W Widzewie znamienne jest to, że już od kilku lat żaden piłkarz się tutaj nie rozwinął. Przychodziło ich przecież wielu i zdecydowana większość grała w Łodzi gorzej, niż w poprzednich klubach – mówi Sławomir Gula, który w 1996 roku zdobył z Widzewem mistrzostwo Polski.
Po jesieni Widzew jest trzynasty w tabeli 1 ligi. To wynik, który oddaje wartość tej drużyny, czy jednak wstyd?
Szczerze mówiąc, to wstyd. Na papierze Widzew ma w kadrze piłkarzy z nazwiskami, ale w tym przypadku sprawdza się niestety powiedzenie, że nazwiska to wyglądają ładnie na nagrobkach. A tak nie powinno być. Z jednej strony Widzew jest beniaminkiem ligi, ale też nie do końca można go tak traktować, bo dla bardzo wielu piłkarzy, którzy w nim grają, to nie jest pierwszy raz w 1 lidze. Oni mają przeszłość w ekstraklasie.
Co zawiodło jesienią?
Nie mam jednoznaczniej odpowiedzi. Myślę, że nałożyło się na to bardzo dużo czynników. Oglądałem co tydzień mecze Widzewa i powiem szczerze, że zazwyczaj grał słabo albo bardzo słabo. Były może dwa wyjątki, gdy było lepiej, nieźle. Już pierwszy mecz sezonu dał mi dużo do myślenia. Oglądałem spotkanie z Radomiakiem. Po pierwszej połowie Widzew prowadził i miał kolejne okazje, by podwyższyć wynik. Musiałem odejść od telewizora na pół godziny. Gdy wróciłem, było 3:1 dla rywali. Wszystko się odwróciło. Co się takiego stało? Myślałem, że w kolejnych meczach Widzew w końcu odpali, ale tak się nie stało. Dalej grał słabo aż do końca ligi. Piłkarze łódzkiej drużyny strzelali bardzo mało goli, mieli bardzo mało sytuacji. A do tego w obronie popełniali błąd za błędem.
Co było złe: zaangażowanie, taktyka?
Do zaangażowania chyba nie ma sensu się przyczepiać, bo nie wierzę, że wychodząc na boisko piłkarze nie chcieli wygrywać. To raczej niemożliwe. W Widzewie znamienne jest to, że już od kilku lat żaden piłkarz się tutaj nie rozwinął. Przychodziło ich przecież wielu i zdecydowana większość grała w Łodzi gorzej, niż w poprzednich klubach. To aż niemożliwe, że przez ostatnie dwa, trzy lata, żaden zawodnik się tutaj nie rozwinął i nie został sprzedany wyżej za dobre pieniądze.
W drużynie musi być mieszanka graczy doświadczonych i młodych, wyszukanych z niższych lig, którzy chcą coś osiągnąć. Gdy Widzew awansował do ekstraklasy w latach 90-tych, to takich zawodników potrafił znaleźć. Przyszli Marek Bajor, Zbyszek Wyciszkiewicz, Bogdan Jóźwiak. Teraz, już od dawna, to się nie udaje. Przychodzą tabuny piłkarzy, którzy się tutaj nie nadają.
Teraz Widzew jesienią zdobył tylko 13 goli. To trzeci najgorszy wynik w lidze!
Wspominałem o tym, że drużyna nie stwarzała sytuacji. To jak miała je zdobywać? Wiadomo, że nie wykorzysta się wszystkich okazji, jakie będzie się miało w meczu. Żeby strzelić dwa, trzy gole, to trzeba pięciu, czasem nawet sześciu szans. To jak Widzew ma zdobyć te dwie bramki, jak ma jedną sytuację w meczu? A tak często było. Starał się bardzo Robak, zdobył kilka goli, ale jeśli nie ma dobrych podań, to jak ma zdobyć ich więcej? Wracał się po piłkę, walczył z rywalami, potem – już pod bramką – brakowało mu sił, by minąć obrońcę, wygrać z nim pojedynek, wreszcie celnie strzelić. Jak on, czy inny napastnik, ma zdobyć gola, jak właściwie każde dośrodkowanie jest niecelne?
Tak samo jak ze stałych fragmentów gry.
Widzew rozgrywa je fatalnie. Na piętnastu rogów nie tylko nie stwarza zagrożenia, ale to rywale mają średnio ze trzy szanse, bo wyprowadzają kontry. Taka jest prawda. A czy ktoś widział dobrą kontrę w wykonaniu Widzewa? Z ataku pozycyjnego nie stwarza sytuacji, ze stałych fragmentów i z kontr też nie. No to mamy odpowiedź, dlaczego jest tak słabo – dlaczego zdobył tak mało bramek i jest tak nisko w tabeli.
Wychodzi na to, że Widzew w ostatnich latach ma słabych trenerów, skoro w każdym z tych elementów jest tak słaby.
