W pierwszej części wywiadu z prezesem Widzewa Łódź poruszyliśmy tematy transferów, kontuzji Jordiego Sancheza oraz wagi pierwszych meczów nowego sezonu. Zapraszamy do lektury.
Bartosz Jankowski: Zacznijmy od tematu, który w ostatnim czasie rozgrzewa kibiców do czerwoności, czyli od transferów. Fani czekają na gwiazdy, a do tej pory takich nie sprowadziliście.
Michał Rydz (prezes Widzewa Łódź): To zależy, co kibice rozumieją przez słowo „gwiazda”.
Myślę, że Dani Ramirez, który pokazał się z niezłej strony w naszej lidze, byłby namiastką gwiazdy.
No właśnie, pokazał się, ale to było ponad trzy lata temu. I to jest właśnie ta kwestia, jak i za co danego zawodnika oceniamy. Jestem przekonany, że znakomita większość kibiców nie oglądała meczów ligi cypryjskiej od deski do deski w tym sezonie, a wypowiadali się negatywnie o transferze Luisa Silvy.
No pewnie ma pan rację. Prawdopodobnie nie oglądali także ligi belgijskiej, gdzie grał, albo raczej nie grał, Dani Ramirez.
My w procesie transferowym oceniamy kilka aspektów. Po pierwsze ostatnie miesiące w wykonaniu danego zawodnika. Po drugie, oceniamy jego potencjał, czyli to, jak ewentualnie może się rozwinąć i po trzecie, jaką wartość sportową da nam dzisiaj, a nie jaką dawał dwa czy trzy lata temu. Do tego bierzemy pod uwagę to, czy ma cechy i umiejętności, na których nam zależy. Po to przeprowadzamy pełny proces skautingowy, żeby być przekonanym co do tego ruchu. Mogę jeszcze zdradzić ciekawostkę, dotyczącą naszego skautingu. W najbliższym odcinku serialu „Widzew. Razem Tworzymy Siłę” będzie pokazane jedno ze spotkań pionu sportowego, który się odbył około cztery miesiące temu i tam padło nazwisko Frana Alvareza, jako naszego numeru jeden. Czyli cztery miesiące temu my już wiedzieliśmy, że ten zawodnik jest wytypowany. Do tego czasu przeszedł proces skautingowy. Oczywiście dalej monitorowaliśmy jego sytuację w klubie, ocenialiśmy jego potencjał, ale byliśmy zdeterminowani co do tego ruchu. Trzeba też powiedzieć, że Jordi Sanchez pomógł w przeprowadzeniu tego transferu, bo był najlepszą wizytówką tego, co się u nas dzieje. Nie ma lepszej referencji dla zawodnika niż jego kolega piłkarz, który może mu opowiedzieć o klubie, o mieście, o trenerze. Uważam, że jest to w pewnym sensie sukces klubu, że nasi obecni zawodnicy są ambasadorami Widzewa i przekonują innych zawodników, podpisując się jednocześnie pod projektem, który dzisiaj wspólnie realizujemy.
Odwołał się pan do Jordiego Sancheza oraz do serialu, więc połączę te dwa wątki. W jednym z odcinków było pokazane, że współpraca na linii Janusz Niedźwiedź – Jordi Sanchez miała też swoje gorsze momenty.
Takie sytuacje w piłkarskiej szatni to nic nadzwyczajnego. Pamiętajmy, że to grupa prawie trzydziestu facetów o wysokim poziomie testosteronu, ambitnych sportowców. Pokazując te kulisy jesteśmy świadomi, że pokazujemy coś, co dla nas jest codziennością. Nigdy nie będzie takiej sytuacji, że wszystko będzie idealne i cukierkowe. Ważne jest jednak to, by nawet w momentach sporów i nieporozumień pamiętać o zasadach wzajemnego szacunku. Relacje międzyludzkie w klubie sportowym niejednokrotnie są na poziomie wrzenia, bo w grę wchodzą ogromne emocje. Jeszcze raz podkreślę – to są ambitni ludzie, którzy w dobie kryzysu, który przechodziliśmy w rundzie wiosennej, też to wszystko bardzo przeżywali. Nie mam jednak wątpliwości, że dzisiaj Jordi jest ambasadorem Widzewa. Transfer Frana Alvareza jest najlepszym przykładem tego, że te tarcia w drużynie są w pewnym sensie normalne, a relacja pomiędzy Jordim i trenerem Niedźwiedziem jest wciąż bardzo dobra. Jordi w Widzewie czuje się swobodnie i chce się dalej rozwijać pomimo problemów zdrowotnych, które ma i z którymi musi sobie teraz radzić.
