Nie ulega żadnej wątpliwości, że w nocy z poniedziałku na wtorek miałem kłopoty z zaśnięciem. Przez sen, który gdzieś tam nadszedł, zgrzytałem zębami, a rano wstałem jak zdjęty z krzyża. Zawdzięczam te stany niestety piłkarzom LKS-u i Widzewa. Zacznę od meczu widzewiaków, którzy zagrali tak, jak się spodziewałem. Porażka z Jagiellonią była przez mnie wkalkulowana w 20. kolejkę. Dla mnie faworyt był tylko jeden – “Jaga”. Nie dlatego, że jestem wielbicielem kartaczy i babki ziemniaczanej. Jestem już doświadczonym przez los i nasze kluby znawcą polskiego futbolu. Przewaga drużyny z Podlasia była niekwestionowana i ewidentna.
TYLKO W ŁS PREMIUM: Trzeba bić na alarm! Widzew zmierza do pierwszej ligi [ANALIZA]
Adrian Siemieniec, trener ekipy gości, stworzył bardzo dobry, jak na polskie warunki, team. Świetny Imaz, solidny blok obronny z Wdowikiem i Dieguezem na czele oraz bardzo ciekawie grający pomocnicy stanowili dla podopiecznych Daniela Myśliwca zaporę nie do przebycia. Dodajmy jeszcze nasze problemy z bramkarzami, słabszą niestety dyspozycję Marka Hanouska i kompletnie będącego bez formy Jordiego Sancheza. Słabo to wyglądało, a aktywny Andriejs Ciganiks, mimo ogromnych starań, luk nie wypełnił. Wstawiony do bramki Jan Krzywański przy trzech golach gości nic nie mógł zrobić i wstydu nikomu nie przyniósł. Mimo ambitnej jego postawy (świetna obrona strzału Imaza) na niewiele się to zdało. Sanchez kolejny raz denerwuje kibiców nieustannymi dyskusjami z sędzią i rozpaczliwymi próbami wymuszania rzutów karnych. Traci energię w kontrowersyjnych sytuacjach, a potem na energiczne akcje brakuje mu sił. Pozbawiony dokładnych podań niestety niewiele może zrobić.
Szkoleniowiec Lecha Mariusz Rumak, którego spotkałem przed i po meczu, zmartwionej miny nie miał. Widzewa raczej bać się nie musi, a Jaga to najbliższe dni, bo już w sobotę o 17.30 w Białymstoku…
Obserwatorzy nie kryją radości, bo ponoć obejrzeliśmy świetny mecz. Ambitny Widzew kontra wyrachowana Jagiellonia. Cały czas miałem wrażenie, że ekipa z Białegostoku gra na 70 procent swoich możliwości. Życie, czytaj liga, pokaże.
W poniedziałek mile zaskoczył ŁKS. Wprawdzie przegrywał 0:1 po fatalnym, juniorskim błędzie Arndta, ale jeszcze przed przerwą zdołał wyrównać. Kay Tejan rozgrywał znakomite spotkanie, asysta przy golu Balicia… palce lizać. W drugiej połowie to łodzianie dyktowali warunki gry. Znów Tejan popisał się cudownym podaniem do Daniego Ramireza i tylko ogromna szkoda, że pomocnik ŁKS-u zmarnował 100-procentową szansę, szukając luki między nogami bramkarza, a prościej było podnieść piłkę i pobiec na środek, ciesząc się ze zdobytego gola. Ramirez ma przez to u mnie niższą notę, choć grał bardzo dobre spotkanie. Ustawiony w środku pola (wreszcie) był jednym z liderów zespołu.
Zwracam także uwagę na znakomity występ 28-letniego stopera Rahila Mammadova. Żółta kartka dla twardo grającego Azera to kompletne nieporozumienie i przykład dmuchania na zimne. Na VAR-ze pracował niezastąpiony Szymon Marciniak, który nie ustrzegł się kompromitującego błędu w ostatnich sekundach spotkania. Do piłki uderzonej dość lekko w środek bramki gospodarzy próbował wystartować Marcin Flis, ale został brutalnie powstrzymany faulem. Obrońca Korony nie interesował się piłką, lecz starał się za wszelką cenę powalić obrońcę ŁKS-u. Szymon Marciniak i jego koledzy nie zareagowali, co tylko potwierdza moje przypuszczenia, że mimo całej tej technologii i szukania sprawiedliwości nadal w polskiej piłce dzieją się rzeczy niedopuszczalne.
CZYTAJ TEŻ: Na derby Łodzi biletów nie ma, ale można wspierać ŁKS w jeszcze ważniejszym meczu
Arbiter tej klasy powinien obejrzeć na monitorze to zdarzenie, tak jak w niedopuszczalny sposób pozwolił na cyrk w meczu Śląska z Pogonią Szczecin. Bramkarz gości Valentin Cojocaru dał popis marnego aktorstwa sugerując, jak wielką krzywdę zrobiła mu mała buteleczka z płynem. Był więc krzyk, interwencja masażystów, obolała mina, a powinien to Marciniak zakończyć kartką dla symulującego golkipera. Aktorów, podburzających widownię na polskich boiskach nam nie potrzeba. To wstyd, a szanujący się sędzia powinien szybko ten kabaret przerwać. Niech nikt nie myśli, że akceptuję takie zachowania publiczności, ale cyrk wywołany przez Rumuna powinien być przerwany bardzo szybko.
I na koniec jeszcze jedna uwaga do pomocników i obrońców ŁKS-u. Ludzie!!! Gracie naprawdę niezłe spotkanie, ale na luz przyjdzie pora po końcowym gwizdku. I tak przy biernej postawie zespołu z mojej ukochanej Łodzi rezerwowy twardej, lecz przewidywalnie grającej Korony trafił do siatki. A potem tylko płacz i nocne zgrzytanie zębami zostaje sympatykom Naszych drużyn. I nie wiem, czy pozyskanie przez Widzew tak dobrego kiedyś bramkarza Rafala Gikiewicza coś zmieni. Może doda ognia w Derbach. Oby, bo początek ligi mamy słabiutki.
Dariusz Postolski, dziennikarz, komentator sportowy, ekspert Radia Łódź