Mikkel Rygaard znowu opowiedział o pobycie w ŁKS-ie. Czy tym razem nie przesadził?
Mikkel Rygaard odszedł rozwiązał umowę z ŁKS-em z winy klubu. Duńczyk jeszcze jako piłkarz łodzian skarżył się, że nieregularnie wypłacane pensje nie pozwalają mu się skupić na grze w piłkę. W podcaście Spiller Til Spiller, Rygaard wrócił do pobytu w Polsce. – Największą barierą był dla mnie język, w szatni dominował polski i hiszpański. – żalił się pomocnik. Trener ŁKS-u Kibu Vicuna jest poliglotą i świetnie porozumiewa się po polsku, angielsku i hiszpańsku. Po angielsku zmuszony był rozmawiać ze Stipe Juriciem i Rygaardem. Z tego co nam wiadomo, Chorwat nie skarży się na podobne problemy komunikacyjne i szybko odnalazł się w łódzkiej szatni.
Agent Duńczyka przed podpisaniem kontraktu z ŁKS-em rozmawiał z zawodnikami z ekstraklasy i Tomaszem Rząsą, dyrektorem sportowym Lecha Poznań. Wszyscy wypowiadali się o łódzkim klubie w superlatywach, nazywając go nawet “uśpionym tygrysem”, który zasługuje na grę w ekstraklasie.
– W kontrakcie miałem zapisane, że pensja ma się pojawiać 10. dnia każdego miesiąca, ale może się wahać między 10., a 25. dniem. Dla mnie to było trochę dziwne, że takie warunki panują w moim nowym miejscu pracy. Byłem wstrząśnięty i zirytowany. – powiedział Rygaard. – W szatni cały czas rozmawialiśmy o finansach, zamiast pytać się: “co u ciebie, jak minął ci dzień?”, cały czas było słychać: “zapłacono ci?”.- Jego słowa potwierdza Maksymilian Rozwandowicz, który udzielił wywiadu Interii, jednak według kapitana ŁKS-u, sytuacja nie była aż tak dramatyczna. – Kłopoty finansowe są już za nami. Rozmawialiśmy z prezesem i nas zapewnił, że to chwilowe problemy. Jakby pan nie otrzymywałby pensji, to też pewnie między pracownikami by o tym rozmawiał. Tak samo jest w piłkarskiej szatni. To nasza praca. To nie jest łatwy temat, ale trzeba o nim rozmawiać. Trzeba być elastycznym, po prostu człowiekiem. Długo znam prezesa i jak coś powie, to tak potem robi. Słowa dotrzymał i to już zamknięta sprawa. – podsumował kapitan łodzian. Kto ma rację? Rygaard przesadza, czy Rozwandowicz bagatelizuje?
Rygaardowi żal jest piłkarzy ŁKS-u. – Piłkarze poświęcają grze całe życie, a potem nie otrzymują zapłaty. Myślę, że to jest przerażająca i szkoda mi, że ci piłkarze nie grają w lepszych warunkach. – powiedział Duńczyk. Co ciekawe pomocnik jeszcze jako piłkarz łódzkiej drużyny zgłosił się do Duńskiego Związku Piłkarzy, który pomógł mu w załatwieniu formalności związanych z rozwiązaniem kontraktu. – Gdyby nie ich pomoc, dalej siedziałbym w ŁKS-ie i liczył, że moja pensja wreszcie przyjdzie. – zakończył Rygaard.
Duńczyk ma żal do ŁKS-u, bo czuł się zwodzony. Po drugiej stronie mamy Tomasza Salskiego, prezesa ŁKS-u, który gwarantuje, ze może przedstawić wszelkie dowody na to, że klub kontaktował się z piłkarzem przed rozwiązaniem kontraktu. – Z jedną rzeczą, o której mówił Mikkel, na pewno zgodzić się nie mogę. Pozostawaliśmy z nim w kontakcie i mamy w klubie całą korespondencję, jaką z nim prowadziliśmy. To, że rzekomo nikt się do niego nie odzywał, nie jest prawdą. Być może oczekiwał, że dyrektor sportowy codziennie do niego zadzwoni i zapyta o samopoczucie. – powiedział w rozmowie z Wprost szef dwukrotnych mistrzów Polski.
Oczywiście, że Duńczyk może mieć żal do władz ŁKS-u za to, że nie płaciły mu na czas. Z drugiej strony zarzuty o tym, że niewielu piłkarzy łódzkiej drużyny mówi po angielsku wydają się być trochę przesadzone. Oprócz wspomnianego Juricia, po angielsku doskonale mówi Kelechukwu, bo jest to jego ojczysty język. Przepychanki medialne między ŁKS-em, a Rygaardem będą trwały dopóki nie znajdzie sobie nowego klubu. Chociaż, z niektórymi zarzutami trudno się nie zgodzić, to wydaje się, że tym razem Duńczyk przesadził.