Mecz z GKS-em Katowice przypomniał ŁKS z zeszłego sezonu. Po beznadziejnym ubiegłym roku należało niemal zupełnie przebudować drużynę. Tymczasem w Łódzkim Klubie Sportowym doszło do zdecydowanie zbyt małych zmian kadrowych. Między piłkarzami wciąż nie widać chemii i nie zmieniła tego nawet roszada na stanowisku trenera.
Mam wrażenie, że w zespole już może zacząć robić się nerwowo. Przegrany pierwszy mecz w sezonie na własnym stadionie na pewno nie doda piłkarzom pewności siebie przed następnym spotkaniem, w którym ŁKS zmierzy się z jednym z kandydatów do awansu. Tym bardziej, że piłkarze, którzy byli w ŁKS-ie w poprzednim sezonie znowu zawodzą, a nowi w sobotni wieczór nie wyróżnili się niczym szczególnym.
Ratunku dla ŁKS-u upatruję we wciąż otwartym okienku transferowym. Uważam, że naprawdę przydałoby się jeszcze trochę przewietrzyć szatnię, w której wciąż unosi się nieprzyjemny zapach porażki i straconej szansy z ubiegłego sezonu.
CZYTAJ TAKŻE >>> Słodko-gorzki miesiąc miodowy w ŁKS
Niestety na inaugurację sezonu piękny stadion ŁKS-u nie zapełnił się nawet w połowie. Z jednej strony ciężko dziwić się kibicom, którzy postanowili zostać w domach, bo bez problemów uda się znaleźć przynajmniej kilka sposobów na przyjemniejsze spędzenie sobotniego wieczoru, aniżeli oglądanie kolejnej domowej porażki ŁKS-u.
Chociaż ci najwierniejsi kibice postanowili jednak przyjść na stadion i wesprzeć piłkarzy, to frekwencja na pierwszym meczu nie powalała na kolana. ŁKS to klub, który spokojnie ma potencjał na sprzedaż 10 tysięcy karnetów i frekwencję na poziomie 12 tysięcy osób na każdym meczu przy al. Unii.
Aby to się stało, trzeba jednak wyjść do kibiców, a nie chować się za ekranami komputerów i zachęcić ich do przychodzenia na mecze. Tym bardziej w sytuacji, w której drużyna prezentuje się nie najlepiej.
Jesteśmy świadkami historycznej chwili, więc nie mogę nie poruszyć krótko tego tematu. Robert Lewandowski został piłkarzem FC Barcelona. W ten sposób Polak stał się częścią jednego z dwóch największych klubów piłkarskich na świecie.
Mimo że przechodzi obecnie z drużyny mocniejszej do słabszej, to nie ma tu mowy o braku ambicji czy odcinaniu kuponów. Lewandowski staje się głównym filarem w odbudowie wielkiej Barcelony. A czekająca go rywalizacja z Realem Madryt i bezpośrednia konfrontacja z Karimem Benzemą zapowiada się fascynująco. Oczy całego świata będą skierowane na rywalizację dwóch najlepszych napastników globu!
CZYTAJ TAKŻE >>> 4429 i basta. ŁKS zakończył sprzedaż karnetów