Łódzki Sport: Skąd pomysł na otworzenie w Rzgowie siłowni? Jak doszło do powstania Sassy Gym?
Piotr Ogrodowicz (właściciel Sassy Gym): Okoliczności były dość nietypowe. Wszystko zaczęło się w trakcie trwania pandemii. Wcześniej prowadziłem interes gastronomiczny (lokale gastronomiczne w Centrum Handlowym Ptak – przyp. red.), który w czasie covidu niestety podupadł, choć teraz wraca już do formy. Co prawda branża fitness zagrożona była wówczas chyba jeszcze bardziej niż gastronomia, ale powiedziałem sobie wtedy, że chcę robić coś więcej, coś, do czego czuję specjalną więź. Wśród moich zainteresowań od zawsze był trening personalny i sport walki. Chodziłem nawet na zajęcia do trenera Bernarda Chachulskiego, z którym kiedyś, jeszcze w żartach, czy kategorii nierealnych marzeń, rozmawialiśmy o tym, że warto byłoby mieć swój klub sportowy – inny niż wszystkie, ale zorganizowany top. Później okazało się, że funkcjonująca od dawna w Rzgowie siłowania Human nie do końca sobie radzi i nasz szalony – wydawać by się mogło – pomysł nabrał realnych kształtów. Dogadaliśmy się, udało się go przejąć i w samym środku pandemii stworzyliśmy klub Sassy Gym z największą strefą fight w regionie.
Od początku wiedział pan, że w tym miejscu musi być strefa fight?
– Tak. Powstała ona w miejsce kortu tenisowego. To był mój kluczowy warunek podczas negocjacji: przejmuję siłownię, ale kort znika, bo chcę tam stworzyć coś zupełnie innego.
Ciężko było zbudować zainteresowanie klubem?
– Ważne było to, że zachowaliśmy niemal całą kadrę trenerską z Humana, dlatego siłą rzeczy zostali też z nami jej podopieczni. Mieliśmy też jednak sporo dodatkowych pomysłów. Niektóre rzeczy chcieliśmy pozmieniać, wygospodarowaliśmy miejsce na mniej znane czy niedostępne dotychczas zajęcia grupowe i to wszystko, mimo trudnych okoliczności, zaczęło działać. Dla mnie cały ten projekt był czymś zupełnie nowym, więc uczyłem się na bieżąco i cały czas się uczę. W przypadku branży fitness na starcie byłem kompletnie zielony, a doświadczenie z gastronomii na niewiele mi się zdało, poza oczywiście pewnymi aspektami dotyczącymi samego biznesu czy zarządzania. Trochę lepiej czułem się w organizowaniu strefy fight, bo tu przynajmniej miałem pewną wizję własną tego, jak powinno to wyglądać i funkcjonować, ale też nie byłem w stanie przewidzieć wielu zdarzeń.
Liczyłem na przykład, że zostaną u nas fighterzy klubu Rzgów Top Team prowadzonego wcześniej przez trenera Chachulskiego, bo byli to chłopcy głównie z naszego regionu. Docelowo została niestety tylko garstka, za to w stworzonym przez nas klubie fighterskim Anaconda Team pojawiło się wielu zawodników z nieco innych okolic, jak łódzkie Chojny, Tomaszów Mazowiecki czy Łask. Tych lokalnych strat trochę żałuję, ale myślę, że pokazuje to też, że stale się rozwijamy i poziom jest na tyle wysoki, że chcą u nas regularnie trenować osoby, które mieszkają nawet sporo dalej, choćby 30-50 km od nas.
Profesjonalizacja postępuje, ale otwarci jesteście chyba na wszystkich? Amatorzy mogą u nas rozpocząć przygodę nie tylko z fitnessem czy ogólnie treningiem personalnym, ale też ze sportami walki.
– Zdecydowanie. W naszym stałym grafiku znajduje się wiele pozycji dla początkujących – również w boksie czy zapasach. Można zapisać się na zajęcia indywidualne z naszymi trenerami, jeśli ktoś chce przyswoić podstawy poszczególnych sportów. Trenują u nas 16-latkowie, ale też osoby dużo starsze ode mnie. Przedział wiekowy jest bardzo szeroki.
Jest pan zadowolony z dotychczasowych efektów wykonanej przez was pracy?
– Widać, że jest coraz lepiej, a po to właśnie to robiliśmy, żeby iść cały czas do przodu i się rozwijać. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że pójdzie to w takim tempie, biorąc pod uwagę ilu naszych chłopaków startowało już na liczących się galach. Możemy nawet powiedzieć, że jesteśmy rozchwytywani. Trzeba oczywiście pamiętać, że to poziom przede wszystkim ”semi pro” i trochę czasu musi upłynąć, żebyśmy mieli większą grupę zawodowców, ale zmierzamy w dobrym kierunku. Strefa fight rozkręca się pod wieloma względami. Organizujemy na przykład seminaria z doświadczonymi trenerami, którzy do tej pory walczą. W tym roku byli u nas Marcin Held, Mateusz Masternak czy Mateusz „Don Diego” Kubiszyn. To nazwiska, które liczą się w świecie MMA.