Rzeczywiście na to wygląda. Ale to też złożona sprawa, bo wiemy, jaki w klubie jest bałagan i nie wiemy, na co trener na wpływ, a na co nie. A słyszałem, że jest w kadrze piłkarz, którego trener nie chciał, ale któryś z wielu ostatnio dyrektorów sportowych go ściągnął. Albo trener bardzo jakiegoś chciał, ale w kadrze nie widział go któryś z działaczy. Tak być nie może.
Transfery to kolejna kwestia. Najpierw Widzew ogłasza, na jakie pozycje szuka piłkarzy, a potem sprowadza nowych na inne.
Jeśli w drużynie jest czterech środkowych napastników, to po co kolejny? W kadrze są Robak, Czubak, wraca po kontuzji Kita, który powinien grać, bo przed urazem bardzo dużo dawał drużynie, i jeszcze przychodzi Tomczyk. I nagle Widzew kontraktuje kolejnego piłkarza, który gra w ataku, czyli Samca-Talara. Napastników w kadrze Widzew ma już za dużo, więc upycha go na lewą pomoc. Czy tak się wzmacnia drużynę? Tak samo było kiedyś w reprezentacji Polski. Powoływani byli najlepsi środkowi pomocnicy z polskiej ligi i potem trenerzy przesuwali ich na boki, bo mieli ich w kadrze za dużo. Tak było np. z Ryśkiem Czerwcem. Kazali mu grać na boku, a tam nie czuł się najlepiej. Nie zagrał więc, tak jak potrafił i potem się mówiło, że się w kadrze nie sprawdził. A jak niby miał się sprawdzić? Tak samo będzie w Widzewie, jak tych wszystkich napastników będą upychać, gdzie się da. Tym bardziej, że często grają na jednego napastnika.
Czy już czas, by 38-letni Marcin Robak usiadł na ławce?
Trenera nie powinno obchodzić, czy dany piłkarz ma 40 czy 18 lat. O tym, kto gra powinna decydować forma. Roger Milla miał 43 lata i strzelał gole dla Kamerunu. Z tego co pamiętam, to Robak był najlepszym piłkarzem Widzewa jesienią, to dlaczego miałby nie grać teraz? Nie można mieć do niego pretensji, bo były momenty, że był nie tylko najlepszym napastnikiem drużyny, ale też najlepszym pomocnikiem, bo widząc nieporadność kolegów cofał się do drugiej linii i napędzał akcje.
Teraz Robak ma większą konkurencję, bo klub ściągnął kolejnych dwóch napastników.
Paweł Tomczyk strzela gole w sparingach, więc może pomoże drużynie także w lidze. Co do tych transferów, to może czegoś nie wiemy, może w tym jest jakaś głębsza myśl, patrzenie do przodu…. Sam nie wiem. Wiem za to na pewno, że w zespole brakuje bocznych obrońców oraz pomocników, którzy stwarzaliby tym wszystkim napastnikom okazje do zdobywania goli. Nie sprowadzono takich graczy zimą, wiec trzeba liczyć na to, że odpali w końcu ktoś z obecnej kadry. Ale kto?
Może to wszystko co złe w drużynie, to także efekt zmian na górze, bałaganu? Teraz zmienił się prezes, kolejny dyrektor sportowy. A trener uratował się cudem, bo miał być zwolniony.
Oczywiście, że to wszystko ma wpływ na drużynę, na jej budowę. O możliwości zwolnienia trenera Dobiego oczywiście słyszałem. Zmieniać trenera po sparingu byłoby dość dziwne. On przecież o tym wszystkim wiedział, czuł, że jego posada wisi na włosku. Pewnie drżał, by nie przegrać meczu kontrolnego. Pamiętam już kiedyś taką sytuację w Widzewie. Mieliśmy trenera, który cały czas bał się, że go zwolnią, więc przygotowywał nas do sparingów, a nie do ligi. Trenowaliśmy bardzo lekko, zamiast zasuwać, by w meczach towarzyskich wygrywać. Do niczego to nie prowadzi. W ogóle wyniki sparingów nie mają absolutnie żadnego znaczenia. Można wszystkie przegrać, a potem zwyciężać w lidze. Robak może nie strzelić przed rundą żadnego gola, a potem strzelać w lidze aż miło. Trener musi czuć, że jego szefowie mają do niego zaufanie, inaczej to źle się skończy. Nie może traktować każdego kolejnego meczu, jak mecz o życie.
Wierzy pan w trenera Dobiego?
Na początku, jak przyszedł do Widzewa, to wierzyłem. Porównywałem go do wczesnego Franka Smudy. Miał podobny zapał. Nawet podobne problemy językowe mi go przypominało Ale z każdym meczem traciłem wiarę. Wtedy, gdy czekał ze zmianami do końca, gdy nie grali najlepsi, po tym co mówił po kolejnych meczach. Coraz mniej wierzę, że jego misja się powiedzie.
