Wiele się działo przez ostatni tydzień nie tylko w łódzkim sporcie, a i tym krajowym oraz europejskim, ale nie było historii, która skłoniłaby mnie do przemyśleń bardziej niż oczyszczenie z korupcyjnych zarzutów sędziego Radosława Trochimiuka.
Sędziego piłkarskiego, któremu dane było poprowadzić 14 meczów w Ekstraklasie (także spotkania ŁKS i Widzewa) zanim przed trzydziestką postawiono mu zarzut ustawienia meczu. Jednego.
Po każdym zatrzymaniu przez CBA arbitra fora internetowe wrzały od radości. Sprawiedliwość dosięgała tych, o których kiedyś krzyczano, by doił kanarki, ale w latach 80-tych i 90-tych język się zradykalizował. W sumie… nie bez przyczyny. Sprawiedliwi byli bowiem niesprawiedliwi. Oszukiwali. Brali pod stołem pieniądze i stawiali pod znakiem zapytania sens uprawiania futbolu w Polsce. Pamiętam jak na dziennikarskim turnieju, w którym w barwach Canal+ grał Mirek Szymkowiak, powstrzymywałem go, by po wątpliwej decyzji nie przestał lżyć arbitra. – Te głupie ch… zawsze tak robiły, sprzedawczyki je… – krzyczał były piłkarz Widzewa i Wisły, któremu przecież aż tak za skórę sędziowie nie zaszli, bo oba te kluby w jego czasach nawet panom w czerni zatrzymać było trudno. Wieczorem Mirek wyjaśniał:
Potem do myślenia dała mi sprawa pewnego arbitra, który do dziś zapewnia mnie, że nigdy nie wziął ani grosza za ustawienie meczu, a dwa bodaj zarzuty, jakie dostał pochodzą od skorumpowanych do cna prezesów, którzy przyznając się do kilkudziesięciu ustawionych meczów, zapakowali i jego do wspólnego worka. Źli do szpiku kości, wiedząc, że grają tylko na złagodzenie wyroku wymyślili sobie sytuację Win-Win: podajesz prokuratorom mecz, o którym ci nie wiedzieli (bo tak naprawdę nie był ustawiony!), a jednocześnie niszczysz faceta, który kiedyś przy świadkach powiedział ci na twojej wiosce, że masz spierdalać ze swoimi duszonymi w kieszeni plikami banknotów. Takich zniewag się nie zapomina. Teraz możesz gnoja, który tobie odmówił (tobie, trzecioligowemu prezesowi, miejscowemu kacykowi!) zgnoić na zawsze i jeszcze dostać pochwałę od prokuratora. Układ idealny, prawda?
– Nie podchodź, gdy maszyna pracuje – mówili kiedyś często bramkarze, wychodząc z wysuniętym kolanem do dośrodkowań i kasując przy tym napastnika. To samo zdanie nasunęło mi się, gdy czytałem w czwartek na stronie meczyki.pl wywiad Adama Drygalskiego z Radosławem Trochimiukiem. To sędzia, który padł ofiarą systemu. Podziwiam jego dojrzałość, fakt, jak przetrwał i przetrawił ostatnie 20 lat, gdy zabrano mu po jednym zaledwie zarzucie szansę na pracę w zawodzie, który sobie wymarzył. Przy sporcie, który kochał. Nie wie, czy i od kogo będzie domagał się odszkodowania, myśli tylko o tym, by wrócić do sędziowania.
Prokuratury nie wini, choć powinien – dowodów powinni zebrać więcej. On jednak chwali, że oczyściła środowisko. Ma 39 lat, nadal sporo przed nim. Mount Everestu, o którym marzył już nie zdobędzie, ale na Kilimandżaro jeszcze wejść może. I w tym Polskie Kolegium Sędziów, też niegdyś skorumpowane do strzępków swego statutu, ma wręcz obowiązek mu pomóc.
Co stoi na przeszkodzie, by sędziego z Ekstraklasy przywrócić tam, gdzie był? Meczów bez wielkiego znaczenia dla walki o puchary i nie decydujących o spadku jeszcze trochę będzie. Niech od tych zacznie, a nie od niższych klas. To dojrzały facet, któremu ostatnie 10 lat dało ogromny dystans do życia. Zabrało doświadczenie i wielkie nadzieje, ale pokazało też, że warto walczyć o swoje. Dajmy Radosławowi Trochimiukowi choć trochę rekompensaty, jak tym niewinnie skazanym na lata więzienia.
Zastanawiam się jednak, ilu jest jeszcze takich Trochimiuków? Ilu niewinnych odpuściło, by zapomnieć, że w ogóle weszli kiedyś do ligowego bagna i ono ich wciągnęło, choć sami nie zawinili? Ilu jeszcze ma siłę walczyć o dobre imię zabrane jednym zdaniem ligowego hochsztaplera? A ilu przyznało się, by mieć spokój i zapomnieć, że kiedyś mieli w ręku ten cholerny gwizdek?
Polski system sprawiedliwości to żart i to mało śmieszny. Jeden zarzut zniszczył karierę człowieka, a przecież mógł zniszczyć i życie. Oskarżony o korupcję sędzia sprawujący funkcję publiczną, pracujący na przykład w straży miejskiej i tę robotę tracił, nie czekając na wynik na procesu.
Mam nadzieję, że tacy sędziowie to jednak margines, efekt koszmarnego błędu bezdusznej często prokuratorskiej maszyny. Wielu na wyroki zasłużyło, sam bym chciał, by gnili w więzieniach.
I też miałem w sobie jeszcze większą pewność, że każdy błąd arbitra oznacza mecz sprzedany, zapominając, że mylić się może. Taki to były ohydne czasy.
Dziś wierzę, że błąd jest błędem i to wierzę z pełnym przekonaniem. Meczów ustawionych na wysokim szczeblu już nie ma, naprawdę tak uważam. Ciesze się, że ta wiara we mnie przetrwała, podobnie jak w Radosławie Trochimiuku nadzieja na to, że jeszcze posędziuje w Ekstraklasie. Ja bardzo mu tego życzę.
A choć większości sędziów z tego szarego okresu polskiej piłki po prostu nienawidzę, mam nadzieję, że ten, kto na sprawiedliwość zasługuje, jednak ją dostanie.