CZYTAJ TEŻ: Anaconda Team odważnie puka do świata zawodowego MMA
Dobrze rozumiem, że sportowo jest lepiej niż pan zakładał?
– Nie zapeszając, jest naprawdę ok.
A biznesowo?
– Tu bywa różnie, bo zacząłem w trudnym czasie, więc nie ominęły mnie takie problemy, jak drastyczne, skokowe wzrosty cen energii. Ale biorąc pod uwagę zwiększającą się liczbę trenujących widać, że to wszystko ma sens. To bardzo cieszy. Z każdym miesiącem przybywa do nas osób, zarówno na treningi fitnessowe, jak i strefę fight. Monitorujemy to na bieżąco, staramy się korzystać z różnych form reklamy. Poza tym nowym osobom zawsze oferujemy pierwsze wejście za darmo, żeby każdy mógł sprawdzić, jak mu się u nas podoba i czy się tu odnajdzie. Trenerzy podpowiadają wtedy, z czego można korzystać, co warto spróbować i służą wszelkim niezbędnym wsparciem i wyjaśnieniami.
Pierwsze darmowe wejście dotyczy również strefy fight?
– Tak, dokładnie. Można przyjść i spróbować się również w tej dziedzinie. Nowi mogą liczyć nie tylko na porady trenerów, ale też doświadczonych kolegów, którzy chętnie podpowiadają co można zrobić lepiej czy inaczej. Śmiejemy się, że jesteśmy, jak jedna wielka rodzina. Każdy stara się być pomocny. Dlatego nowa osoba od razu może się w tym gronie poczuć dobrze.
Z tego, co wiem, prowadzicie też specjalne grupy treningowe dla najmłodszych, czyli nawet uczniów podstawówki.
– Mamy w ofercie takie zajęcia. Mowa tu o zapasach z trenerem Dawidem Romanowiczem. Przede wszystkim jest to praca w formie zabawy, ogólnorozwojowa, ale właśnie z elementami zapasów, żeby dzieci miały przyjemność z treningu, a na koniec mogły poczuć smak odrobiny rywalizacji i polubić się z zapasami. Z kolei od 16. roku życia nie mamy już ograniczeń. Każdy może wtedy podjąć dowolną aktywność ruchową. Nowością w ofercie są na przykład zajęcia muay thai, które cieszą się już niezłą popularnością i – co ważne – stałym składem, nawet teraz, w okresie okołoświątecznym, kiedy z regularnością treningów w każdej dyscyplinie bywa pewnie różnie.
CZYTAJ TEŻ: Sassy Gym również dla dzieci! Jeszcze ciekawsza oferta rzgowskiej siłowni
Skoro w kontekście walk idziecie w stronę profesjonalizacji i zawodowstwa, nie uciekniemy od pytania: co jest największym dotychczas sukcesem strefy fight Sassy Gym czy klubu Anaconda Team?
– Ważne jest dla nas to, że nasi zawodnicy regularnie walczą. Praktycznie co miesiąc ktoś z Anacondy startuje w galach. Można powiedzieć, że teraz, na koniec roku, nasza grupa jest już mocno wyeksploatowana. Z uwagi na osiągnięcia najbardziej medialni są Dawid Borzęcki i Rafał Marczuk, którzy walczą u nas zawodowo. Co do sukcesów, nie chciałbym jednak wypowiadać się personalnie. Jestem dumny z wszystkich naszych fighterów, a najlepiej czuję się na naszych galach, bo wtedy mogę w jednym miejscu obejrzeć wielu z nich i im kibicować, ale też widzieć jak sobie radzą w trudnych, wymagających warunkach. Ważnym wydarzeniem była dla nas na pewno gala Wirtuoz Challenge w Wolborzu, gdzie wszyscy nasi zawodnicy wygrali swoje walki. Z hali wychodziłem pewnie o kilkanaście centymetrów wyższy. Bardzo miło zrobiło mi się wtedy na sercu.
Wspomniał pan o własnych galach. To chyba ważny punkt działalności Sassy Gym? Będziecie dalej szli w tym temacie? W kończącym się roku potrafiliście pokazać się z bardzo dobrej strony.