No właśnie, co się dzieje z Jordim Sanchezem? Mówi, że ma złamaną kość, ale bierze udział w treningach, po czym opuszcza zgrupowanie. Wszystko to bardzo dziwnie wygląda.
Już wszystko wyjaśniam. Sytuacja Jordiego była konsultowana zarówno przez naszych profesorów jak i profesora w Barcelonie, który zajmuje się tego typu urazami. Każda z ekspertyz mówi, że ten rodzaj urazu nie kwalifikuje się do operacji. To znaczy może do niej dojść, ale szansa, że pomoże jest niewielka, zaś ryzyko, że zaszkodzi jeszcze bardziej, jest znacznie większe. Rekomendacja ze strony lekarzy jest więc taka, by stosować profilaktyczne rozwiązania, które mają mu pomóc w zmniejszeniu tego dyskomfortu. Jednym z tych elementów jest między innymi wkładka do buta. Niestety zawodnik odczuwa na dzisiaj dolegliwości bólowe. Do tego dochodzi też aspekt mentalny i kwestia progu bólu, z którym piłkarz musi sobie po prostu poradzić, musi po prostu funkcjonować z tego typu dolegliwością. Jordi nie jest w tym wszystkim sam, ma wsparcie klubu, poleciał na konsultację zagraniczną, cały czas jest pod opieką naszych fizjoterapeutów. Wspieramy go we wszystkich kwestiach związanych właśnie z procesem leczenia. Ze zgrupowania wyjechał w związku z potrzebą dalszej rehabilitacji. Nie jestem lekarzem, więc nie chcę tutaj mówić o szczegółach tego leczenia. Mogę natomiast powiedzieć, że ta sytuacja mnie frustruje, nie będę ukrywał, bo chciałbym, żeby Jordi był gotowy do rywalizacji już dawno. Daliśmy mu po sezonie odpocząć, nie braliśmy go pod uwagę w ostatnich meczach. Chciałbym, by wrócił jak najszybciej, ale najważniejsze jest zdrowie zawodnika, dlatego będziemy podejmować działania pod kątem wspomnianej profilaktyki.
W związku z kontuzją Jordiego zespół pozostaje praktycznie bez typowego napastnika. W związku z tym nasuwa się pytanie, czy jako szef Widzewa, jest pan zadowolony z pracy dyrektora sportowego?
Tak, jestem zadowolony z pracy dyrektora sportowego. Oczywiście chciałbym, żeby te transfery pojawiły się szybciej, ale zdaję sobie sprawę, że nie funkcjonujemy w próżni. Jednocześnie nie możemy podejmować decyzji pod kątem jakiejś presji czy naszego widzimisię. Dzisiaj rozmawiamy o zawodnikach, których nie jesteśmy pierwszym wyborem. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że mówimy o napastniku, bo dzisiaj cała Europa szuka napastnika. Chciałbym podkreślić, że jesteśmy gotowi na transfer gotówkowy, ale musimy te pieniądze wydać mądrze. Mamy zabezpieczone środki i ściągniemy zawodnika do poważnej rywalizacji z Jordim na przestrzeni całego sezonu. Te negocjacje są naprawdę dość nieprzewidywalne. Ostatnio ponowiliśmy kontakt z naszym numerem jeden, z którym miesiąc temu temat był praktycznie zamknięty, nasze oferty były odrzucane. Sytuacja się jednak zmieniła, pojawiła się przestrzeń do rozmów i teraz musimy podjąć decyzję, na którego zawodnika się decydujemy. Także proszę o zrozumienie, bo te wszystkie kwestie nie dzieją się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie możemy ulegać presji czasu, kosztem jakości umów z piłkarzami..
Ja to rozumiem, ale przecież do ligi pozostały niecałe dwa tygodnie. Nie jest tajemnicą, że piłkarze potrzebują trochę czasu na aklimatyzację w nowym miejscu oraz na zrozumienie taktyki drużyny. Czy nie obawia się pan, że, w przypadku złych wyników na początku sezonu, trener wykorzysta te argumenty?
