Jeden z ulubieńców kibiców Widzewa – Bartłomiej Pawłowski – znów zagra w czerwono-biało-czerwonych barwach. Przez lata kibice marzyli o powrocie także innych piłkarzy, ale to już się nie ziści.
„Pawłowski wrócił do domu”, „Witaj w domu” – głoszą nagłówki portali internetowych po informacji, że 29-letni atakujący podpisał kontrakt z Widzewem. Rzeczywiście pochodzący z Ozorkowa piłkarz w Widzewie grał 9 lat temu. Nie rozegrał wielu meczów, bo tylko 17, ale i tak stał się jednym z ulubieńców kibiców. Wpływ na to na pewno miało to, że Pawłowski kibicował klubowi, ale przede wszystkim jego ofensywna, często efektowna gra.
To nie pierwszy powrót byłego ulubieńca trybun w ostatnich latach. Najgłośniejszy był oczywiście come back Marcina Robaka latem 2019 roku. Było to zresztą nie tylko wielkie wydarzenie dla kibiców czerwono-biało-czerwonych, ale w ogóle w polskiej piłce, bo przecież Robak był wtedy czołowym strzelcem ekstraklasy i miał oferty ze zdecydowanie mocniejszych i bogatszych klubów od Widzewa. A jednak wybrał drugoligowy wtedy Widzew.
Kibice byli wniebowzięci. I Robak w Widzewie nie zawiódł. Zdobył 21 goli w 33 meczach. Był drugim strzelcem w sezonie w lidze, który zakończył się awansem do Fortuna 1. Ligi. Kolejne rozgrywki były już słabsze nie tylko dla Robaka, ale w ogóle Widzewa. Chociaż i tak 38-letni wtedy napastnik zdobył dla drużyny najwięcej goli. Podczas drugiego pobytu w klubie z al. Piłsudskiego 138 wyszedł zresztą na czoło klasyfikacji najskuteczniejszych piłkarzy w historii Widzewa w oficjalnych rozgrywkach.
Był Robak, a teraz jest Pawłowski, który otwiera swój drugi rozdział w Widzewie. Niestety nie zrobił tego nigdy Stefano Napoleoni, inny były ulubieniec widzewskich trybun. Sympatyczny Włoch z długą kitką grał w Łodzi od lata 2006 roku do zimy 2009. W 62 meczach zdobył 11 goli. Do klubu sprowadził ówczesnego 20-latka Zbigniew Boniek. I Napoleoni szybko stał się ulubieńcem kibiców. Charakteryzował się dobrą techniką i przebojowością. Poza boiskiem cały czas się uśmiechał i szybko nauczył się mówić po polsku. Musiał jednak odejść, bo nie dogadywał się z działaczami – w klubie rządził wtedy Sylwester Cacek.
Włoch kontynuował karierę w Grecji (Levadiakos, Atromitos), a potem w Turcji (Besaksehir, Göztepe SK, ). W końcu wrócił do swojego kraju, ale nie ogłosił końca kariery. O 35-latka zaczynali dopytywać kibice Widzewa. Łukasz Stupka, dyrektor sportowy łódzkiego klubu, sugerował nawet, że kontaktował się z Włochem, ale nie wiadomo, ile w tym prawdy. W każdym razie do powrotu nie doszło, a Stefano wrócił do Turcji. Podpisał kontrakt z Ümraniyesporem, drugoligowcem, który walczy o awans. Dotychczas wystąpił w siedmiu meczach i strzelił trzy gole. Do Widzewa już nie wróci. Jest za późno.
Nie zobaczymy w nim też już pewnie Veljko Batrovicia. Ofensywny pomocnik, którego lata temu ochrzczono czarnogórskim Leo Messim, nie zrobił niestety dużej kariery. W Widzewie był jednak bardzo lubiany i kibice często pisali w internecie, że chętnie znów zobaczyliby go w czerwono-biało-czerwonych barwach.
Do Łodzi trafił zimą 2012 gdy miał 17 lat i grał dla kibiców Widzewa do lata 2015 roku. W 60 meczach zdobył 4 bramki. W klubie długo liczyli, że zarobią na jego transferze, ale nie udało się to, a jego kariera nigdy nie nabrała tempa, m.in. przez kontuzje.
Po odejściu z Widzewa Batrović grał w trzech klubach w Słowenii (zdobył m.in. Puchar tego kraju), potem w Bułgarii, Serbii i w końcu trafił do Grecji. Ostatnie wieści są takie, że Czarnogórzec nie ma klubu po odejściu z Olympiakosu Wolos z drugiej ligi. Batrović ma dopiero 27 lat, więc teoretycznie jeszcze co najmniej kilka lat gry przed nim, ale już chyba Widzewowi by nie pomógł.
Alex Bruno jest młodszy o rok i gra w Kazachstanie. W Widzewie z kolei był przed dwa lata od 2012 do 2014 roku. Rozegrał w nim 46 meczów i zdobył 4 gole. Do Łodzi trafił przez przypadek. Podczas zgrupowania łodzian w Tunezji w grupie trenujących młodych piłkarzy z Brazylii wypatrzył go trener Radosław Mroczkowski i zaprosił na testy. Alex Bruno (razem z Emersonem Carvalho) przyleciał do Polski i najpierw trenował z drużyną Młodej Ekstraklasy, a potem trafił już do pierwszej drużyny. W Widzewie czarował dobrą techniką, a poza boiskiem uśmiechem.
Niestety on też musiał odejść, bo trudno mu było dogadać się z ludźmi Sylwestra Cacka. Kontrakt rozwiązano za porozumieniem stron, które zakładało m.in. że Brazylijczyk nie mógł przez trzy lata podpisać umowy z żadnym innym polskim klubem. Alex Bruno musiał więc wyjechać. Wrócił do Brazylii, ale znów ruszył na podbój świata i grał w Mołdawii, Korei Południowej aż dotarł do Kazachstanu. Od kilku lat występuje w klubie FK Atyrau, w którym gra też wychowanek Widzewa Piotr Grzelczak.
W ostatnim dziesięcioleciu idolami kibiców Widzewa, chociaż niestety zbyt krótko, byli też Nika Dzalamidze, Gruzin, który czarował techniką, Eduards Vinaskovs, bramkostrzelny Łotysz, a zadatki na idola miał Filip Mihaljević, napastnik z Chorwacji, który miał znakomite wejście do drużyny.
Ich przygody z Widzewem nie trwały jednak zbyt długo i w ogóle za dobrze im się nie ułożyło. Gruzin wylądował niedawno na Malcie, Chorwat w Irlandii, a Łotysz, po nieudanej przygodzie z Pogonią Siedlce został póki co bez klubu. Żaden z nich nie pomógłby już Widzewowi.
Pomóc może – trzymamy kciuki- idol sprzed 9 lat, czyli Bartłomiej Pawłowski.
Alex BrunoBartłomiej PawłowskiEduards VisnakovsMarcin RobakStefano NapoleoniVeljko BatrovićWidzew Łódź