– Faktycznie, za nami chociażby gala parkingowa MMA, pierwsza taka w Polsce. Co prawda, nie wszystko poszło wówczas idealnie, ale efekt końcowy zebrał wiele pozytywnych recenzji. Trzeba pamiętać, że kluczowym czynnikiem dla takiego wydarzenia jest pogoda, a my zmagaliśmy się z deszczem niemal do startu gali. Oktagon czy trybuny stawialiśmy o godzinie piętnastej, a około siedemnastej startowaliśmy z pierwszymi walkami. Łatwo nie było, ale kiedyś chciałbym to powtórzyć, może nawet na większą skalę. 4 grudnia tego roku mieliśmy organizować kolejną galę halową, ale z powodu zamieszania z rosnącymi kosztami energii i inflacją, które uderzyły również w naszych partnerów i potencjalnych sponsorów, musieliśmy to wydarzenie przenieść na początek wiosny. Nie ma jednak mowy, żebyśmy ten pomysł zarzucili. Mając takich zawodników i trenerów musimy ich promować również przez własne gale. W praktycznie każdej walce wychodzi wtedy nasz zawodnik, więc możemy mówić o walkach Anaconda Team vs Cała Polska (śmiech). Wtedy wszystko już w rękach i nogach zawodników, żeby istnieć i pokazać się szerszej publiczności. Przez takie wydarzenia słyszą o nas większe organizacje. Temu służyć ma stworzenie Anaconda Fight League (AFL). Pamiętajmy, że naszą figherską domeną nie jest tylko MMA. Co 3 miesiące organizujemy turnieje AFL w boksie, które odbywają się u nas w klubie. Wystartować w nich może w zasadzie każdy, kto czuje się na siłach.
Czy w związku z tym na liście marzeń znajduje się gala w Atlas Arenie?
– Na pewno chciałbym kiedyś zrobić wydarzenie na kilka tysięcy osób. Na razie ciężko się przebić przy organizacjach takich jak KSW, FEN czy Babilon, ale małymi krokami robimy swoje. Od dziecka uczony byłem przez ojca, że albo robimy coś dobrze, albo wcale. Przekłada się to na wszystko. Na potwierdzenie jedna z naszych gal, zorganizowana na rzgowskim GOSTiR, otrzymała nagrodę Polish Fighters za najlepszą lokalną galę roku. To bardzo miłe wyróżnienie, zwłaszcza że otrzymaliśmy je za nasz pierwszy taki event. Staramy się dokładać wszelkich starań, by te wydarzenia stały na najwyższym poziomie. Spływa do nas wiele pozytywnych głosów na ich temat. Zawodnicy śpią w dobrych hotelach, honorarium mają wypłacane od ręki. Mam szczerą nadzieję, że niczego im nie brakuje.
Czyli w świecie MMA jesteście zauważani i doceniani?
– Myślę, że tak. Po naszych zawodników zgłaszają się różne federacje. Wiadomo, że nowemu klubowi zawsze jest ciężko, więc musieliśmy szukać swoich wejść, pokazywać się, gdzie to tylko możliwe. Duże znaczenie ma to, że jesteśmy wiarygodnym i solidnym partnerem. Nie zdarzają się raczej sytuacje, żeby nasi zawodnicy nie dojechali na walkę, a jeśli trafi się kontuzja to staramy się mieć gotowe zastępstwo. Nie jest to niestety w tym sporcie takie oczywiste.
Jak idzie wam budowanie popularności w Łodzi?
– Najłatwiej dotrzeć nam, z uwagi na położenie, do mieszkańców Chojen. Na naszą korzyść działa tu infrastruktura drogowa, bo od wielu naszych klientów słyszymy, że łatwiej im dojechać do nas w Rzgowie, niż przebijać się gdzieś przez Łódź i miejskie korki. Przewagę nad odległością bierze czas dojazdu. Ale trafiają do nas również osoby z innych dzielnic.
To chyba dobry prognostyk świąteczny? Sassy Gym będzie normalnie czynne w tygodniu między Bożym Narodzeniem a Nowym Roku?
– Zgadza się. Mamy super warunki. Na siłowni każdy znajdzie coś dla siebie. Opiekę nad trenującymi sprawują świetni trenerzy, podchodzący do swojej pracy na sto procent. Mamy pełnowymiarowy ring olimpijski, oktagon i matę do zapasów, więc miłośnicy sportów walki na pewno nie wyjdą od nas zawiedzeni. Muszę też wspomnieć o naszym fizjoterapeucie, który jest cały czas obecny na miejscu i zapewnia podstawową opiekę medyczną. Dlatego, życząc wszystkim czytelnikom Łódzkiego Sportu zdrowych, spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia, zapraszam jednocześnie do nas na spalanie nadprogramowych, poświątecznych kalorii. Otwarci jesteśmy w dniach 27-30 grudnia, a potem na dobre wracamy 2 stycznia, a że znajdziecie nas tuż obok centrum handlowego Ptak Outlet, czas na wymianę prezentów świątecznych też się znajdzie… (śmiech).
Rozmawiał Marcin Olczyk
Anaconda Fight LeagueAnaconda TeamboksMMAPiotr OgrodowiczSassy Gymsporty walkitrening personalny