Jeśli w pierwszej rundzie po transferze połowa sprowadzonych piłkarzy gra dobrze, to można uznać to za sukces pionu sportowego. W Widzewie tak nie było. Ale w klubie każą czekać.
Ostatniego lata łódzki klub sprowadził aż ośmiu nowych piłkarzy. Kolejny “nowy” to Jakub Sypek, który wrócił z wypożyczenia do Lechii Gdańsk. Jego jednak do tej klasyfikacji nie zaliczamy, bo nie był to transfer.
Bramkarz, trzech obrońców, dwóch pomocników/skrzydłowych oraz dwóch napastników sprowadził Widzew latem. Zaczął od Jakuba Łukowskiego, a skończył na Mikołaju Biegańskim. Kto się sprawdził, kto zawiódł, a kogo nie da się ocenić?
Dwóch nowych na pewno wzmocniło zespół i można to napisać z pełną stanowczością. To Samuel Kozlovsky (jak Widzew łowił Słowaka – przeczytasz tutaj) oraz Marcel Krajewski. Ten pierwszy od razu wskoczył do pierwszego składu i niemal od razu było to z korzyścią dla drużyny. W defensywie dobry timing i odbiór, dobre ustawianie się. Ale Słowak wyróżniał się też w ofensywie dzięki odważnym wyjściom i dośrodkowaniom.
Jego absolutnym popisem był występ przeciwko Zagłębiu Lubin, kiedy zaliczył dwie piękne asysty. Kozlovsky zagrał w 16 meczach w lidze i dwóch w Pucharze Polski. Minus za dwie czerwone kartki. Na plus – to z Widzewa trafił do reprezentacji Słowacji.
25-latek jest przykładem, że warto brać piłkarzy, którzy grają regularnie.
CZYTAJ TEŻ: Mateusz Żyro pójdzie do Legii? Widzew chce, by został, a on…
Warto stawiać też na młodych Polaków. Bo Marcel Krajewski też dał radę. 20-latek, który z powodzeniem gra też w reprezentacji młodzieżowej, musiał trochę powalczyć o miejsce na prawej obronie z Lirimem Kastratim, ale wyszło mu to na dobre. Wygrał tę rywalizację, m.in. dzięki zaangażowaniu i odwadze, m.in. w ofensywnej grze. Na pewno ma jeszcze sporo pracy przed sobą zwłaszcza w defensywie, ale Krajewski to piłkarz, z którego Widzew jeszcze będzie miał pożytek.
Na plus trzeba też ocenić transfer Jakuba Łukowskiego, chociaż jednak jest niedosyt. Do Widzewa trafił po naprawdę bardzo ciężkiej kontuzji. W poprzednim sezonie w Koronie Kielce zagrał tylko w dziewięciu meczach.
Do Widzewa miał wejście smoka, chociaż zaczynał na ławce. W pierwszych trzech meczach zdobył dwa gole i rozbudził nadzieje kibiców. Potem bywało już gorzej, Łukowski wypadł nawet ze składu. Zagrał w 18 meczach, z czego w siedmiu był w jedenastce. Ani razu nie rozegrał całego spotkania. Jesień skończył w słabej formie. Trzy gole w lidze (i jedna asysta) oraz jeden w Pucharze Polski to jego bilans po kilku miesiącach w Widzewie. Wierzymy, że będzie tylko lepiej, bo 28-latek ma potencjał. W sezonie 2022/2023 strzelił dla Korony 12 goli. Łukowski potrzebuje chyba jednak większego zaufania od trenera.
Zacznijmy od piłkarzy, którzy zawiedli najmniej z grona tych, którzy jednak zawiedli. Trudno mieć wielkie pretensje do Saida Hamulicia. Trafił do Widzewa po bardzo długiej przerwie. Od razu było wiadomo, że potrzebuje czasu. Jesień skończył z sześcioma meczami w lidze (ale tylko 130 minut) dwoma w Pucharze Polski. Właśnie przeciwko Lechii Zielona Góra bośniacki napastnik zaliczył swój najlepszy występ w Widzewie, strzelił gola i zaliczył asystę. Pokazał też dużą ambicję, bo przez ponad 30 minut biegał wycieńczony, łapały do skurcze. Ale Hamulić się nie poddawał.