No właśnie. Trenerzy i działacze mówią, chociaż dość nieśmiało, o walce o pierwszą szóstkę. Jest na to szansa?
Szansa jest, oczywiście. Jest duża liczba meczów i punktów do zdobycia. Ale Widzew musiałby zacząć grać zdecydowanie lepiej i zdobywać punkty seryjnie. Czy to możliwe?
Jedni mówią, że lepiej przeczekać ten sezon i budować zespół na kolejny. Inni, że trzeba za wszelką cenę teraz walczyć o awans, bo już takiej szansy nie będzie, że nawet z szóstego miejsca można awansować. Jak Pan uważa?
Z jednej strony ŁKS za szybko awansował do ekstraklasy, nie był na nią gotowy i szybko spadł. Ale wyciągnięto wnioski. Nawet po transferach tej zimy widzę, że działacze ściągają piłkarzy już pod kątem ekstraklasy.
W tym sezonie wejść do ekstraklasy mogą aż trzy zespoły, nawet szósta drużyna w tabeli, może wywalczyć awans. Łatwiej już nie będzie. A wejście do ekstraklasy, to miliony za prawa do transmisji meczów w kasie klubu, kolejne, to zysk ze sprzedaży karnetów, bo pewnie ceny po awansie pójdą w górę i Widzew zarobi więcej. Widzę, że teraz kibice wciąż je kupują, ale czy po braku awansu znów to zrobią tak chętnie? Mam wątpliwości.
Nie wiem, czy mówienie o milionach w kontekście Widzewa ma sens, bo działacze w jeden sezon wydają 18 milionów złotych i niewiele z tego wynika. Inne kluby mają o wiele niższe budżety, chociażby wspomniany ŁKS, a radzą sobie o wiele lepiej.
Rzeczywiście. Przykład Widzewa pokazuje, że pieniądze są ważne, ale one same nie wystarczą. Potrzebna jest jeszcze mądra polityka. Piast Gliwice nie był najbogatszym klubem w ekstraklasie, a jednak zdobył mistrzostwo Polski. O to właśnie chodzi: o mądre zarządzanie i mądre budowanie drużyny. Wydawać głupio jest łatwo, szastanie pieniędzmi na lewo i prawo to prosta sprawa. A prawda jest taka, że nieważne, ile zarabiasz, tylko ważne, ile wydajesz.
Jako widzewiak wierzy pan w awans Widzewa?
Szczerze? Nie wierzę. Zastanawiam się nawet, czy sens miał ten wyjazd do Turcji. To jest dobre, gdy przyśpiesza się wiosnę. Gdy w Polsce jest zima, to uciekasz na zielone boiska za granicę, ale gdy wracasz, to zima w kraju się kończy i wchodzić na zielone murawy. Tymczasem Widzew potrenował na dobrych boiskach, piłkarze się trochę opalili, i wraca w bardzo mroźną i śnieżną zimę. Wszystko jest inne – zamiast zielonych boisk, zmrożone murawy. Zakładasz zupełnie inne korki, nawet inaczej się ubierasz. To wszystko ma znaczenie. Tym bardziej, że teraz piłkarze Widzewa będą trenować na jeszcze innym, tym razem sztucznym boisku. Nie wygląda mi to na przemyślany plan treningowy.
Zresztą to o czym mówię widać po meczach Pucharu Polski, gdzie zespoły z pierwszej ligi, które trenowały w Polsce, lepiej sobie radziły na boisku niż te z ekstraklasy, które były w ciepłych krajach. Puszcza Niepołomice, Chojniczanka, nawet Radomiak, który przegrał z Lechem dopiero po karnych. To moim zdaniem nie jest przypadek.
Gdyby Widzew nie poleciał do Turcji, to w ogóle nie miałby gdzie trenować, bo nie ma swojego boiska. Już nie mówię o trawiastym pod balonem, ale nawet o jednym sztucznym na wyłączność.
To kolejny przykład na to, że pieniądze wydaje się bardzo łatwo i bardzo łatwo robić to głupio. We wszystkim o czym rozmawiamy brakuje strategii, czasem wręcz sensu. Gdy zbierzemy to wszystko do kupy, to trudno być optymistą. A bardzo bym chciał chodzić na mecze Widzewa w ekstraklasie, na pojedynki z Legią, Lechem czy Wisłą. Miasto, ten klub i kibice na to zasługują. Pamięta pan pojedynki ze Śląskiem i Legią w Pucharze Polski? To był inny świat. Nawet lidze brakuje Widzewa, bo – za całym szacunkiem – jak porównać mecze Rakowa Częstochowa w Bełchatowie, do tych Widzewa w Łodzi przy pełnych trybunach.
Autor: Janek