Wystarczył miesiąc, by dyrektor sportowy ŁKS-u urósł w oczach kibiców do rangi bohatera. Udane okienko transferowe beniaminka.
Łaska kibica na pstrym koniu jeździ. Jeszcze w czerwcu, relacje na linii Janusz Dziedzic – fani ŁKS-u, były najdelikatniej mówiąc chłodne. Transferów nie było, informacji o nowych kontraktach nie było, a niechęć podsysały medialne pogłoski, o tym, że Michał Mokrzycki nie wróci do Łodzi, a młodzieżowcy beniaminka odejdą za grosze.
– To, że nic się nie dzieje, nie znaczy, że nic nie robimy. Dajcie nam czas – apelował Dziedzic na obozie w Woli Chorzelowskiej.
Czytaj także: Koniec żartów, ekstraklasa!
Minął czerwiec, dosyć leniwie, bo na zgrupowanie dojechało tylko dwóch zawodników. Engjell Hoti i Piotr Głowacki, być może udowodnią swoją wartość, mają ku temu wszelkie predyspozycje, ale z całą dozą sympatii do nowych ełkaesiaków – to nie były transfery, o których ludzie rozmawiali w tramwajach. Paradoksalnie, bo Głowacki może okazać się kluczowym, dla ŁKS-u zawodnikiem (więcej tutaj).
Przedłużono umowę z Bartoszem Szeligą, ale nadal niepewna była przyszłość Aleksandra Bobka i Mateusza Kowalczyka. Coraz głośniej przebąkiwano o tym, że niebawem zjawią się europejscy giganci z wcale nie tak wielką walizką kasy i wezmą sobie młodych piłkarzy, a ŁKS będzie miał problem z młodzieżowcami.
Przyszedł lipiec, a dokładnie pierwszy tydzień lipca. W poniedziałek Marcin Flis i Kay Tejan, we wtorek Dani Ramirez. Taka ofensywna transferowa musiała robić wrażenie nawet na największych malkontentach. Tym bardziej, że dwaj wymienieni jako pierwsi to zawodnicy gotowi, by wejść do składu i stanowić o sile ŁKS-u. Ramirez, nawet w lekko opinającej brzuch koszulce jest magikiem, który jednym podaniem może odmienić losy meczu.
Trwały przepychanki, bo trudno to inaczej nazwać z Wisłą Płock. ŁKS wysłał oferty za Michała Mokrzyckiego, a spadkowicz z ekstraklasy odrzucał je. Nowy prezes płocczan grzmiał, że żaden zawodnik nie wymusi na nim transferu, a zachowanie defensywnego pomocnika jest karygodne. Tydzień później uśmiechnięty od ucha do ucha Mokrzycki witał się z kibicami z korony stadionu na al. Unii.
Ostatni punkt, czyli przedłużenia umów z młodzieżowcami udał się połowicznie. W ŁKS-ie zostanie Aleksander Bobek. Bramkarz przedłużył umowę o dwa lata, z opcją przedłużenia o rok. Gdy jego kontrakt będzie dobiegał końca, wychowanek skończy 22 lata. ŁKS zrobił wszystko, by przy ewentualnej sprzedaży na klubowych kontach pojawiły się kwoty siedmiocyfrowe, i to w euro. Gorzej z Mateuszem Kowalczykiem. Jego los jest chyba przesądzony. Odejdzie z ŁKS-u, ale pieniądze z jego transferu, znacząco zasilą klubową kasę. Jak udało nam się ustalić, beniaminek nie przystał na pierwszą ofertę Rakowa Częstochowa, bo była niesatysfakcjonująca finansowo.
Czytaj także: Oczy piłkarskiej polski zwrócone na ŁKS.
Dziewięciu transferów dokonał ŁKS rękami Janusza Dziedzica. Dyrektor sportowy dotrzymał słowa i sprowadził Mokrzyckiego na al. Unii, wzmocnił wszystkie formacje (przedłużenie umowy z Bobkiem należy traktować jako wzmocnienie bramki) i utrzymał trzon zespołu. Całkiem nieźle jak na drugi rok pracy w tej roli.