamy się do momentu, w którym trzeba podjąć decyzję co dalej. Środki finansowe, którymi dysponował Widzew, nie pozwalały na taki rozwój klubu, jaki sobie przyjmowaliśmy z pionem sportowym i akademią – powiedział.
Dodał, że z właścicielem mieli inne wizje, bo on chciał „klubowi zapewnić bardziej stabilne podstawy funkcjonowania, bazując także na młodzieży”, a Stamirowski chciał inwestować w pierwszą drużynę. – Inwestować w pierwszą drużynę? Ok, ale to odbije się na akademii, więc proszę, żebyśmy wspólnie podjęli decyzję. Nie mam pretensji do właściciela czy Rady o zwolnienie. Mają do tego święte prawo – dodał.
Dróżdż odpowiada także na inne zarzuty właściciela dotyczące finansów klubu, komunikacji, transferów, budżetu, strategii, stosunkach ze sponsorami oraz budowy ośrodka. Zapewnia też, że nie miał konfliktu z trenerem Januszem Niedźwiedziem.
Kilka razy wspomniał też o tym, że wiele decyzji podejmował wspólnie z wiceprezesem Michałem Rydzem i dyrektorem sportowym Tomaszem Wichniarkiem. – Co do oświadczenia Rady Nadzorczej — jak można pisać, że brak transferów uderza w prezesa, gdzie osobą odpowiedzialną za to był dyrektor sportowy, który zostaje w klubie. Jak można pisać o konflikcie ze sponsorami, gdy prezesem zostaje osoba odpowiedzialna za sponsorów, a oświadczenie np. w sprawie faktur podpisujemy łącznie jako zarząd, a nie wyłącznie Mateusz Dróżdż. Jak można pisać z zarzutem o infrastrukturze, jeżeli osoba, która była bezpośrednio odpowiedzialna za ten projekt, zostaje wiceprezesem. Jak można pisać, że nie zrealizowałem celów sportowych, skoro się utrzymaliśmy. Jak można pisać o finansach, skoro licencję dostaliśmy bez nadzoru, a do tego ten rok budżetowy Widzew powinien skończyć na plusie. Pewnych rzeczy nie rozumiem. Było dużo emocji, które trwają do dzisiaj i chciałbym to zamknąć – stwierdził i dodał, że wybiera się na czwartkową premierę serialu o Widzewie i tak zakończy działania w klubie.
Cały wywiad można przeczytać tutaj.