Długo czekali kibice naszych zespołów aż nadejdzie dzień chwały. I się doczekali. Zacznę od niedzieli i niespodziewanego sukcesu czerwono-biało-czerwonych nad Legią 1-0. Goście, pomijając ich obecną formę, byli faworytami tej konfrontacji. Zaprezentowali się jak ostatnio, czyli bezbarwnie. Nic dziwnego, że Kosta Runajić brał pod uwagę nawet swoją dymisję. Ostatecznie to nie miało miejsca, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Kandydat do tytułu mistrza Polski raczej niech o wygraniu rozgrywek zapomni. Złośliwi mogą bezkarnie śpiewać: Gdzie jest ta Legia? Szpakowski, gdzie jest ta Legia? No właśnie, gdzie jest? Goście prezentują fatalną, wręcz wakacyjną formę i w tym aspekcie wyprzedzają tylko inne zespoły. Marzeniami o plażach, ciepłej wodzie i drinkach z palemką. Zwłaszcza z tym ostatnim elementem w polskiej EX nie będzie problemów.
Gdyby płacono za ambicję, nie czepiałbym się. Ale ponoć w naszej lidze płaci się za umiejętności! Niemożliwe… Widzew w tym elemencie dorównywał Legii w 100 %, ale jakby popatrzeć w piłkarskie życiorysy byłby to spory problem. Odnoszę czasem wrażenie, jakby zagraniczni piłkarze przejeżdżali do Nas jak na wakacje. Jak na Maderę. W swoich krajach musieliby walczyć o miejsce w drużynie, wysłuchiwać narzekań na ich formę i dyspozycję. W Polsce nikt im nie dokucza, luzik, niezłe pieniądze, a i poziom nie za wysoki. Dodajmy także najczęściej pewne miejsce w składzie.
NIE PRZEGAP: Widzew gra do końca. Zawsze! – oto dowody
W meczu przeciwko „stołecznym” znów Daniel Myśliwiec wystawił na bokach dwóch przedziwnych zawodników. Niech się przyzna, bez bicia, działacz Widzewa, który podpisał się pod transferem Lirima Kastratiego. To kryminał w biały dzień!!! Chłopak o warunkach fizycznych dżokeja, słabo grający w piłkę, kompletnie do występów nieprzygotowany, wychodzi jak gdyby nigdy nic, naprzeciw jednej z teoretycznie lepszych drużyn Naszej Ligi. Na szczęście tylko na 45 minut, ale wstyd jest… Na drugiej flance biega gość, który w każdej chwili może spowodować eksplozję – Da Silva. To idealny kandydat na Kilera. To, że nie obejrzał żółtej kartki za brutalny faul, który wyeliminował z gry na kilka długich tygodni Blaża Kramera, to zastanawiająca decyzja Szymona Marciniaka. Nie rozumiem , kto forsuje tego słabego piłkarza do gry od początku meczu?
Dobrze już, nie będę się pastwił nad gośćmi, którzy w starciu z Legią nic nam nie dali. Teraz pora na tych, dzięki którym pokonaliśmy Faworyta. Rafał Gikiewicz swoimi interwencjami sprawił, że legioniści szybko stracili nadzieję na gole w Łodzi. Pan Rafał broni efektywnie dając defensywie pewność, jakiej jeszcze nie miała. Świetnie się ustawia, to podstawa by dać sobie radę w trudnych sytuacjach. Jakże pewnie grają w tyłach Serafin Szota i Mateusz Żyro. Obaj zaprezentowali się dobrze, nawet zaryzykuję, bardzo dobrze. Coraz pewniejszy jest Antoni Klimek, a każdy jego rajd jest już realnym zagrożeniem bramki rywala. Dominik Kun walczący jak zawsze przyzwyczaił nas do ambicji, twardości i pracowitości. Na niego zawsze można liczyć. Wypełni każdą lukę na boisku, jest potrzebny i zaryzykuję – niezbędny w każdym momencie.
Nie miał łatwego życia w meczu z Legią Bartek Pawłowski. Przyjemnie nie było, ale jak nasz selekcjoner dokładnie obejrzy spotkanie, zobaczy ile trudu, potu i zaciętości musiał włożyć w ten mecz nasz Lider. Nie ułatwiali mu życia rywale, nauczyli się, zapewne oglądając jego grę, w jakich strefach się porusza i jak pomaga kolegom. Imad Rondić starał się ze wszystkich sił, ale to nie Sanchez. Nasz napastnik ma za małe umiejętności, by walczyć z Rafałem Augustyniakiem czy Radowanem Pankovem. Niewiele jednak brakowało, by trafił do siatki po przypadkowym uderzeniu piłki. Jeden ze stojących obok mnie obserwatorów upierał się, że to zagranie można nazwać „przewrotką”. Owszem, ale spełniało tylko jeden warunek. Rondić po próbie kopnięcia przewrócił się na murawę.
