Skończyła się trwająca 7 meczów bez porażki seria Łódzkiego Klubu Sportowego. “Rycerze Wiosny” ulegli Wiśle Płock 0:1 i po raz pierwszy od 16. sierpnia zeszli z boiska jako przegrani. Duży udział w tej porażce miał Pirulo, który nie trafił z rzutu karnego.
Niewiele brakowało do tego, żeby wybronił strzał zawodnika Wisły w sytuacji bramkowej. Poza tym nie miał sporo pracy.
Solidny występ. Dobrze wyglądała jego współpraca z Antonim Młynarczykiem, choć podobnie jak w przypadku Kamila Dankowskiego – powinien dokładniej dogrywać piłkę na pole karne.
Popełnił błąd przy pierwszej bramce, gdy zamiast kryć rywala, to krył… w sumie nie wiadomo kogo. Od tak doświadczonego stopera oczekuje się lepszego ustawienia w tego typu sytuacjach.
Gulen jak to Gulen – niczego szczególnie nie zawalił, ale niczym też się szczególnie nie wyróżnił.
Na pewno trzema oddać Dankowskiemu to, że próbował i podłączał się do akcji ofensywnych. Często jednak zamiast zagrać dokładnie na pole karne, to podawał trochę “na pamięć”, jakby nie patrzył na to, gdzie dokładnie ustawieni są jego partnerzy z drużyny.
Nie poradził sobie z rolą lidera środka pola pod nieobecność Michała Mokrzyckiego. Popełnił duży błąd, który mógł kosztować ŁKS stratę drugiego gola.
Bardzo nam się podoba w tym chłopaku to, że – mimo błędów – nie boi się podejmować nieoczywistych decyzji. Natomiast wciąż jest zbyt chaotyczny, brakuje mu opanowania.
Przez to, że nie trafił rzutu karnego został antybohaterem całego spotkania. Wydaje się jednak, że Hiszpan w ogóle nie powinien wykonywać tej jedenastki, bo już wcześniej grał po prostu bardzo słabo. Holował zbyt długo piłkę i zazwyczaj podawał niechlujnie.
Najlepszy zawodnik ŁKS-u. Był aktywny w pressingu, kilka razy odebrał piłkę wysoko na połowie Wisły. Co więcej, zanotował sporo udanych dryblingów i często obrońcy Wisły musieli go faulować, bo to był jedyny sposób na to, żeby zatrzymać go w tym meczu.
Jest progres względem meczu z Termalicą – widzieliśmy Feiertaga na boisku! Szkoda jednak, że tylko dlatego, iż zmarnował dwie dobre sytuacje pod bramką przeciwnika.
Stworzył sporo sytuacji partnerom, ale ci nie potrafili ich wykorzystać. Gdyby bardziej aktywny był Feiertag, to Arasa mógłby mieć co najmniej jedną asystę na swoim koncie.
Mieszany występ. Z jednej strony jego indywidualna akcja dała ŁKS-owi rzut karny. Z drugiej w końcówce mógł zostać bohaterem, ale nie trafił z dogodnej pozycji pod bramką przeciwnika.
Po wejściu nie potrafił dać ŁKS-owi tej samej przebojowości i energii, co Antoni Młynarczyk.