Widzew przegrał 1:2 z Jagiellonią w Białymstoku, choć długo prowadził 1:0. Dramat łodzian rozegrał się w ostatnim kwadransie piątkowego meczu.
Pierwszego gola rywale zdobyli w 79. minucie, z rzutu karnego, po zagraniu ręką Marka Hanouska. Do błędu pomocnika doszło przy egzekwowaniu przez rywali rzutu wolnego. Ze stojącej piłki zespół Jagiellonii zdobył też drugą bramkę (86.), więc stałe fragmenty gry całkowicie pogrążyły w piątek widzewiaków.
NIE PRZEGAP: Pół roku kryzysu Widzewa. Coś zmienić trzeba
Strzelcem pierwszego tego dnia gola dla drużyny z Białegostoku był angolski napastnik Afimico Pululu. Choć długo wydawało się, że „jedenastkę” egzekwować będzie jego kolega z ataku, Jesus Imaz, który od razu po tym, jak sędzia wskazał na wapno, zaopiekował się piłką. To było jednak planowe działanie gospodarzy, mające zmylić bramkarza Widzewa.
– My to ćwiczymy na treningach. Chodzi o to, że ktoś ma odwrócić uwagę, aby ten właściwy strzelec mógł się wyciszyć i skoncentrować. Mamy więcej czasu na uspokojenie nerwów. Jesus dał mi piłkę, ja mu obiecałem, że strzelę tego gola – przyznał cytowany na oficjalnej stronie Jagiellonii Pululu, który faktycznie rzut karny wykonał pewnie, spokojnie, a co najważniejsze, bezbłędnie.
W trudnej sytuacji, w której bramkarze na ogół są na straconej pozycji, golkiper Widzewa nie potrafił powstrzymać nieoczekiwanego strzelca. – Byłem skoncentrowany na Ravasie. Czekałem na jego ruch. Kiedy już nabiegałem na piłkę zwróciłem uwagę, że on już zrobił ruch do jednego boku. Wyczekałem go do końca i lekko uderzyłem w odsłonięty róg – zdradził napastnik białostocczan.
CZYTAJ TEŻ: Ten ruch piłkarza Widzewa zadecydował o porażce?