Na koniec zostawiłem sobie i Państwu – Naszego Bohatera. Fran Alvarez trenował ostatnio mniej. Miał kłopoty rodzinne, poleciał do domu, ale wrócił jakby mając przeczucie, że będzie na ustach wszystkich kibiców w Polsce. Mógł dwie minuty wcześniej zdobyć gola, ale podawał do kolegów. Na szczęście potem zrobił to, co zrobił. Ponoć piłka pomknęła do bramki z prędkością 117 km na godzinę. Hładun nie był w stanie nawet ruszyć ręką. Beznadziejnie chwilę wcześniej zachowali się jego obrońcy, a jeden z nich, który mógłby próbować zablokować ten strzał, odwrócił się tyłem. Zapewne myśląc… nie będę życiem ryzykować!
24 lata, jak to zleciało… Romantycznie przechowuję jeszcze skład z meczu Legia – Widzew 2-3, na którym widać jakieś plamy. To nie plamy, to ślady po łzach moich dzielnych współpracowniczek Kasi Wojtas i Asi Blewąski. Rozpaczały, kiedy Widzew przegrywał 0-2. Przyznam się szczerze, że jednej z nich obiecałem skopanie ogródka, jeśli Widzew wygra. Ponoć od tamtej chwili łopata stoi przed domem i na mnie czeka. Ale czy wypada Kasiu, namawiać starszego Pana na ekstremalny wysiłek? Błagalnie o to proszę, bo jak znam Kasie ,,nie odpuści”.
CZYTAJ TEŻ: Widzew – Legia, czyli futbolowa gorączka po łódzku
Nie odpuścili także piłkarze ŁKS-u, wyszli na mecz Wartą w Grodzisku, myśląc w skrytości ducha o remisie. Do walki o zwycięstwo natchnął ich znakomity wczoraj bramkarz Aleksander Bobek. Bronił wszystkie uderzenia i to w znakomitym stylu. To Bobek dawał nadzieję i pewność, że będzie dobrze. Był zaporą nie do przebicia. Zastanawiające jest to, że więcej ambicji w grę wkładają nasi zawodnicy, bo obcokrajowcy są dziwnie ospali i zdekoncentrowani. Nie chcą zapewne umierać za zwycięstwo w naszej Ekstraklasie. I kolejny kamyczek do ogródka działaczy ŁKS-u. Niech wystąpi dwa kroki do przodu gość, który zakontraktował Rizę Durmisiego. Wczoraj nawet nie wytrzymał telewizyjny sprawozdawca, mocno krytykując postawę bocznego obrońcy, który jest w fatalnej dyspozycji. A piłkarski życiorys Riza ma znakomity. Cóż z tego skoro nijak to się ma do jego postawy na boisku.
Pokazuje za to rezerwowy Młynarczyk, że warto stawiać na młodych. Każda akcja młodziutkiego piłkarza jest dojrzała i przemyślana. Z każdej próby coś wynika. Wczoraj Antoni wymuszał faule, doskonale utrzymywał się przy piłce i pokazał, że należy mu się więcej niż 29 minut. Twardością zaimponował wprowadzony dopiero na doliczony czas gry Oskar Koprowski, który odważnie wygrał parę bardzo ważnych starć w środku pola. Może czas na to, by zagrał Janek Łabędzki?
Dobrze zaprezentował się Dani Ramirez, a waleczną postawę podkreślił efektownym golem Piotr Janczukowicz. Lewa nóżka popracowała jak należy i doskonałym uderzeniem zamknęła centrę z rzutu rożnego. Nadal nierówno gra piłkarz, o którego przed ligą walczyło kilka zespołów – Michał Mokrzycki. Może niepotrzebnie rywalizację wygrał ŁKS, bo każdy mecz przynosi kolejne rozczarowania. Wczoraj łódzki pomocnik miał problem, by z 16 metrów trafić z wolnego do bramki gospodarzy.
Nadal drużynie potrzebna jest twarda ręka. Taki trener Ojrzyński symulowania gry by nie zdzierżył i paru kolegów wylądowałoby na ławce rezerwowych. ŁKS może nawet i spaść z ligi, ale niech nie brakuje mu DETERMINACJI. Wolę 6 żółtych kartek od przejścia obok meczu. Wolę charakternego przywódcę, którego boją się wszyscy i walczą – od marnego aktora udającego zaangażowanie. Widzew i ŁKS walczcie… Niech się Nas boją! W całej piłkarskiej Polsce, za ambicję i chęć wygrywania z każdym. W końcu na koszulkach macie herb Łodzi, a to zobowiązuje. I czekam na kolejne takie weekendy – 6 punktów i zero z tyłu.
Dariusz Postolski, dziennikarz, komentator sportowy, ekspert Radia Łódź
Dariusz PostolskiŁKS ŁódźPKO EkstraklasapublicystykaWidzew Łódź