W Widzewie miał pecha, bo dobrze radził sobie jego rodak, rywal do gry a pozycji nr 9, czyli Imad Rondić. Nawet gdy wchodził na boisko, to bywało, że nie na swoją nominalną pozycję.
Rundę Hamulić skończył z kontuzją i potrzebny był zabieg. Oby na początku roku był już gotowy do pełnej rywalizacji. Będzie miał czas do końca sezonu, by pokazać, że dużo potrafi.
Hubert Sobol zawiódł – tak powie zapewne większość kibiców. Będą mieli rację, ale prawda jest też taka, że w pewnym momencie był napastnikiem nr 3 w kadrze. Z takiej pozycji trudno o sukcesy. Gdy wchodził na boisko, a wchodził dziesięciokrotnie, to zwykle grał słabo. Trzeba jednak uczciwie zauważyć, że w sumie uzbierał w lidze 97 minut. To nie jest dużo i trudno w tak krótkim czasie zabłysnąć. Szczególnie komuś, kto wcześnie grał na trzecim poziomie.
Na minus trzeba zapisać też transfer Kreshnika Hajriziego, czyli wicemistrza Szwajcarii z FC Lugano. Wydawało się, że będzie to hit transferowy, ale okazało się, że to piłkarz, ktory nie pasuje trenerowi Danielowi Myśliwcowi.
Hajrizi nie grał nawet wtedy, gdy jego konkurent Juan Ibiza leczył uraz. Jesień 25-latek skończył z czterema występami w lidze (119 minut) i dwoma w Pucharze Polski 181). Zimą pewnie będzie musiał (będzie chciał) odejść, bo po co ma tu siedzieć? To duży niewypał transferowy Widzewa i wyrzut sumienia pionu sportowego. Okazało się bowiem, że do drużyny dołączył piłkarz, który nie pasuje trenerowi.
Największa, póki co wtopa transferowa, to jednak Hilary Gong. Widzew miał za niego zapłacić 350 tysięcy euro. W czternastu występach Nigeryjczyk zaprezentował się wręcz fatalnie. Trener Daniel Myśliwiec bronił piłkarza, ale sam zrezygnował z jego usług w ostatnich meczach tego roku. Bez gola, bez asysty, z ledwie kilkoma dobrymi zagraniami… Taka była jesień Gonga w Widzewie. A niektórzy wróżyli mu, że będzie gwiazdą ligi.
Ani na plus, ani na minus nie sposób ocenić Mikołaja Biegańskiego. 22-letni bramkarz przyszedł do Widzewa w sierpniu. Doskonale wiedział, że pewne miejsce w bramce ma Rafał Gikiewicz, więc godził się na to, że będzie co najwyżej rezerwowym. Zagrał tylko w jednym meczu – z Elaną Toruń w Pucharze Polski. Wiosną też będzie mu trudno, a jeśli Gikiewicz zostanie w Widzewie na dłużej, to i w przyszłym sezonie. Nie do końca wiadomo, jaki był pomysł na tego piłkarza w łódzkim klubie.
– Oczekiwania były na pewno trochę większe – ocenił letnie transfery dyrektor sportowy Widzewa Tomasz Wichniarek. – Szczególnie wobec tych, którzy mieli nadawać ton drużynie. Potrzeba więcej czasu, by ci zawodnicy pokazali swoje umiejętności. Nie wszyscy przychodzą od razu do pierwszego składu, ale też po to, by podnieść rywalizację. Ich przyjście powoduje, że lepiej grają ci, którzy już byli w drużynie.
Czekamy więc na wiosnę…