Myślę, że trener dostał od zarządu tak dużo zaufania, że o tego typu ruchy nie powinien się bać. Ja tylko przypomnę, że Patryk Lipski czy Ernest Terpiłowski byli wprowadzeni do pierwszego zespołu w mniej niż 10 dni po transferze, więc też na każdy argument znajduje się inny przykład. Sztab już pokazał, że potrafi sprawnie wprowadzać zawodników do tego modelu gry.. Oczywiście rozumiem oczekiwania trenera, jeśli chodzi o wzmocnienia, to jest dla mnie jasne, natomiast też nie będziemy działać pod jakąkolwiek presją. Jesteśmy świadomi, jak dzisiaj rynek funkcjonuje i że za wzmocnieniami idą określone uposażenia finansowe. Oczywiście chciałbym, by te transfery były już zrealizowane, ale nie można powiedzieć, że stoimy w miejscu, bo sukcesywnie realizujemy nasze priorytety zakładane przed okienkiem. Wzmocniliśmy rywalizację wśród młodzieżowców, wzmocniliśmy środek pola i obronę. A trzeba pamiętać, że okienko transferowe będzie otwarte jeszcze długo. Cały czas otwarcie mówimy o tym, że potrzebujemy pozycji numer dziewięć, potrzebujemy trzeciego bramkarza do rywalizacji i zastanawiamy się nad jeszcze jednym zawodnikiem. W sumie chcemy zakontraktować jeszcze trzech piłkarzy. Wtedy będę mógł powiedzieć, że jestem w pełni zadowolony z okresu transferowego.
Mateusz Dróżdż twierdzi, że kluczowy dla losów Widzewa w nowym sezonie będzie początek rozgrywek – pierwsze pięć meczów. Czy twierdzi pan podobnie i czy w przypadku ewentualnej kiepskiej postawy zespołu trener Niedźwiedź będzie musiał zacząć się martwić o swoją posadę?
Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że ta seria nie może trwać dłużej. Wiemy doskonale, jak wyglądała końcówka sezonu, więc dla mnie kluczowym spotkaniem będzie mecz z Puszczą Niepołomice. To będzie pierwszy mecz u siebie. Wymagam tego, by zespół dobrze wszedł w sezon, ale, co najważniejsze, przerwał serię porażek w Sercu Łodzi. Te pięć meczów, o których mowa, to taki pierwszy moment, w którym możemy ocenić, jak dany zespół wszedł w sezon. Dla nas będzie on bardzo istotny. Dodatkowo pamiętajmy, że w czwartej kolejce rozgrywamy u siebie derby Łodzi, które są dla nas niezwykle prestiżowe.
A co z transferami wychodzącymi? Dostaliście oferty za swoich piłkarzy?
Na dzisiaj wpłynęła jedna oferta za jednego z piłkarzy, którą odrzuciliśmy, bo nie była dla nas satysfakcjonująca. I to na razie tyle, bo więcej ofert na dziś nie ma, choć oczywiście zapytania się pojawiają. Rynek transferowy, zarówno dla nas jak i dla innych, jest taki sam, trwa tak naprawdę do września, więc wiele tu się może wydarzyć. Kluby czekają, sondują różnych zawodników. Możliwe, że pojawi się nagle oferta za zawodnika, którego w ogóle nie braliśmy pod tym kątem pod uwagę, więc rynek monitorujemy też pod tym względem. Uważam zresztą, że Widzew powinien mieć sondowanych zawodników na każdej pozycji, o profilach zarówno ofensywnych, jak i defensywnych, młodzieżowców czy zawodników bardziej doświadczonych, zarówno z regionu Polski jak i z zagranicy. To niezbędne, co pokazała sytuacja, kiedy kontuzji doznali Jakub Wrąbel i Konrad Reszka i pilnie potrzebowaliśmy bramkarza, choć przecież nikt tego nie był w stanie przewidzieć. Tak trafił do nas Henrich Ravas, który na dzisiaj jest naszym numerem jeden.
Z Michałem Rydzem rozmawiał Bartosz Jankowski (TVP3 Łódź)
1 Comment
Człowieku,nie odwracaj kota ogonem,jakie “gwiazdy” jesteś w stanie sprowadzić,jeśli przeciętny gracz tej ligi np. taki Sekulski,jest poza twoim zasięgiem finansowo,operacyjno,organizacyjnym? W tym okienku przegraliście wszystkie batalie o interesujących piłkarzy z naszej Ekstraklasy (Dominqez,Chuca,Nalepa,Gajos i inni),a ty pieprzysz farmazony,że chcieliśmy gwiazd,tylko nie jest nas na to stać? Kluby o dużo niższych od naszego budżetach kupują na potęgę dobrych piłkarzy za żywą gotówkę,a ciebie na to nie stać? No tak,pewnie nie stać,bo naszą kasę trzeba podzielić pod stołem między właściciela i kilku możnych decydentów,a drużyna niech sama sobie poradzi …Wstydu w ogóle nie masz razem ze Stamirem,bo taka biedna Puszcza kupiła sobie reprezentacyjnego stopera Mołdawii i kilku obiecujących zawodników,a wy manipulujecie jedynie kibicami i mówicie,że nie macie pieniędzy na takie zakupy…Nie bierzcie kasy pod stołem,to środki na piłkarzy natychmiast się znajdą i teraz ja wam szybciutko pokażę,gdzie one leżą…